~ The Killer in Me ~

translated by Technopagan


Tłumaczenie oryginalnie umieszczone w Buffypedii (www.buffypedia.prv.pl)
[Nie zmieniaj powyższych linii]

Zabójca we mnie

 

(Dom Buffy, dzień. Do salonu wchodzi ubrany w kurtkę Giles. Na kanapie siedzą Dawn i Buffy.)

GILES: Jesteście pewne, że dacie sobie radę?
DAWN: Nie będzie cię tylko dwa dni?

BUFFY: Dawałyśmy sobie radę nawet przez dłuższy czas.

GILES: Racja. Oh, (zauważa coś leżącego na kominku) Dawn, Vi zostawiła te dokumenty na kominku, mogłabyś je zanieść do samochodu. Przy okazji mogłabyś trzepnąć ją nimi w głowę, żeby nie zostawiała tego gdzie popadnie.

DAWN: (bierze teczkę i idzie do drzwi) Dobra. Robi się.

GILES: (siada naprzeciwko Buffy) Ja, tylko, źle się czuję, że znowu zostawiam cię samą. Teraz, kiedy wszystko… (ściąga okulary, przeciera oczy) tak się komplikuje.

BUFFY: Wiem. Ale powinieneś jechać. Ten wyjazd jest ważny dla dziewczyn, aby zrozumiały źródło ich mocy i żeby się dowiedziały, jak jej właściwie używać.

GILES: Mam nadzieję, że docenią wysiłek, którego to będzie wymagało. To będzie przerażające i trudne. A jednak ktoś powiedział im, że ta wyprawa składa się z wyprawy na pustynie, pokazuj tańca-połamańca w moim wykonaniu (mina Buffy mówi, upsi) i ukazania się przerażającej dzikiej pogromczyni, która będzie im odpowiadać zagadkami. (Giles spogląda pytająco na Buffy)

BUFFY: Nie tak to ujęłam. (Willow zbiega ze schodów, Buffy zostaje uratowana z niezręcznej sytuacji) Heeej, co z Kennedy?

WILLOW: Nadal ma grypę. Żałuję, że ominie ją ten wyjazd. Prosiła, żebyś więcej za nią pomedytował i przywiózł jej jakąś pamiątkę.

GILES: Ah, pamiątkę. Wiedziałem, że to skończy się jak harcerska wycieczka.

BUFFY: Ooo, tak.

(Do domu wpada Xander.)

XANDER: Giles, sądzę, powinieneś wyjść do nich.

GILES: (przerażony) O, Boże. Co?

(Do domu wchodzi Dawn.)

DAWN: Molly i Rona biją się, która będzie prowadzić pierwsza.

BUFFY: Chyba teraz żałujesz, że nie wiedziałeś wcześniej o ich prawach jazdy. Co?

(Do domu wchodzi Anya.)

ANYA: Rona wygrała. Sądzę, że powinieneś pozwolić prowadzić Molly. (Anya kontynuuje mówienie czegoś o Molly, kiedy razem z Willow oddalają się w głąb salonu)

GILES: (wzdycha) Tylko proszę zadbajcie o swoje bezpieczeństwo, kiedy mnie nie będzie.

BUFFY: Ty też.

(Cięcie. Buffy schodzi w dół do piwnicy. Na łóżku pod ścianą siedzi Spike.)

BUFFY: Hej.

SPIKE: Hej.

BUFFY: Giles już pojechał na pustynie.

SPIKE: Dał nam szansę na odetchnięcie.

BUFFY: Od Giles’a?

SPIKE: Pd ciągłego tupotu masy nastoletnich stóp.

BUFFY: Nie mam pojęcia, o czym mówisz.

SPIKE: No przestań.

BUFFY: Podoba mi się moja odpowiedzialność bycia mentorem, wzorem do naśladowania, przewodnikiem… (siada na łóżku) O Boże, nie mogę przeżyć tego, że przez całe dwa dni łazienka będzie tylko moja.

SPIKE: To jak plaga w najgorszym znaczeniu.

BUFFY: Widziałeś, co się stało z kuchnię, od kiedy tu przyjechały?

(Hmm, Spike zmienia pozycję, przy okazji dzwoni łańcuchami, tak, tak, jest przykuty do ściany ;))

SPIKE: Staram się nie schodzić im z drogi.

BUFFY: Zauważyłam.

SPIKE: Tak jest lepiej, uwierz mi, jest bezpieczniej.

BUFFY: Dobrze. Ale nic ci nie było, załapałeś kontakt z dziewczynami.

SPIKE: Tak, bo ty byłaś ze mną. Nie pozwoliłabyś mi skrzywdzić żadnej z nich. I tak będzie dopóki nie będziemy pewni, że Pierwszy już mnie nie będzie wykorzystywał. Na razie lepiej, żebym był na smyczy

BUFFY: Muszę się, więc upewnić, że wyzwalacz został dezaktywowany. Mamy kila dni, nie ma tupotu dziewczyn i w ogóle.

SPIKE: Buffy.

BUFFY: Co?

SPIKE: (z dziwną miną) Ał.

BUFFY: Ał?

SPIKE: Ał. Ał. (łapie się za głowę, która najwyraźniej musi go strasznie boleć i rzuca się na łóżku)

BUFFY: Co jest? Spike, co się dzieje?

SPIKE: Chip. Boże, dlaczego- (ma kolejny atak bólu, krzyczy)

(Cięcie. Dom Buffy, noc. Buffy wchodzi do kuchni, słychać gwizdek czajnika.)

WILLOW: Hej, co z nim?

BUFFY: Eh, to przychodzi i odchodzi.

