~ Something Blue ~

translated by Technopagan


Tłumaczenie oryginalnie umieszczone w Buffypedii (www.buffypedia.prv.pl)
[Nie zmieniaj powyższych linii]

Po raz pierwszy wyemitowany: niewiem
Reżyseria: Nick Martin
Scenariusz: Tracey Forbes
Spis postaci: Anya / Buffy / Giles / Girl / Machine / Riley / Spike / Willow / Xander
Nowe postaci: brak :)
Użyta broń: Kołek



Tłumaczenie: Technopagan (technopagan@poczta.wp.pl)



Na początek dwie interpretacje tytułu, bardziej dosłowna czyli "Coś niebieskiego" jeżeli założymy [błędnie], że głównym motywem jest ślub Buffy, to jak wiadomo panna młoda ma mieć coś niebieskiego na ślubie. No i druga, jak uważam bardziej poprawna "Coś mutnego", motywem przewodnim jest cierpienie Willow i jego konsekwencje.

"Coś smutnego"

Pokój Oz'a. Wszystkie jego rzeczy nadal tam są. Willow chodzi w kółko, w końcu siada na łóżku, podnosi jedną z jego koszulek do twarzy i wącha ją. Cięcie. Stołówka Uniwersytetu Sunnydale. Buffy przechodząc widzi Riley'a , który wiesza transparent z napisem "Przymierze lesbijek Uniwersytetu Sunnydale"

DZIEWCZYNA: Hej, dzięki Riley.

(Riley schodzi z drabiny. Buffy podchodzi do niego z tyłu)

RILEY: Wygląda nieźle. (zauważa Buffy) Oh, hej Buffy.

BUFFY: (żartobliwie) Czy jest coś co chciałbyś mi powiedzieć?

RILEY: Co?

(Buffy spogląda na transparent. Riley robi to samo, rozumiejąc aluzję)

RILEY: Oh, tak - jestem lesbijką.

BUFFY: To dobrze, że jesteś tak otwarty w tej kwestii.

(On się uśmiecha, zaczynają iść razem wzdłuż stołówki)

RILEY: Oh, pamiętasz jak rozmawialiśmy o pikniku? Tak sobie myślałem, czy czasami chodzisz na pola Rodes'a? Tam jest pięknie. I zazwyczaj nie jest tłoczno. Myślałem, że może byśmy zrobili tam sobie małą ucztę - kanapki, może trochę mrówek? Będzie fajnie.

BUFFY: Rozmawialiśmy o jakimś pikniku?

RILEY: Więc to była rozmowa którą odbyliśmy, czy może tylko ta którą ćwiczyłem?

BUFFY: Ćwiczyłeś?

RILEY: Okey, tak - robię małe przygotowanie przed naszymi rozmowami. Nie jest łatwo, no wiesz, rozmawiać z tobą...... czasami. To jest jak egzamin ustny.

BUFFY: Rany...to jest właśnie to co każda dziewczyna chce usłyszeć.

RILEY: Cóż, jesteś skomplikowana!

BUFFY: Jak egzamin?

RILEY: Nigdy nie wiem jak na coś zareagujesz. Dlatego właśnie tak cię lubię. Jesteś zagadką. Prawdopodobnie każda piękna dziewczyna na świecie ma jakiegoś palanta mówiącego jej, że jest tajemnicza, ale... przysięgam ty naprawdę jesteś. Jest w tobie wiele rzeczy, które wymagają odkrycia.

(Buffy patrzy się na niego ze swoim tęsknym wyrazem oczu)

RILEY: Gdzie zgubiłaś wątek?

BUFFY: Coś koło... pięknej.

(On uśmiecha się nieśmiało)

RILEY: Wiec, lubisz pikniki?

(Cięcie. Buffy i Willow patrolują cmentarz)

BUFFY: To jest po prostu inne, wiesz? Piknik. Przede wszystkim, światło dzienne - całkiem nowe miejsce, jeśli chodzi o mnie. I teraz najlepsze - powiedział, że przyniesie całe jedzenie, czyli wszystko co będę musiała zrobić to pojawić się i jeść. W tych dwóch rzeczach jestem całkiem niezła.

WILLOW: Więc on jest miły?

BUFFY: Bardzo, bardzo.

WILLOW: I coś między wami iskrzy?

BUFFY: Taak. On jest - widziałaś jego ręce? To są mocne ręce. Naprawdę go lubię.

WILLOW: Ale...?

BUFFY: Nie wiem. Wiesz, naprawdę lubię z nim przebywać. I sądzę, że jemu na mnie zależy...

ale...ja po prostu... czuję, że czegoś tu brakuje.

WILLOW: Nie czujesz się przy nim źle.

BUFFY: Dokładnie. Riley wydaje się być taki szczery. Zupełnie jakby nie mógł złamać mi serca.

WILLOW (z udawaną troskliwością): Uciekaj. Uciekaj póki jeszcze możesz.

BUFFY: Wiem... Muszę się pozbyć słabości do złych chłopców. To nic dobrego. Zobaczyć Angel'a w LA.. .nawet przez pięć minut i... witaj bólu.

WILLOW: Ból nie jest przyjacielem.

BUFFY: Ale nie mogę przestać myśleć - czy to nie z tego bierze się cały ogień? Czy miły, bezpieczny związek może być tak intensywny? Wiem, że to wariactwo, ale... część mnie wierzy, że prawdziwa miłość i namiętność muszą iść w parze z bólem i walką.

(Nagle z krzaków za nimi wyskakuje wampir. Buffy kołkuje go, nie patrząc nawet w jego stronę. Wampir zmienia się w pył, a ona i Willow kontynuują patrol)

BUFFY: Zastanawiam się skąd to się u mnie bierze.

NAPISY POCZĄTKOWE

(Cięcie. Łazienka Giles'a. Buffy siedzi na krawędzi wanny w której znajduje się przykuty Spike)

BUFFY: (rozdrażnionym tonem) Więc... widziałeś ich twarze, ale nie umiesz ich opisać.