WILLOW: No przynajmniej nie słychać już krzyków. Czyli już jest lepiej. (zalewa herbatę)

BUFFY: Tak sądzisz? To dla drugiej pacjentki?

WILLOW: Taak, pomyślałam, że przyniosę jej trochę herbaty, to może poczuje się lepiej.

BUFFY: (wymownie) Mhmm.

WILLOW: To tylko herbata.

BUFFY: (śmieje się) Will, co wiesz o chipie?

WILLOW: Chipie Spike’a? Pamiętam, że próbowaliśmy się czegoś dowiedzieć, ale wiesz, okazuje się, że jak tajna wojskowa organizacja bada wampiry i umieszcza w ich głowach chipy, które mają je powstrzymać przez krzywdzeniem ludzi, to nie publikują tego na stronach WWW. A co?

BUFFY: Nawet z chipem był w stanie skrzywdzić tych wszystkich ludzi, po praniu mózgu.

WILLOW: Tak, ale był pod kontrolą Pierwszego.

BUFFY: Może coś jest nie tak.

WILLOW: Chip zaczyna przejmować nad nim kontrolę, to będzie fajnie.

BUFFY: (z sentymentem) Pamiętasz, jak wszystko było proste i nudne?

WILLOW: (zastanawia się, po chwili) Nie.

BUFFY: Miłej zabawy, przy *dostarczaniu* herbaty.

WILLOW: (odwraca się do Buffy) Oh, nie kiedy mówisz o tym, jak o czymś nieprzyzwoitym. To tylko herbata.

(Cięcie. Willow puka do pokoju i wchodzi do środka.)

WILLOW: podobno najlepszą rzeczą na przeziębienie jest miły, gorący kubek- (Zauważa, że Kennedy siedzi na łóżku i ubiera buty) kozaków?

KENNEDY: Hej.

WILLOW: Jak na kogoś, kto jest chory, to wyglądasz nadzwyczaj dobrze i jesteś zbyt porządnie ubrana.

KENNEDY: Cóż, em, tu jest dobre oświetlenie, a może to tylko-

WILLOW: Wcale nie byłaś chora.

KENNEDY: Nie. Wcale nie byłam chora.

WILLOW: Oh, zostałaś przyłapana. Xander będzie musiał zawieźć cię na pustynię-

KENNEDY: (przerywa Willow) Willow! Wyluzuj. Jest powód, dla którego nie pojechałam. Mam pewną sprawę, inną sprawę.

WILLOW: Co?

KENNEDY: Coś się szykuje. Mam swoją własną misję (zakłada kurtkę) i potrzebuję twojej pomocy.

(Cięcie. Koncert w The Bronze. Przy stoliku przy drinkach z parasolkami siedzą Willow i Kennedy.)

WILLOW: To jest misja?

KENNEDY: Oh… tak.

WILLOW: A te papierowe parasolki są sygnałem, do czego? (Kennedy wypija łyk) Nie jesteśmy na żadnej misji, prawda?

KENNEDY: Hej, zaufaj mi. Mówiłam ci, mam sprawę. (Willow spogląda na nią z dezaprobatą, wstaje i odchodzi) No przestań, po prostu posiedź ze mną trochę. (Willow się odwraca, Kennedy uśmiecha się) Jesteś seksy, kiedy się złościsz.

WILLOW: Dlaczego to robisz?

KENNEDY: Żebyś tu została.

(Willow podchodzi z powrotem do stolika.)

WILLOW: Dobra, zostanę na jednego drinka, a potem wracam do domu.

KENNEDY: Dobra, jeden drink, pasuje mi. Zacznijmy od prostych rzeczy, od kiedy wiedziałaś- (Willow spogląda na nią) że jesteś lesbijką?

WILLOW: Świetnie, sądzisz, że to jest łatwe? Em, więc po prostu zakładasz, że jestem, em, lesbijką? To znaczy przyjmujesz to za pewne?

KENNEDY: Dobra, przepraszam. Od kiedy uprawiasz seks z kobietami?

WILLOW: Hej! Czy ty  próbujesz na mnie oddziaływać, czy coś?

KENNEDY: Dobra, wiesz, że istnieje lepsze słowo. Oh, ty naprawdę nie umawiałaś się zbyt często, co?

WILLOW: No, ja tylko- Czy- zawsze możesz to stwierdzić, tylko na kogoś patrząc?

KENNEDY: Nie, oczywiście, że nie. To nie byłoby fajne. To jest część procesu, poznawanie dziewczyny jest jak flirtowanie pod przykrywką, to używanie język ciała (Willow zaczyna mieć coraz bardziej przychylny wyraz twarzy)  i śmianie się z odpowiednich rzeczy, i spoglądanie w jej oczy i pewność, że nadal będzie do ciebie szeptać, nawet, jeśli nie będzie nic mówić. I to uczucie, że jeśli tylko ją dotkniesz, tylko raz, wszystko będzie dobrze, dla was obu. To po tym można poznać. Albo jeśli jest naprawdę niezła, to spijasz ją i sprawdzasz, czy będzie na ciebie lecieć. (uśmiecha się do Willow)

WILLOW: Trzy lata temu. Wtedy już wiedziałam. I, i to nie były kobiety, to była kobieta, tylko jedna.

KENNEDY: Szczęśliwa kobieta.

(Uśmiechają się do siebie.)

(Cięcie. Buffy podchodzi do łóżka na którym leży Spike, podaje mu ręcznik.)

SPIKE: Nie sądzę, żeby pękło kolejne narzynko krwionośne. (wyciera zakrwawiony nos)

BUFFY: Musi być jakiś powód, dla którego chip tak szaleje. Może to ma coś wspólnego z wyzwalaczem. Może to ma coś wspólnego z twoją duszą.

SPIKE: A może nie miałem tak długo żyć. (spoglądają na siebie) Kolejna wspólna rzeczy, co nie słońce.

BUFFY: Naprawimy to. Rozpoczniemy poważne poszukiwania-

SPIKE: Buff, nie ma czegoś takiego jak modyfikacje zachowań demonów poprzez wieki.

BUFFY: Racja, tego nie znajdziemy w książce, ale można to załatwić prze telefon.

SPIKE: Co kogo masz zamiar zadzwonić? Rany, chyba już nigdy się o coś takiego nie zapytam.

BUFFY: Wątpię.

(Cięcie. The Bronze. Kennedy i Willow siedzą przy drinkach.)

KENNEDY: Czy twoi rodzice wiedzą?

WILLOW: Tak. Moja mama była taka dumna, jakbym wygłaszała jakieś polityczne przemówienie. A potem to przeminęło i zostałam tylko lesbijką. Nawet jej za dobrze nie poznała.

KENNEDY: Typowe.

WILLOW: Nie przeszkadzało mi to. Tara i ja cenimy prywatność.

KENNEDY: Przykro mi, to musiało być-

WILLOW: Albo raczej, ceniłyśmy prywatność.

(Cięcie. Przedpokój w domu Buffy, Spike siedzi na schodach, Buffy rozmawia przez telefon.)

BUFFY: Tak, agent Finn. Riley, proszę mu powiedzieć, że mamy problem z chipem Spike’a. Nie. Jego chipem. Spike.

SPIKE: Posłuchaj-

BUFFY: Nie. Finn to jego nazwisko. Tak. A czy on tam pracował? Może został przeniesiony? (Spike jest zrezygnowany, siedzi na schodach i wzdycha, nagle łapie się za głowę w ataku bólu) Oh, naprawdę. To jest naprawdę kwiaciarnia? Czy może to jeden z tych razów, kiedy mam pokazać, że naprawdę wiem, że to tajna organizacja? (Spike zwija się z bólu) Może nie powinnam była tego mówić. Em. Dobra, racja. Jak pojawi się tam facet o nazwisku Finn, i będzie chciał kupić kwiaty, to- Tak. Dzięki. (odwraca się do Spike’a, który teraz siedzi na schodach i łapie się za głowę) Zły numer. Albo ogromna rządowa konspiracja. Albo- (zauważa w jakim stanie jest Spike) Spike?

SPIKE: Ten był lżejszy niż poprzednie. Widzisz, pewnie przejdą- (zaczyna krzyczeć z bólu)

(Cięcie. Wracamy do Willow i Kennedy.)

KENNEDY: To było podczas oglądania „Przeminęło z wiatrem”, zobaczyła to i wiedziałam, że chcę zwalić Scarlet z nóg.

WILLOW: Miałaś pięć lat.

KENNEDY: Nie mówię, że to byłoby proste. (uśmiechają się do siebie) Co?

WILLOW: Ja tylko- Nadal nie rozumiem, dlaczego ci się spodobałam. To znaczy, nawet mnie nie znasz.

KENNEDY: A przeglądałaś się w lustrze? (uśmiechają się) No i lubimy te same rzeczy, włoszczyznę, punków, zagadki, walkę ze złem.

WILLOW: Nie lubię żadnej z tych rzeczy, no może poza walką ze złem. Chociaż od tego wolę miły masaż stóp.

Kennedy: Dobra, lubię, jak zawsze wyłączasz „Moulage Rouge” na dvd tak, że kończysz na happy endzie. Lubię jak mówisz, zawsze interesująco. I twoje piegi. Nie interesuje mnie aż tak magia, to dla mnie jak bajkowe opowieści, ale to dla ciebie ważne, tobie na tym zależy, więc to jest w porządku.

(Cięcie. Dziewczyny otwierają drzwi do ciemnego pokoju, Willow zapala światło.)

WILLOW: Huh, to mój przystanek.

KENNEDY: Więc.

WILLOW: Cieszę się, że porozmawiałyśmy.

(Obie wchodzą do pokoju)

KENNEDY: Tak, to oczyściło atmosferę, co?

WILLOW: Tak, totalnie. Atmosfera wyczyszczona, odhaczyć.

KENNEDY: Wiesz (podchodzi bliżej Willow) tak w duchu oczyszczania atmosfery.

WILLOW: Tak?

KENNEDY: Czuję, że powinna być w pewnej sprawie szczera.

WILLOW: Coś się stało?

KENNEDY: Nie. Nie. Tylko- sądzę, że powinnaś wiedzieć (zaczynają się całować, kamera je okrąż i nagle w miejsce Willow pojawia się Warren!!!)

WARREN: To było miłe. (Kennedy odsuwa się od niego, wpada na stolik i strąca lampę, następuje ściemnienie, w miejscu Warren’a stoi Willow, jak się okazuje Willow przybrała fizyczną postać Warren, teraz na przemian będziemy widzieć albo ją albo jego)

WILLOW: Nic ci nie jest? Jak widać też powalam dziewczyny z nóg jedynie siłą swoich ust.

WARREN: (widzimy go oczami Kennedy) Dobra, masz zamiar to podnieść, czy?

KENNEDY: Ja nie- Czym jesteś?

WILLOW: Czy tu chodzi o moje piegi, bo- (podchodzi do szafy i przegląd się w lustrze widzi w nim Warren’a)

WARREN: O, Boże. O, Boże. (dotyka twarzy)

KENNEDY: Co to jest? To chłopka, którego zabiłam.