SPIKE: (udając wstydliwego) Cóż, były ludzkie. Każda miała dwoje oczy, tak jakoś na środku.

BUFFY: Aha. A laboratorium?

SPIKE: Jest pod ziemią. Wyszedłem przez otwór wentylacyjny. Nie wiem dokładnie gdzie. Skończyłem. Włącz telewizor.

(Giles wchodzi niosąc kubek z napisem "Daj całusa bibliotekarzowi", wystaje z niego słomka. Kubek zawiera krew.)

SPIKE: Najwyższa pora. Mam nadzieję, że podgrzałeś ją wystarczająco.

(Giles bez słowa podaje kubek Buffy. Buffy bierze go i wzdycha, podsuwa go tak blisko, żeby Spike mógł ssać przez słomkę. Ssąc usiłuję zdegustować ją jeszcze bardziej)

SPIKE: Nie wiem dlaczego jesteś nagle taka delikatna. Robiłaś to dla Angel'a - musiałaś.

(Buffy odsuwa kubek, zostawiając Spike'a ze słomką w ustach)

SPIKE: Hej! Dawaj to!

BUFFY: Dobra, wystarczy. Już przerabialiśmy kulawy numer z amnezją. Jadłodajnia jest zamknięta dopóki nie powiesz mi czegoś użytecznego o tych komandosach.

SPIKE: Usiłuję sobie przypomnieć. To było bardzo traumatyczne.

BUFFY: Jak długo masz zamiar ciągnąć to coś?

SPIKE: Jak długo będę żył gdy ci powiem?

GILES: Słuchaj, słuchaj Spike - nie mamy żadnego interesu w zabijaniu bezbronnego... uh, stworzenia... ale musimy wiedzieć co oni ci zrobili. Nie możemy cię puścić aż nie będziemy pewni, że jesteś... impotentem

SPIKE: Hej!

GILES: Przepraszam, źle dobrałem słowo. Aż będziemy pewni, że jesteś... jesteś...

BUFFY: Niezdolny?

SPIKE: Jesteś tylko o krok ode mnie, panienko.

BUFFY (sarkastycznie): Giles, pomocy! On chce na mnie zbesztać.

(Spike warczy, usiłuje złapać Buffy, ale łańcuchy, którymi jest przykuty czynią jego zmagania komicznymi)

BUFFY: Wiesz co? Nie sądzę byś chciał żebyśmy cię wypuścili. Może jest ci tu zbyt wygodnie.

SPIKE: Wygodnie? Jestem przykuty do wanny, piję świńską krew z kubka. Nie jest to zbyt wysoko klasyfikowane w przewodniku Zagut'sa.

BUFFY: Chcesz czegoś milszego? (przechyla głowę na bok, eksponując swoje gardło) O, popatrz na mój... biedny kark. Cały nagi i miękki i nieosłonięty... cała ta krew... krążąca tam

(Spike w tym czasie oblizuje swoje wargi)

GILES: Oh, proszę.

SPIKE: Giles, każ jej przestać.

(Giles wychodzi z łazienki do salonu, kieruje się w stronę Willow przeglądającą jakieś księgi)

GILES: Jeśli tych dwoje się nie pozabija, to ja im pomogę.

WILLOW: A co z zaklęciem prawdy? Nie jestem pewna czy to zadziała na wampira, ale możemy spróbować kazać mu wszystko wyznać.

GILES: Zaklęcie prawdy, oczywiście. Dlaczego o tym nie pomyślałem?

WILLOW: Ponieważ byłeś zajęty swoim nie-martwym Angielskim Pacjentem?

(Willow podaje Giles'owi książkę, którą czytała)

GILES: Tak... Spróbujemy.

WILLOW: Wygląda na całkiem łatwe. Wpadnę jutro do sklepu z artykułami magicznymi.

GILES: Świetnie.

WILLOW: W porządku. Wrócę jutro rano z pączkami i słowami zaklęcia. Pa, Buffy! Do zobaczenia w domu.

BUFFY: Pa!

GILES: Wspaniale. Dziękuję Willow.

(Willow udaje się do wyjścia, Giles idzie z powrotem do łazienki, gdzie Buffy znowu karmi Spike'a przez słomkę)

GILES: Um, Willow ma dość pomocny pomysł. Wydaje się, że radzi sobie już lepiej z odejściem Oz'a, nie sądzisz?

BUFFY: Nadal ma sporo przed sobą, ale tak - sądzę, że daje sobie radę.

SPIKE: Ludzie, jesteście ślepi czy co? Jest na skraju załamania. Każdy głupi to widzi.

(Cięcie. Pokój Oz'a. Jest kompletnie pusty. Willow wchodzi i zatrzymuje się, rozgląda się zaskoczona. Cięcie. Pokój Buffy i Willow w akademiku. Buffy siedzi na łóżku, Willow siedzi w piżamie przykryta kołdrą, płacze.)

WILLOW: Devon powiedział, że kazał przysłać sobie swoje rzeczy. To chyba znaczy, że planuje osiedlić się gdzieś... indziej. Nie tutaj.

BUFFY: Też tak sądzę...

WILLOW: Czuję się jakby ktoś mnie podzielił na pół i połówka mnie się zgubiła.

BUFFY: Wiem. Teraz czujesz tak...

WILLOW: Oz odszedł.

(Cięcie. Widok Sunnydale z lotu ptaka. Cięcie. Łazienka Giles'a, Spike usiłuje desperacko dosięgnąć telewizora, bez powodzenia)

SPIKE (krzyczy): No już! Czas na telewizję!