(Cięcie. Ze schodów zbiega Willow, za nią biegnie Kennedy.)

KENNEDY: Dobra, poczekaj chwilę.

(Warren biega do salonu, Xander, Dawn i Anya podrywają się z kanapy.)

XANDER: Lećcie po Buffy, powiedzcie jej, że Pierwszy wrócił!

WARREN: Nie, ja nie jestem Pierwszym.

ANYA: Nie jesteśmy zainteresowani żadnym z twoich złych kłamstw, słyszeliśmy je wszystkie.

WILLOW: Nie, to ja.

WARREN: To ja, Willow. No, przestańcie. Zapytajcie Kennedy, ona tam była.

KENNEDY: Nie wiem, nie jestem pewna. Byłyśmy w pokoju Willow- (do salony wchodzi Andrew) –i my

ANDREW: (upuszcza talerz) Oh, wróciłeś.

WARREN: Nie, to nie ja. Nie, nie jestem tym. Posłuchaj mnie-

ANDREW: Żadnego słuchania. Teraz wiem, kim jesteś. Wiem do czego mnie zmusiłeś. Twoje obietnice dobrobytu i dziewczyn już na mnie nie podziałają.

ANYA: Buffy!

XANDER: „Mnisi” pewnie się zaraz zjawią.

WARREN: Nie jestem Pierwszym.

ANDREW: Zmusiłeś mnie, żeby to zrobił. Rzeczy, których nie da się już cofnąć. Nigdy.

WARREN: Nie jestem Pierwszym.

(Do pokoju wchodzi Buffy.)

BUFFY: Co tu się do diabła dzieje? (zauważa Warren’a i wymierza mu cios w podbródek) Ał. (Warren upada na podłogę, do pokoju wchodzi Spike, trzymając się za głowę, ledwo idzie)

SPIKE: Buffy.

ANYA: Zaraz.

DAWN: Ale jeśli on jest Pierwszym-

WARREN: Nie jestem Pierwszym.

XANDER: Nie jesteś Pierwszym.

WARREN: Wiem!

ANDREW: O, mój Boże, wróciłeś. (Rzuca się na Warren’a i obejmuje go od tyłu, trafia rękami prosto w piersi Willow)

WILLOW: Hej! Nie dotykaj mnie tam.

(Spike zwija się z bólu)

WARREN: Moglibyście przestać, to ja.

KENNEDY: To Willow.

WARREN: Jestem Willow.

XANDER: Jesteś pewny?

WILLOW: Są historie z przedszkola, w których wcale nie pokazujesz się w najlepszym świetle. (Xander spogląda na nią)

WARREN: Warren są związane na przykład z użyciem figurki Aquamen’a. Chcesz żebym już przestała mówić?

XANDER: Hej, Willow.

BUFFY: Co się stało?

WARREN: Nie wiem, byłyśmy tam i potem wyglądałam jak-

ANYA: To jak urok.

WARREN: Możliwe. Ale pewnie sama go na siebie sprowadziłam.

BUFFY: Dlaczego tak sądzisz?

WARREN: To nie by łby pierwszy raz. (Dawn i Buffy zaczynają dotykać Warren’a, żeby sprawdzić, czy jest prawdziwy) Miałam już pewne przejścia z takimi wypadkami. (do grupki dołącza się Andrew) Pamiętasz to ja was nie widzę, wy mnie nie widzicie?

BUFFY: Ludzie! (przestają dotykać Willow/Warren’a)

ANDREW: To takie prawdziwe.

WARREN: (odpędza Dawn) Mam nadzieję, że jesteście tego świadomi.

BUFFY: Powiedzmy, że masz rację i sama sobie to zrobiłaś. Dlaczego miałabyś się podświadomie zmienić w Warren?

WARREN: Najwyraźniej dlatego, że czuję się źle, że go zabiłam.

BUFFY: Posłuchaj, poradzimy sobie z tym, sprowadzimy pomoc.

WARREN: Nie. Poradzę sobie.

BUFFY: Sama? Dlaczego?

WARREN: Ja to zrobiłam, więc to naprawię. Poza tym nie chcę, żebyście mnie widzieli w takim stanie. (wychodzi z pokoju)

BUFFY: Już jest na to trochę za późno.

(Spike leży nieprzytomny na podłodze, budzi się i jęczy.)

WARREN: Posłuchajcie nie jestem jakimś wielkim zagrożeniem dla świata, a wy i tak macie ręce pełne roboty. (Buffy odwraca się i spostrzega Spike’a)

WILLOW: Pójdę, poradzę sobie i to naprawię. I wrócę zanim zauważycie, że idziesz poszłam.

WARREN: Obiecuję. (wychodzi, Buffy podchodzi do Spike’a)

BUFFY: Spike.

SPIKE: Buffy.

BUFFY: Jestem tutaj.

SPIKE: Chip znowu wypalił.

(Kennedy korzystając z zamieszania wychodzi.)

BUFFY: Jakoś się domyśliłam. Może oddzwonią, może wyślą pomoc.

SPIKE: Może nie możemy czekać.

(Cięcie. Willow idzie ulicą, naprzeciw niej pojawia się Kennedy.)

KENNEDY: Dobra, powiedzmy, że nikt już cię nigdy nie oskarży o bycie zbyt ostrą.

WARREN: Kennedy idź do domu.

KENNEDY: No przestań, zmieniłaś się w faceta, a jeśli cofniemy się trochę, to można w tym dostrzec odrobinę humoru, prawda? No bardzo dużo się cofniemy.

WARREN: Zabiłam go, ciężko na to patrzeć.

KENNEDY: Więc masz plan?

WILLOW: Tak, zdobędziemy pomoc w odwróceniu tego.

KENNEDY: Sądziłam, że sama tego spróbujesz.

WILLOW: Próbowałam, nie zadziałało, coś mnie blokuje.

KENNEDY: Więc lepiej będzie, jak z tobą pójdę. No i byłam z tobą, gdy to się stało. Pozwól mi sobie pomóc.

WARREN: Nieźle mi idzie w radzeniu sobie samej.

KENNEDY: Sama? Dlaczego?

WILLOW: To ja go zabiłam. Ciężko to zrozumieć.

KENNEDY: Poddaje się, ale co ty na to, żebym i tak z tobą poszła? Dotrzymam ci towarzystwa. (Warren wzdycha) Traktuję to jako tak.

WARREN: Dobra, chodź.

WILLOW: Staram się tylko od tego uciec.

KENNEDY: Wiesz dokąd idziesz?

WILLOW: Spotkać się ze starymi znajomymi, trochę czasu minęło, więc może będą w stanie pomóc.

(Cięcie. Noc, las. Buffy i Spike idą z latarkami.)

SPIKE: Jesteś pewna, że chce wrócić ze mną w to miejsce?

BUFFY: I tak nie ma dzisiaj nic ciekawego w telewizji.

SPIKE: Jesteśmy.

BUFFY: Dokładnie, jesteśmy. (Klękają, Spike podnosi warstwę trawy i ziemii z włazu) Sądzisz, że to nadal działa?

SPIKE: Nie wiem. Wyglądało nieźle, kiedy Inicjatywa mnie tu trzymała. Za każdym razem kiedy mój chip dostaje szału, mam wrażenie, że moja głowa zaraz eksploduje. Mam nadzieję, że ich tu odnajdę i znowu wszystko będzie miłe i cudowne. To potrwa pewnie kilka godzin.

BUFFY: Powinnyśmy poszukać dokumentów i w ogóle reszty. Dowiemy się wszystkiego, co się da o chipie.

SPIKE: Wezmę na cokolwiek natrafię.

BUFFY: Gotowy?

(Wyrywają wspólnymi siłami kratę. Zeskakują na dół.)

(Cięcie. Salon. Na kanapie siedzą przykryte kocem Dawn i Anya. Naprzeciwko na fotelach siedzą Xander i Andrew. Nagle dzwoni telefon.)

ANDREW: (zrywając się z miejsca) Ja odbiorę. Powinni dzwonić z działu komiksów, podąłem im ten numer.

XANDER: Może uda ci się załatwić dwie kopie.

ANDREW: Rezydencja Summersów, Andrew przy telefonie, w czym mogę służyć?

(Dawn i Anya obrzucają Xander’a niezadowolonym spojrzeniem.)

XANDER: Nieudacznik.

ANDREW: Hej, czy znamy jakiegoś Brytyjczyka, co się nazywa Robson?

(Cięcie. Jakiś czas później, Xander odkłada słuchawkę.)

XANDER: Został zaatakowany. Ten Robson, w Anglii. (siada naprzeciwko dziewczyn) A Giles mu pomagał, była tam „mnich”.

ANYA: Xander.

XANDER: Robson stracił przytomność. Ale ostatnią rzeczą, jaką pamięta jest głowa Giles, która właśnie miała się spotkać z bardzo ostrą siekierą „mnicha”.

DAWN: O, mój Boże.

ANYA: Giles o tym nie wspominał.

XANDER: Robson powiedział, że jak już doszedł do siebie, to Giles’a nie było.

DAWN: Więc, co chcesz przez to powiedzieć?

XANDER: Może Giles nie chciał o tym mówić.

ANYA: Albo nie przeżył. Nie mówię, że to dobra możliwość, ale mamy doczynienia z wielkim złem, które może zmienić się w każdą zmarłą osobę.

XANDER: Bo jeśli chcesz infiltrować wewnętrzny krąg pogromczyni-

ANYA: Najlepiej sta się osobą, której ona najbardziej ufa.

DAWN: Ale przecież nie możemy tego wiedzieć na pewno.

ANDREW: W sumie, to nieprawda. Pierwszy nie może przyjąć materialnej postaci, więc nie może niczego dotknąć.

ANYA: No, przecież Giles chyba czegoś dotykał, prawda? (zapada chwila ciszy) Czy ktoś widział Giles’a dotykającego czegokolwiek, od kiedy wrócił? (rozgląda się po innych) Trzymającego coś? Czy ktoś go przytulił? Zastanówcie się.

(Wszyscy zrywają się z miejsc.)

ANDREW: Za- gdzie idziecie?

XANDER: Musimy znaleźć Giles’a.

ANDREW: Dobra, tylko zabiorę trochę kaset do samochodu. Pracowałem nad tym-

XANDER: Ty nie jedziesz.

ANDREW: Co? Dlaczego? Bo by byłem zły?

XANDER: Nie, bo jesteś wkurzający. Ale to też dobry powód.

ANDREW: Za-zaczekaj, nie zostawiajcie mnie tu samego. W tym domu cały czas mnie coś atakuje.

DAWN: W sumie Xand –

ANDREW: A co jeśli to jest część planu, żeby wywabić was z domu, żeby to mogło się ze mną policzyć? I-i-i w ogóle.

XANDER: Zaryzykuję.

ANDREW: No, dobra. Jak mnie zostawicie, tu samego, zrobię coś złego. No coś spalę, albo będę sklejał rzeczy.

ANYA: To już zaczyna być żałosne. Zabierzmy go, przynajmniej będziemy go mieć na oku. (Xander macha na Andrew, ten zadowolony wybiega z domu, za nim wychodzi Dawn.) Xander.