(Giles stoi ze słuchawką telefonu w ręku. Odbiera automatyczna sekretarka Buffy i Willow)

SEKRETARKA: "Tu Buffy i Willow. Aktualnie nie ma nas tu, więc proszę zostaw wiadomość"

GILES: Oh, uh, Willow... tu Giles. Um... Sądziłem, że przyniesiesz składniki do tego zaklęcia. Naprawdę muszę...

SPIKE (z łazienki): Leci "Namiętność"! Timmy ma się fatalnie i jeśli przez ciebie to przegapię... to ja-

GILES (krzyczy do Spike'a): Ty co? Zanudzisz/zaliżesz mnie na śmierć?

(Cięcie. Spike jest wkurzony. Usiłuje rozerwać łańcuch, na próżno. Cięcie. Giles przy telefonie)

GILES: Słuchajcie, uh...Willow... sądzę, że powinniśmy spróbować z tym zaklęciem. Poza tym, chciałbym się kiedyś w końcu wykąpać. Sam.

(Odkłada słuchawkę. Cięcię. Spike doprowadzony do rozpaczy wzdycha w wannie. Cięcie. Buffy i Riley na pikniku)

BUFFY: Jeżdżenie samochodem?

RILEY: Tak.

BUFFY: Naprawdę jeździsz dla zabawy.

RILEY: Cóż, nie z napędem na cztery koła, albo coś, ale tak. A ty nie?

BUFFY: Właściwie, nie-jeżdżenie jest bardziej moją specjalnością. Jestem zagorzałym pieszym.

RILEY: Żartujesz, prawda? To znaczy, umiesz prowadzić...

BUFFY: Cóż, brałam lekcje, ale... Samochody i Buffy są jak... mieszanka wybuchowa

RILEY: To tylko dlatego, że nie miałaś jeszcze dobrych doświadczeń. Można spędzić wspaniale czas w samochodzie. Nie chodzi o to, by gdzieś dotrzeć. Trzeba dać sobie trochę czasu. Zapomnieć o wszystkim. Po prostu... odprężyć się. Pozwolić by to cię ogarnęło. Powietrze... ruch.. .zwyczajnie, pozwolić temu trwać.

(Atmosfera się zmieniła, sytuacja stała się bardziej intymna)

BUFFY: Rozmawiamy o jeździe samochodem, prawda?

RILEY: Sądzę, że tak.

(Cieszą się chwilą, Riley otrząsa się z tego pierwszy)

RILEY: Zabiorę się cię, którejś nocy, gdy będzie ciepło. Za winnice - to zmieni dla ciebie wszystko.

BUFFY: Zgadzam się.

(Willow nadchodzi, jest przybita)

RILEY: Cześć, Willow.

(Willow słabo się uśmiecha w odpowiedzi)

Buffy: Cześć.

Willow: Przeszkodziłam. O, macie jabłka. Moja pomyłka.

(Odwraca się by odejść)

RILEY: Zaczekaj. Usiądź. Jest sporo miejsca.

(Willow uśmiecha się miękko i przyłącza się)

BUFFY: Czy coś się stało? Coś jest nie tak?

WILLOW: Nie... Wszystko w porządku. Jak zwykle.

BUFFY: Oh.

WILLOW: Wasze jabłka brązowieją, jak to zwykle.

RILEY: Tak, zwykle tak jest.

BUFFY: Tak.

WILLOW: Tak.

(Cięcie. Bronze, tętni życiem jak zwykle. Anya, Xander i Buffy siedzą przy stoliku)

XANDER: Rany. Czyli Oz po prostu posłał po swoje rzeczy i nawet do niej nie zadzwonił? To niezbyt miłe.

ANYA: Chciałabym mieć znowu moje moce. Rozpuściłabym dla niej jego wnętrzności.

XANDER: To miłe. Boże, biedna Will. Nic dziwnego, że...

(Cięcie. Willow tańcząca w najlepsze na parkiecie)

XANDER: ...świetnie się bawi.

BUFFY: Wow. Oto sposób na zapomnienie.

XANDER: Sądzę, że to jest taniec małego, dzielnego tostera.

(Willow spostrzega ich, podchodzi do stolika, szczęśliwa jak nigdy)

WILLOW: No, ludzie! Chodźcie! Muzyka jest świetna!

XANDER: Miło widzieć, że tak świetnie się bawisz, Will.

WILLOW: Taak... Ja, ja wiem, że ostatnio nie miałam nastroju do zabawy, więc powiedziałam sobie, "Sobie" powiedziałam, "Już czas zatrząść się i otrząsnąć się"

BUFFY: Brzmi jak dobra polityka.

WILLOW: Tak! I działa. Wiesz, sądzę, że w wielkim planie, my wszyscy po prostu jesteśmy...

(Willow bierze do ręki swoją kurtkę, spod której wypada butelka piwa, na podłogę rozlewa się piana)

BUFFY: Jesteś pijana...?

(Willow śmieje się i podnosi butelkę)

WILLOW: Pijana... To jest mocne słowo. Takie gardłowe, poważne słowo. Pijana.

XANDER: Will, żle jest topić smutki.

WILLOW: Nie topię - brnę przez nie. I-i-i... Widzisz? (wskazuje na butelkę) Lekkie. Nic wielkiego.

BUFFY: Nic wielkiego? Czy ktoś pamięta jak Buffy miała przygodę z piwem i cofnęła się o milion lat przed naszą erę?

XANDER: Niestety bez futrzastego bikini...

ANYA: To nie na temat, Xander.

XANDER: Racja. Wróćmy do tematu (Wstaje i podchodzi do Willow) Will, może oddasz mi to piwo?

WILLOW: Nie! Niby dlaczego? Ja cierpię, tutaj- to uzasadniony ból.

XANDER: Wszyscy cierpimy, Will.

WILLOW: Oh, jak? "Oh, biedny ja...mieszkam w piwnicy" Tak, to jest skrajnie dobijające.