XANDER: Wiem. Są sami, wszyscy.

(Cięcie. Nic, pustynia. Giles siedzi przy ognisku, rozgląda się.)

(Cięcie. Kilka naście dziewczyn siedzi w kole, trzymają się za ręce.)

MURZYNKA: O Wielki, ze spokojem, z siła, z współczuciem, z nadzieją. Ścieżka, którą podążamy jest twoja, zatrzymaj nas na niej.

(Do pokoju wchodzą Willow i Kennedy.)
WILLOW: Wow, hej, to coś nowego.   

MURZYNKA: Hej, my-

WARREN: Oh, hej, przepraszam. Willow, spotkaliśmy się, jak byłam studentką pierwszego roku i nie byłam facetem. (zapada chwila ciszy) To jest Kennedy.

KENNEDY: Hej.

MURZYNKA: Ty jesteś Willow?

WARREN: Tak. (Kennedy przytakuje) Wow, spójrzcie na siebie. Wiccanki z campusu, skończyłyście z tandetnymi przyjęciami.

MURZYNKA: Nadal je robimy, w drugi wtorek każdego miesiąca. Przepraszam, nadal dziwnie się czuję z tą cała sprawą, że jesteś facetem.

(Odzywa się dziewczyna z koła, siedząca tyłem, okazuje się, że to Amy.)

AMY: To jest dziewczyna, wiem to. Znam ją.

WILLOW: Dobra, cóż-

AMY: Dobra, chodzi o to- Cześć. Chodzi o to, że zaraz to wyjaśnię, nawaliłam. To znaczy, wiesz o tym, bo przez to przeszłaś.

MURZYNKA: Ale teraz jest już lepiej, Amy-

AMY: W porządku, chcę to zrobić. Długa zajęło mi dostrzeżenie samej siebie, ale to zrobiłam. Bo wiesz, to jest ta zabawna cześć w rozbijaniu się o twarde dno, bo widzisz chciałam cię znaleźć i powiedzieć ci, że byłam tu i pracowałam z tymi dziewczynami nad kilkoma sprawami, dobrymi. I że mi przykro. Ale jesteś tutaj, wyglądając jak- Wow. Jak to się stało.

KENNEDY: Tego właśnie chcemy się dowiedzieć. Znaczy się, jak już skończymy z tym grupowym ściskaniem się.

WARREN: To jest jak jakiś urok i nie mogę tego sama zrzucić. Sądziłam, że znajdę tu ktoś, kto będzie w stanie mi pomóc.

AMY: Widzisz nam tu chodzi bardziej o leczące duchy i neutralizację naszej mocy życiowej.

WARREN: (Warren dezaprobatą) Oooh.

AMY: Ale spróbujemy.

(Cięcie. Sala wykładowa. Kennedy siedzi obok Murzynki. Słyszymy, jak Amy rzuca zaklęcie.)

KENNEDY: A co, jeśli sobie z tym nie poradzi?

MURZYNKA: Masz lepszy pomysł.

(Amy siedzi na środku, trzymając za ręce Warren’a, na dłoniach trzymają kryształową kulę.)

AMY: Oddaj jej formę, której wymaga jej dusza. Przywróć równowagę. (Kula parzy Warren’a w dłonie) Nie zadziałało?

WILLOW: Nie, nie zadziałało, głupia dziwko! (Willow wymierza Amy policzek)

KENNEDY: Willow!

AMY: Uderzyłaś mnie.

WARREN: Nie, nie zrobiłam tego. To nie byłam ja. To był Warren. (wybiega z sali)

KENNEDY: Willow. (biegnie za nią) Willow! Już w porządku, jesteś zdenerwowana.

WARREN: Zdenerwowana? Zdenerwowana? Czy ty właśnie się włączyłaś? Nie widziałaś tego?

WILLOW: Zmieniam się w niego.

WARREN: To nie jest sztuczka, żaden urok. Staję się nim. Masochistycznym mordercą, facetem. Rozumiesz, co on zrobił? Co ja mogę zrobić? Zabiłam go nie bez powodu.

KENNEDY: Złość nic tu nie pomoże. Możemy próbować.

WARREN: Nic nie rozumiesz z magii, a jakbyś nie zauważyła nasza mała randka właśnie się skończyła.

KENNEDY: Willow! (Willow odchodzi, rzuca zaklęcie, przeźroczysta bariera zatrzymuje Kennedy) Willow zaczekaj!

(Cięcie. Buffy i Spike idą ciemnymi korytarzami Inicjatywy. Latarkami oświetlają rozkładające się ciała lekarzy i demonów.)

BUFFY: O, Boże. Oni ich po prostu tutaj zostawili.

SPIKE: Zostawili wszystko tak, jak było.

BUFFY: Sądzę, że warto wstrzymać oddech.

SPIKE: Tak, nie mylisz się. (zatrzymuje się przed drzwiami) Sądzę, że te zaprowadzą nasz do laboratorium. Znajdziemy jakieś lekarstwa. (otwiera drzwi, Buffy wchodzi pierwsza)

(Cięcie. Xander prowadzi samochód, obok niego siedzi Anya, z tyłu siedzą Andrew i Dawn.)

ANDREW: (chyba jak zwykle wszyscy go ignorują) Dobra, ja zacznę. Ciężko grać w zgadywankę samemu.

ANYA: Ile minęło od kiedy wyjechał?

XANDER: Kilka godzin.

ANYA: Jelit o jest Pierwszy, a nie mówię, że jest to co tak znajdziemy?

XANDER: Nie zabrał ich tak, żeby medytować.

ANDREW: (do Dawn) Teraz to chyba lepiej, że nie jesteś potencjalną. Jesteś bezpieczniejsza.

ANYA: Nie byłabym taka szybka.

XANDER: Może wiedzieć, że przyjeżdżamy.

ANYA: Co oznacza, że już jest za późno i jedziemy do nikąd.

DAWN: Bez pogromczyni i bez potężnej czarownicy.

ANYA: Tylko nastolatka, były-demon bez mocy i dwóch nudziarzy.

(Zapada cisza.)

ANDREW: To może zagramy w coś innego.)

(Cięcie. Willow wychodzi z budynku, zaczyna płakać. Zmienia się w Warren’a.)

WARREN: Popatrz na siebie, płaczesz, jak mała dziewczynka. (wstaje i idzie przed siebie)

(Cięcie. Buffy i Spike nadal błądzą po korytarzach. Słychać skrzypiące drzwi.)

SPIKE: Słyszałaś to?

BUFFY: Tak.

SPIKE: Sądzę, że coś przeżyło.

BUFFY: Na to wygląda.  

SPIKE: Widzisz to?

BUFFY: Nie. Ale dźwięk dochodził jakby stamtąd. (oświeca latarką ścianę) Cokolwiek to jest, nie jest-

(Nagle coś, hmm, demoniastego atakuje Buffy i powala ją na ziemię.)

SPIKE: Buffy!

(Cięcie. Sala wykładowa. Amy pakuje składniki do pudła. Kennedy wchodzi na salę.)

KENNEDY: Gdzie się wszyscy podziali?

AMY: Poszli już. To było zbyt dziwaczne nawet dla nas. (Kennedy spogląda w stronę wyjścia) Ty naprawdę się o nią martwisz. Posłuchaj, nic jej nie będzie, naprawdę. Jest w tym dobra, jest silna i poradziła sobie z gorszymi rzeczami. A to było przed tym, jak sprawiła sobie osobistego ochroniarza w postaci potencjalnej pogromczyni. Uwierz w nią.

KENNEDY: Nigdy nie wspomniałam, że jestem potencjalną pogromczynią.

AMY: Oh. Sądzę, że powiedziałaś, kiedy tu weszłaś, powiedziałaś-

KENNEDY: Nie. Nie powiedziałam. Skąd wiedziałaś, kim jestem?

AMY: Ups.

(Cięcie. Buffy walczy z demonem, niezbyt jej idzie. Spike chce jej pomóc, ale niestety właśnie uruchamia się jego chip.)

SPIKE: Oh, nie, nie teraz.

BUFFY: Spike. (demon odrzuca Buffy na bok i rusza na Spike’a, zaczyna go gdzieś ciągnąć)

(Cięcie. Sklep z bronią. Warren przygląda się pistoletom.)

MURZYN: To co, ten sam model, co ostatnio? Jak się sprawował?

WILLOW: Byłby pan zachwycony.

(Cięcie. Giles wstaje od ogniska. Nagle rzucają się na niego Xander, Anya, Dawn i Andrew.)

XANDER: Dotykajcie go! Dotykajcie go!

DAWN: Czuję go! Czuję!

XANDER: Ja też!

ANDREW: Ja też!

GILES: (leży na plecach, cała reszta nadal go meczy) Wszyscy się czujemy, wliczając nawet tych, których nie znam na tyle dobrze, żeby się z nimi tak spoufalać. (przestają) Dziękuję. Em. Zakładam, że tej całkiem logiczne i wcale nie szalone wyjaśnienie tego wszystkiego. Tak?

ANYA: Sądziliśmy, że możesz nie być materialnym Złem.

DAWN: Dostaliśmy telefon i nie mogliśmy sobie przypomnieć, żebyś czegoś dotykał.

XANDER: Chcieliśmy sprawdzić, czy nic ci nie jest. Martwiliśmy się.

GILES: Oh, em, to bardzo miłe. No zaraz, sądziliście, że jestem zły, bo zabieram grupę dziewczyn na wycieczkę i ich nie dotykam? (nastaje chwila krępującej ciszy ;)))

(Cięcie. Buffy podnosi latarkę.)

BUFFY: Spike! (Demon ją atakuje, oczywiście mamy przykładną fascynującą scenę walki, w skrócie demon kontra ostry pręt, 1:0 dla pręta ;) Buffy podchodzi do Spike’a) Hej! Jesteś jeszcze z nami? Ten gość to był- (nagle zapalają się światła, celują do nich żołnierze) –dopiero początek.

SPIKE: Co się dzieje?

Panno Summers. Agent Finn doniósł, że próbował się pani z nim dzisiaj skontaktować.

BUFFY: Widziałam! (do Spike’a) Rządowa konspiracja.

Zasugerował, że będzie pani potrzebować naszej pomocy. Dostarczymy pani wszystkiego, czego pani potrzebuje, żeby pomóc temu wymoczkowi. (Buffy spogląda na niego zdziwiona) To były jego słowa, proszę pani.

(Cięcie. Dzień. Willow z bronią ręku idzie ulicą.)

(Cięcie. Do Buffy podchodzi wojskowy.)

Chip został zbadany, miała pani rację. Uległ degradacji, jeszcze trochę, a źle by się to dla niego skończyło.

BUFFY: Dobrze, więc, kiedy-

Teraz, proszę pani.

BUFFY: Racja, oczywiście. Em, co teraz robimy.

Agent Finn powiedział, że to pani decyzja.

BUFFY: Moja decyzja. Co, jaka moja?

Wszystkie decyzje dotyczące więźnia 17 zostały powierzone pani. Ten chip, możemy go naprawić, albo usunąć.