(Xander otwarcie potrząsa głową i odchodzi z powrotem do stolika. Buffy wstaje i bierze Willow za rękę)

BUFFY: Dobra, wiesz co? Wystarczy tego - zabieram cię do domu.

WILLOW: (Odpycha jej rękę) Nie, nie chcę.

BUFFY: Cóż, podziękujesz mi, kiedy jutro nadal będziesz miała przyjaciela.

WILLOW: Po prostu już nie mogę tego znieść. Chcę żeby się skończyło.

BUFFY: Skończy się. Obiecuję. Ale na to potrzeba czasu.

WILLOW: To niezbyt dobrze.

BUFFY: Wiem. Ale tak już jest. Musisz przetrwać ból.

WILLOW: Czy nie ma jakiegoś sposobu, żeby sprawić że on odejdzie? Dlatego, że ja tak chcę? Nie mogę po prostu sprawić żeby on zniknął?

(Buffy zwyczajnie tylko spojrzała na nią. Cięcie, pokój Willow i Buffy w akademiku. Amy nadal jest u nich w postaci szczura. Buffy śpi. Willow wymyka się z łóżka i otwiera kufer zawierający wszystkie przyrządy magiczne. Cięcie, łazienka. Willow siedzi w środku koła utworzonego z czerwonych świec, przed nią stoi kadzidło, miska, pentakl, kielich i trzy tace z ziołami.)

WILLOW: Złączcie się wszystkie elementy, wzywam was teraz. (Upuszcza coś na misę przed sobą). Kontroluj to z zewnątrz, kontroluj to co w środku. Lądy i morza, ogień i wiatr. Z mej namiętności niech splecie się pajęczyna. Od tego momentu, ma wola będzie spełniana. Niech tak będzie.

(Willow wylewa płyn z kielicha na misę. Z jej ciała wypłynął błysk, który połączył się ze świecami i wszystkie ich płomienie zwiększyły, sygnalizując powodzenie zaklęcia. Cięcie. Pokój następnego dnia. Willow jest sama, patrzy na swoje odbicie w lusterku)

WILLOW: Jest moją wolą żeby moje serce zostało uzdrowione. (Gdy nic się nie dzieje Willow wzdycha i odkłada lusterko. Bierze do ręki księgę z zaklęciami) Chcę aby ta książka do mnie przemówiła (Znowu wzdycha odkładając książkę. Podnosi zgięty wacik do uszu) Chcę aby ten wacik... się odgiął...?

(Słuchać pukanie do drzwi)

WILLOW: Proszę wejść.

(Giles wchodzi, wygląda na odrobinę zaniepokojonego)

WILLOW: Giles, co ty tu robisz?

GILES: Ja... niepokoję się, o ciebie.

WILLOW: czy Buffy powiedziała ci o tym piwie, bo...

GILES: Uh, Buffy nic mi nie mówiła...

WILLOW: No cóż... zapomnij więc o tym motywie z piwem.

GILES: Z przyjemnością. Przyszedłem, bo wczoraj byliśmy umówieni na spotkanie...

WILLOW: Oh... racja, racja... Zaklęcie prawdy.

GILES: Tak, um... Willow... Wiem, że przechodzisz teraz bardzo trudny okres...ale zaniedbanie swoich zobowiązań.

WILLOW: Ale... Ja nie zaniedbałam. Ja... wyszukałam i nauczyłam się zaklęcia, tylko zapomniałam o odprawieniu go.

GILES: Cóż, to do ciebie nie podobne.

WILLOW: Wiem. Byłam odrobinę "nieobecna". Nawet próbowałam rzucić wczoraj zaklęcie. Żeby spełniała się moja wola. Sądziłam, że to pozwoli mi się poczuć lepiej. Ale było tylko małe ka-boom.

GILES: Zaklęcie? Nie sądzę aby było mądre z twojej strony rzucać samej zaklęcie, zwłaszcza teraz. Twoja energia nie jest skupiona.

WILLOW: To prawda. Powiedziałam, że byłam "nieobecna" i niekompetentna.

GILES: Chodziło mi tylko o to, że jesteś przygnębiona i może byłoby lepiej gdybyś na jakiś czas zrobiła sobie przerwę w rzucaniu zaklęć bez nadzoru.

WILLOW: Więc zostaję ukarana, bo cierpię?

GILES: To nie jest karanie. Powiedziałem to tylko dlatego, że ja...

WILLOW: Oh, martwisz się. Taak. Wszyscy się martwią. Nikt nie chce przysparzać kłopotów. Wszyscy chcecie żebym dała sobie trochę czasu i pokonała ból, tak długo jak nie będziecie musieli więcej o tym słuchać.

GILES: Nie, to jest niesprawiedliwe.

WILLOW: Nie jest? Bo ja staram się jak mogę, a to wydaje się wam nie wystarczać.

GILES: Wiem jak się czujesz, wiem...

WILLOW: Nie, nie wiesz. Mówicie, że widzicie, ale niczego nie dostrzegacie.

(Jej oczy przybierają dziwny niebieski kolor gdy wypowiada te słowa. Giles zdejmuje okulary, obraz wydaje mu się być zamazany)

GILES: Um... Oh, przepraszam... Um, przepraszam. M-może już lepiej pójdę. Porozmawiamy o tym później.

(Giles wychodzi, idzie wzdłuż korytarza odrobinę oszołomiony. Wpada na jednego ze studentów)

GILES: Oh! Przepraszam... bardzo przepraszam.

(Zakłada z powrotem swoje okulary, dość zaniepokojony tym ci się dzieje. Cięcie Spike i Giles są w salonie Giles'a. Spike jest nadal zakuty w kajdany, ale siedzi na podłodze. Giles chodzi wokół niego trzymając wiązkę palących się ziół i czytając z księgi)

GILES: Elobe, wrogu, bądź teraz... cicho.

SPIKE: Wiesz... niezbyt miłe to zaklęcie. Wydaje się być trochę nieprzewidywalne.