(Cięcie. Wracamy do Kennedy i Amy.)

KENNEDY: Powiedz mi, dlaczego to zrobiłaś? (nie dotykając jej Amy posyła ją na drugi koniec sali) Coś ty jej zrobiła?

AMY: Co? Willow? Tylko standardowe odbicie, to wszystko.

KENNEDY: Dobra, a to jest świrnięte magiczne określenie na co?

AMY: Rzuciłam na ni urok.

KENNEDY: To zrozumiałam. Ale dlaczego Warren? I dlaczego to stało się po tym, jak się pocałowałyśmy?

AMY: Oh. (śmieje się) Nieźle. To musiał być niezły pocałunek. Musisz być niezła.

KENNEDY: Odpowiedz mi.

AMY: To zaklęcie pozwala ofierze podświadomie wybrać sobie karę. To najlepsze, co przyszło mi do głowy.

KENNEDY: Odwróć to, uwolnij ją.

AMY: Dobra, ale czekaj, zapomniałam. Nie.

KENNEDY: Dlaczego to jej zrobiłaś? Naprawdę tak jej nienawidzisz?

AMY: Eh, tu nie chodzi o nienawiść. Chodzi o moc. Willow zawsze miała całą moc, już na długo przed tym, zanim dowiedziała się, co może z nią zrobić. To jej tak łatwo przyszło. A reszta? Musieliśmy pracować dwa razy ciężej, żeby być w połowie tak dobrym, jak ona. Ale nikogo nie obchodzi, jak ciężko pracujesz. Wszystkim tylko zależy na słodkiej, kochanej Willow. Nie wiesz jak bardzo jest słaba. Poddała się złu, to jest siła, którą mogę sobie tylko wyobrazić. O mało nie zniszczyła świata, a wszyscy i tak ją kochają. Więc co jest złego w tym, że się trochę zabawię, dobiję ją trochę.

KENNEDY: Zabawię? Ona znika, zamienia się w tego wariata. A ty sądzisz, że to zabawa.

AMY: To była tylko gra. To nie moja wina, że ona zatraca samą siebie.

KENNEDY: Powstrzymam cię, wiesz o tym?

AMY: Hej, to nie jestem złym charakterem. Ale ciekawe, gdzie on teraz jest. (wykonuje ruch ręką)

(Cięcie. Kennedy nagle znajduje się w ogródku Buffy w dzień.)

KENNEDY: To było dopiero coś.

(Do ogrodu wpada Willow z bronią w ręku.)

WILLOW: Sądzisz, że możesz mi to zrobić, że pozwolę, żeby uszło ci to na sucho?

KENNEDY: Zrobię co- uszło- Dobra, nie denerwujmy się.

WILLOW: (mierzy do niej z broni) Już na to za późno. Oto kim jestem. Ja do tego doprowadziłam i ja to zatrzymam.

KENNEDY: Willow, do czego doprowadziłaś?

WILLOW: Byłaś tak, zdziro, widziałaś to.

WARREN: Zabiłam ją.

KENNEDY: Chodzi ci o niego.

WARREN: Ją, jego. Wiesz, o co mi chodzi!

KENNEDY: Ale powiedziałaś ją.

WARREN: Nie, to był Warren.

KENNEDY: Nie, to nie był on. Powiedziałaś, że ja tam byłam. Kogo zabiłaś Willow?

WILLOW: To była twoja wina, zdziro!

WARREN: Oszukałaś mnie! Sprawiłaś, że zapomniałam.

KENNEDY: Tara.

WARREN: Zamknij się!

WILLOW: Zamknij się! Nie możesz wypowiadać jej imienia. Dowiem się, co to było, oszukało mnie, żebym cię pocałowała. (jej wyraz twarzy się zmienia, jest bliska płaczu) Nie chciałam tego powiedzieć. Ja nie mogę sprawić- Kennedy, nie mogę go powstrzymać, on wygrywa.

KENNEDY: Nie.

WILLOW: Zostałam ukarana. Pocałowałam cię tylko przez sekundę, ale to wystarczyło. Opuściłam ją, a nie chciałam.

KENNEDY: Pocałowanie mnie nie oznaczało-

WILLOW: Nie. Ona nigdy nie odeszła, była ze mną. Powinnyśmy być zawsze- A ja pozwoliłam jej pozostać martwą. Ona naprawdę nie żyje. A ja ją zabiłam. (siad na trawie i zaczyna płakać)

KENNEDY: Willow, nie.

WILLOW: Proszę, kochanie, tak mi przykro.

WARREN: Wróć, przepraszam, przepraszam, przepraszam, wróć.

KENNEDY: Willow (siada obok niej) Nie zrobiłaś nic złego. To tylko magia i sądzę, że zaczynam to wszystko rozumieć. To jak w bajkach. (nachyla się bliżej)

WARREN: Co ty robisz?

KENNEDY: Przywracam cię do życia. (Całują się, Warren zmienia się w Willow, Kennedy odsuwa się od niej i uśmiecha) Hmm, jestem dobra.

WILLOW: To ja? (dotyka swojej twarzy) Wróciłam? O, Boże.

KENNEDY: Nic ci nie jest?

WILLOW: Nie mam pojęcia. (Wstają) Jestem taka zmęczona.

KENNEDY: Tak. (pomaga jej wejść do domu) Zrobię ci herbaty.



Autor: Technopagan


~Ender's SMG~*~BuffyPedia~

"Buffy The Vampire Slayer" TM and © (or copyright) Fox and its related entities. All rights reserved. This web site, its operators and any content on this site relating to "Buffy The Vampire Slayer" are not authorized by Fox.