GILES: Tak, cóż, mogłeś pomyśleć o tym wcześniej. Um...(kontynuuje czytanie) Niech twój język będzie (Ma problem z odczytaniem słów) będzie... uh... nie mówił... nieprawdy...

(Ma wielkie problemy z czytaniem. Załamuje się i odkłada książkę, wyciąga z kieszeni chusteczkę i zaczyna czyścić okulary. Spike, który uważnie obserwował całą sytuację, zauważa, że koło nóg Giles'a leży kluczyk do swoich łańcuchów. Powoli sięga po niego swoim butem)

SPIKE: Hej, co jest?

GILES: Hm? Oh, nic. Mam jakiś paproch w oku.

SPIKE: Cóż, nie pozwolę ci odprawiać czarów nade mną, jak nie potrafisz dobrze tego przeczytać. Mógłbyś zmienić mnie w śmierdzącego chrząszcza, albo coś.

GILES: To byłoby wielkoduszne pozwolić ci tak skończyć, Spike.

(Spike łapie kluczyk i uwalnia się. Wstaje, odpycha Giles'a na bok i wybiega przez drzwi wejściowe. Cięcie. Pokój Buffy i Willow. Willow bawi się z Amy-szczurem na swoim łóżku.)

WILLOW: Mam na myśli to, że teraz przechodzę przez to i nie wiem dlaczego on na mnie najeżdżał.

BUFFY: Giles po prostu się martwi. Zaklęcia mogą być niebezpieczne. To nie znaczy, że on sądzi, że jesteś marną czarownicą.

WILLOW: Jestem marną czarownicą.

BUFFY: Nie, jesteś dobrą czarownicą.

WILLOW: Ja nie żartuje. Gdybym miała prawdziwą moc, mogłabym sprawić żeby Oz został ze mną.

BUFFY: Will, nie chciałabyś sprawić żeby został.

WILLOW: Nie miałam odwagi, aby rzucić zaklęcie na Verucę, a moje "Niech się spełni moja wola " nic nie dało. Jedyna prawdziwą czarownicą tutaj jest włochata, mała Amy.

BUFFY: Sądzę, że jesteś dla siebie zbyt ostra.

WILLOW: Miała dostęp do mocy, których ja nawet nie mogę przywołać. To znaczy, najpierw była idealnie normalną dziewczyną...

(Szczur zmienia formę, na łóżku Willow siedzi z promiennym uśmiechem Amy)

WILLOW: i nagle poof - jest szczurem.

(Amy wraca do postaci szczura)

WILLOW: Nigdy nie potrafiłabym zrobić czegoś takiego.

(Dzwoni telefon. Buffy podnosi słuchawkę)

BUFFY: Hallo? Uhh.. .Zaraz tam będę (odkłada słuchawkę) Spike uciekł.

WILLOW: I-i wychodzisz? Teraz?

BUFFY: Przepraszam - obowiązek wzywa.

WILLOW: Cóż, to znaczy, po co ten pośpiech? Spike nie może nikogo skrzywdzić, prawda? I tak sobie pomyślałam, że jako, że jestem taka smutna, może mogłybyśmy, uh... wiesz, mieć "babski wieczór". Mogłybyśmy jeść lody i oglądać "Stalowe magnolie" , przynajmniej nie mam cukrzycy.

BUFFY: Will, nie mogę być z tobą dopóki nie sprowadzę Spike'a z powrotem do Giles'a, wiesz o tym. Dobra, wrócę tak szybko jak tylko będę mogła. Obiecuję.

WILLOW: Nie widzę w tym nic wielkiego. On prawdopodobnie po prostu stoi gdzieś tam. Znajdziesz go w dwie sekundy.

(Jej oczy znowu nabierają dziwnego niebieskiego koloru. Cięcie. Spike stoi na zewnątrz, rozgląda się zdezorientowany. Buffy spostrzega go i sama wygląda na zdezorientowaną)

BUFFY: Sądziłam, że to potrwa dłużej.

SPIKE: Ja też. Musiałem... zatoczyć koło...

(Spike czegoś szuka, przygląda się uważnie ziemi)

SPIKE: Po... poczekaj, to - to jest to. Zaczekaj... nie... tak.

BUFFY: O czym ty mówisz?

SPIKE: O laboratorium. Laboratorium z komandosami. Drzwi którymi uciekłem były dokładnie tutaj.

(Wskazuje pokryty trawą kawałek ziemi, nie ma ani śladu drzwi. Tylko trawnik)

BUFFY: (niedowierzająco) Nie sądzę.

(Spike na czworakach zaczyna kopać w ziemi)

SPIKE: Otwierajcie! Zabiję was!

BUFFY: Spike, tam nic nie ma.

SPIKE: Wpuśćcie mnie! (załamany) naprawcie mnie...

BUFFY: Dobra, skończ z tymi numerami.

(Buffy łapie go za rękę, ale on ją odpycha)

SPIKE: Spadaj!

BUFFY: Dobra, mam dosyć - zaknebluję cię.

(Spike uderza ja pięścią w nos, po czym zaczyna wyć z bólu. Buffy oddaje mu cios; Spike znowu wyje z bólu. Cięcie. Giles jest w swojej łazience. Aplikuje sobie krople do oczu. Buffy i Spike wchodzą szarpiąc się przez drzwi frontowe, Spike jest związany)

SPIKE: Hej! Uważaj!

BUFFY: Jeszcze jedno słowo i przysięgam...

SPIKE: Co przysięgasz? Nic mi nie zrobisz. Nie masz kamieni.

BUFFY: Oh, właśnie, że mam. Mam całą masę... kamieni.

SPIKE: Tak? Gadanie.

BUFFY: GILES! Przypadkowo zabiłam Spike'a. To w porządku, prawda?

(Cięcie. Giles jest nadal w łazience, wygląda na strapionego)

GILES: Uh...uh...um...jeszcze chwilkę.

(Cięcie. Piwnica Xander'a. Willow chodzi tam i z powrotem, narzekając na Buffy. Xander siedzi z założonymi rękami i słucha)

WILLOW: To znaczy, przechodzę przez to. Wydawałoby się, że dla Buffy zawsze przyjaciele są priorytetem.

XANDER: Wiesz, Will, to jest tak, że nie mogła przecież pozwolić Spike'owi zwyczajnie uciec.

(Cięcie. Giles jest w salonie, Buffy sadza Spike'a na krześle)

SPIKE: (szyderczo) Ja tylko to odwrócą, będą szukać waszych ciał tygodniami.

BUFFY: Oh, tylko się porusz - proszę. Nie mogę się doczekać porządnego gromienia.

(Buffy i Spike piorunują się wzrokiem. Cięcie. Wracamy do piwnicy Xander'a)

WILLOW: Spike jest dla niej ważniejszy niż ja. Rozumiem.

XANDER: Buffy musi się dowiedzieć o co chodzi w tej całej sprawie z komandosami. Teraz właśnie potrzebuje Spike'a.

WILLOW: No, dobra. Dlaczego więc za niego nie wyjdzie?

(Oczy Willow znowu robią się przerażająco niebieskie. Cięcie. Mieszkanie Giles'a. Giles wychodzi z łazienki)

GILES: Jeśli wy dwoje moglibyście wytrzymać będąc dla siebie miłymi dość długo, aby -

(Cięcie. Buffy siedzi na krześle na którym usadowiła wcześniej Spike'a, Spike klęczy przed nią trzymając ją za rękę)

BUFFY: To się stało tak nagle. Nie wiem co powiedzieć.

SPIKE: Po prostu powiedz: tak i uczyń mnie najszczęśliwszym facetem na świecie.

BUFFY: Oh, Spike! Oczywiście, że tak!

(Ściskają się i całują. Scena wydaje się wyjątkowo ckliwa. Giles podchodzi do nich i ściąga okulary, zdumiony tym co widzi. Buffy zauważa Giles'a)

BUFFY: Giles! Nigdy nie uwierzysz co się stało!

(Buffy pokazuje pierścionek zaręczynowy. Giles gapi się na niego, jakby stracił zmysły. Cięcie. Piwnica Xander'a)

WILLOW: To jest nie fair.

XANDER: Willo, wiem, że teraz trudno ci to zobaczyć, ale wszystko co czujesz jest spowodowane tym co było między tobą i Oz'em. A nie ma nic wspólnego z Buffy, mną, czy kimkolwiek. Ale prawdopodobnie spotkasz kogoś innego i tak nawet będzie lepiej.

WILLOW: Tak, bo większość związków jest wspaniała i wolna od kłopotów. Nie sądzę. Sądzę, że wszyscy jesteśmy skazani na porażkę

XANDER: Nie jesteśmy skazani.

WILLOW: Oh, tak? Spój-spójrzmy na twoją biografię. Pani Modliszka, Inkaska Mumia, Anya... Jak magnes przyciągasz demony.

XANDER: Ja tylko próbowałem pomóc.

(Cięcie. Mieszkanie Giles'a. Giles nagrywa się na sekretarkę Willow)

GILES: Willow, to-to ja. Coś się stało. Potrzebuję twojej pomocy. Nie widzę dobrze. Wszystko jest rozmazane (Łapie szklankę ze szkocką) Jestem pewien, że to jakieś zaklęcie, ponieważ...cóż...wygląda na to, że jeszcze coś jest nie tak...

(Cięcie. Buffy przynosi Spike'owi kubek krwi, po czym siada mu na kolanach)

BUFFY: Proszę bardzo...36,6 (Całują się)

GILES:...bardzo nie tak.

BUFFY: Trzeba zdecydować o tylu rzeczach. Ceremonia, goście, przyjęcie...

SPIKE: Więc, po pierwsze nie będziemy brać ślubu w kościele.

BUFFY: A co powiesz na ceremonię za dni. W parku.

SPIKE: Fantastycznie. Spędź swój miesiąc miodowy z duża stertą prochu.

BUFFY: Ale pod drzewami. W nieskupionym świetle słonecznym.

(Giles ostrożnie wchodzi do salonu ze szklanka szkockiej w dłoni, siada na kanapie)

SPIKE: Ciepły wietrzyk odchyla liście i znowu - zostajesz Panią i Panem Dużą-Stertą-Prochu.

BUFFY: Przestań! To ma być nasz ślub, a ty traktujesz go jak jeden wielki kawał!

SPIKE: Oh, nie nadymaj się tak! Spójrz na te usta...dostanę je...dostanę je...

(Buffy zaczyna chichotać, po czym całują się)

BUFFY: (figlarnie) oh...przestań...

GILES: Tak, proszę przestańcie.

(Giles bierze spory łyk trunku. Buffy wyciąga rękę z pierścionkiem w kierunku Giles'a_

BUFFY: Giles, nie widziałeś mojego pierścionka?

GILES: Na szczęście niezbyt wyraźnie.

(Giles odchyla się i przeciera oczy. Buffy wstaje z kolan Spike'a i siada obok Giles'a)

BUFFY: Nie zwariowałam i wiem, że prawdopodobnie nie pochwalasz tego, a mój ojciec nie jest znowu tak daleko, ale sęk w tym, że tego dnia chodzi o rodzinę - moją prawdziwą rodzinę - i chciałabym żebyś to ty poprowadził mnie do ołtarza.

GILES: (ujęty jej słowami) Oh, Buffy! To.. .to jest...(zdaje sobie sprawę z sytuacji) Oh! Na miłość boską! To jest absurd. Coś każe ci się zachowywać w ten sposób. Nie zdajesz sobie sprawy z tego co robisz?

(Buffy się uśmiecha i spogląda na Spike'a)

BUFFY: Przeżywam spełnienie marzeń.

SPIKE: Potrzeba mu trochę czasu, aby się do tego przyzwyczaić, zwierzaczku.

BUFFY: Wszyscy będą potrzebować (Odwraca się do Giles'a) Ale z początku też nie przepadaliście z Angel'em.

(Spike wkurza się na dźwięk tego imienia)

SPIKE: Miałaś nie wymieniać tego imienia.

BUFFY: Przepraszam. Może porozmawiamy o tym gdzie się zarejestrujemy.

SPIKE: A gdzie Angel chciałby się zarejestrować? I może pójdziemy do fotografa do którego Angel by poszedł? I kwiaty, które spodobały by się Angel'owi?

BUFFY: (wstając) Hej! Myślisz, że nie wisi nade mną widmo Drusilli? Że nie zastanawiam się czy nie będziesz o niej myślał podczas naszego miesiąca miodowego, kiedy będziesz... się ze mną kochał...?

(Buffy podchodzi do Spike'a i siada mu na kolanach. I, jak się można domyśleć, zaczynają się całować. Giles sięga po szklankę ze szkocką, zrzuca ją jednak na podłogę)

BUFFY: Giles, wszystko w porządku?

GILES: Sądzę, że raczej nie. Wydaje mi się, że raczej...raczej...jestem ślepy. Całkowicie.

(Buffy podchodzi do niego zaniepokojona)

BUFFY: Co? Jak to się mogło stać?

(Mach ręką tuż przed jego twarzą. Spike wstaje i idzie w kierunku półki z książkami)

GILES: Sądzę, że wskutek jakiegoś zaklęcia.

BUFFY: Więc coś na to poradzimy. Nie martw się.

SPIKE: To czego potrzebujemy to zaklęcie odwracające. Będziemy potrzebować składników.

GILES: Czy ty...pomagasz mi?

SPIKE: Cóż, prawie jesteś moim teściem, co nie?

BUFFY: Widzisz? Tak właśnie będzie. Spike się tobą zaopiekuje, gdy ja pójdę do sklepu z artykułami magicznymi.

(Buffy wstaje i idzie do Spike'a, który ją przytula)

BUFFY: Od teraz, jesteśmy rodziną.

(Buffy i Spike, cóż to co zwykle. Giles zaczyna wpadać w panikę, chwiejącym krokiem udaje się w stronę kuchni)

GILES: W porządku. Mam więcej szkockiej.

(Cięcie. Buffy wychodzi ze sklepu, zatrzymuje się na środku ulicy, spostrzegając sklep na którego wystawie znajduje się piękna suknia ślubna. Podchodzi do wystawy. W tle widzimy Riley'a przechodzącego obok, gdy spostrzega Buffy podchodzi do niej)

RILEY: Cześć, Buffy. Co jest?

(Buffy odwraca się, spogląda na suknię)

BUFFY: Riley, spójrz - czy nie jest piękna?

RILEY: Um, yeah...bardzo ładna. Sukieneczka, może...do szkoły, ale...

(Buffy zbliża się do niego)

BUFFY: Riley...

RILEY: Buffy?

BUFFY: Naprawdę się lubię. Mam nadzieję, że wiesz jak wiele dla mnie znaczysz i gdyby rzeczy miały się inaczej-

RILEY: Inaczej niż jak?

(Buffy bierze go za rękę. Riley wygląda na nieźle zmieszanego)

BUFFY: Chcę żebyś mi obiecał, że zawsze będziemy przyjaciółmi i naprawdę chciałabym, abyś był obecny na "Tym Dniu".

RILEY: Tym dniu...

BUFFY: Dniu ślubu!

RILEY: Ślubu. Jakiego ślubu?

BUFFY: Mojego ślubu! Wychodzę za mąż - możesz w to uwierzyć?

RILEY: Sądzę, że "nie" nie jest dość mocnym słowem.

BUFFY: Wiem! To wariactwo! To znaczy walczyliśmy przez te wszystkie lata i nagle... Czasami po prostu patrzysz na kogoś i wiesz... Wiesz?

RILEY: Nie...

BUFFY: Może walczyliśmy ponieważ nie potrafiliśmy przyznać się do tego co naprawdę do siebie czuliśmy.

RILEY: (zmieszany) Czy możesz zacząć od początku?

BUFFY: Na pewno go polubisz. Cóż, nikt go tak naprawdę nie lubi...

RILEY: Wyjaśnij mi tylko kilka kwestii...

BUFFY: Nawet ja też go nie lubię...

RILEY: Buffy...

BUFFY: Ale kocham go, naprawdę.

RILEY: Kogo?

BUFFY: Co?

RILEY: Jak ma na imię?

BUFFY: Kto?

RILEY: Pan młody.

BUFFY: Spike!

RILEY: To jest imię?

BUFFY: Nie bądź zły.

RILEY: Nie jestem zły!

BUFFY: Nie, jesteś zły!

RILEY: Nie, nie jestem! Er.. .Ja naprawę. Wow. Co to za facet? Chodzi do nas?

BUFFY; Spike? (śmieje się) Oh, nie... On jest bardzo stary.

RILEY: Stary.

BUFFY: Cóż, nie tak stary ja mój poprzedni chłopak.

RILEY: (zamroczony) Dobra... Jest późno.. i ja jestem, jestem już zmęczony. Więc, po prostu pójdę już sobie i ...pójdę.

BUFFY: Ale-

RILEY: Nie, zostań.

(Riley odchodzi, wyglądając na totalnie zagubionego. Buffy stoi patrząc, z zrozpaczonym wyrazem twarzy, jak on odchodzi)

BUFFY: Rujnujesz mój szczęśliwy dzień.

(Cięcie. Piwnica Xander'a)

XANDER: Już dobrze mamo - nie chcemy więcej przekąsek.

ANYA: Smakowały mi te owocowe roladki.

XANDER: Ciii, już myślałem, że sobie nie pójdzie. Poza tym, pomyśl o moich ustach jak o owocowych roladkach miłości (Pauza) Dobra, to było okropne. Jestem trochę roztargniony.

Willow była naprawdę zdenerwowana. Nie powinienem był pozwolić jej odejść w takim stanie.

(Anya całuje go namiętnie)

XANDER: Odzyskuję skupienie.

ANYA: Właśnie pozbyliśmy się twojej mamy. Nie wciągajmy Willow w to. Teraz jest czas tylko dla nas dwojga.

(Całując się osuwają się na łóżko. Nagle, demon wpada przez boczne drzwi. Xander i Anya zrywają się z łóżka, Xander naciera na demona, ale ten odrzuca go na bok. Anya rzuca się na demona z kijem, ale ten wyrywa go jej. Xander odskakuje do tyłu, łapie sznurek do bielizny i usiłuje udusić to "coś")

ANYA: Nie, nie, to jest demon Pargo! Utopienie go to jedyny sposób, aby go zabić!

(Dociągają demona do zlewu i wsadzają jego głowę pod wodę. Jednak gdy tylko demon tonie następny wpada przez okno znajdujące się nad zlewem_

XANDER: Co się do diabła dzieje?!

(Xander chwyta Anje i zaczynają uciekać. Cięcie. Mieszkanie Giles'a. Buffy trzyma figurki na tort państwa młodych, obie figurki maja włosy blond - Buffy nucąc marsz weselny przesuwa figurki po ramieniu Spike'a)

BUFFY: Dam, dam, da-da...dam, dam, da-da, dam dam da da dam da da dam da da...

(Giles leży na kanapie, na oczach ma położony ręcznik)

GILES: Więc, plan to całkowite wyleczenie, ubezwłasnowolniającej mnie ślepoty...jutro.

BUFFY: (bez zainteresowania) Skończyły się Korzenie Tagasa w sklepie magicznym. Będą go mieli jutro. Jestem już u szczytu.

(Spogląda na Spike'a, trzymając figurki)

BUFFY: Czy nie wyglądają jak idealni mali my?

SPIKE: Nie lubię go. Jest taki bezbarwny. Czysto ludzki.

BUFFY: Aa, czerwona farba. Moglibyśmy trochę rozmazać mu na ustach - krew niewinnych...

SPIKE: Moja dziewczynka...

(Łapie ją za kark i przyciąga do siebie. Zaczynają się całować)

GILES: Przestańcie i to już! Słyszę cmoknięcia.

(Buffy i Spike przestają. Buffy odkłada figurki i podnosi ze stolika notes)

BUFFY: Kochanie, musimy porozmawiać o zaproszeniach. Ma być napisane: Krwawy William, czy po prostu Spike? Tak czy inaczej, to będzie wyglądało dość dziwnie.

SPIKE: A imię Buffy doda odrobinę klasycznej elegancji.

BUFFY: Co złego jest w Buffy?

GILES: Huh... dobre pytanie.

SPIKE: (ignorując Giles'a): Cóż, to okropne imię.

BUFFY: Moja mam dała mi tak na imię.

SPIKE: Twoja mama, tak, jest geniuszem.

BUFFY: Nie zaczynaj z moją mamą.

(Nagle Anya i Xander wpadają przez drzwi wejściowe. Wszyscy stoją, gdy Xander barykaduje drzwi półką z książkami)

XANDER: Zabijcie deskami okna i zabarykadujcie drzwi.

GILES: Co się dzieje?

ANYA: Demony. Ciągle przychodzą i przychodzą.

XANDER: Sądzę, że je zgubiliśmy, ale nie mogłem zobaczyć (zauważa Spike'a) Spike! Jest rozwiązany! (Pauza) Co prawdopodobnie zauważyłaś...

BUFFY: Xander, uspokój się, dobrze? Jeśli ich zgubiliście, to da nam trochę czasu na rozwikłanie sprawy (Do Spike'a) Może te demony mają coś wspólnego z oślepnięciem Giles'a.

ANYA: Giles jest ślepy?

(Xander podchodzi do Giles'a i zaczyna wymachiwać mu rękami przed twarzą)

GILES: Proszę przestań cokolwiek robisz. Pachniesz jak rolada owocowa.

SPIKE: I to jest ta elitarna drużyna, która udaremnia mój każdy plan? Jestem głęboko zawstydzony.

BUFFY: (trzymając rękę Spike'a) Spike ma rację. Rzeczywiście powinniśmy się porządnie zorganizować.

(Xander i Anya wpatrują się w nich w osłupieniu)

ANYA: Dlaczego trzymacie się za ręcę?

(Buffy i Spike wymieniają się spojrzeniami zakochanych)

SPIKE: Muszą to usłyszeć wcześniej czy później...

BUFFY: (Podekscytowana) Spike i ja zamierzamy się pobrać!

XANDER: (zdumiony) Jak? Co? Jak?

GILES: Trzy doskonałe pytania.

SPIKE: (do Buffy) Na co oni się tak patrzą?

BUFFY: Na mężczyznę, którego kocham.

(Całują się, namiętnie. Xander i Anya patrzą na nich z wyrazem niesmaku na twarzy)

XANDER: Czy ja też mogę oślepnąć?

(Anya przytakuje mu głową)

XANDER: Zaczekajcie... małżeństwo... wiem coś.. .co to jest...? Wszystko wydaje się takie znajome. Pracuj, mózgu - pracuj! Oh! Oh oh! Willow!

BUFFY: (mówiąc w trakcie całowania) Mm...co z Will...Mmm, kochanie, odejdź. (odpycha Spike'a)

XANDER: Coś z Willow o jej humorem "o-zmartwiona- biedna-ja" - więc, więc miałem już dosyć.

ANYA: Czyli nie muszę już być dla niej miła?

BUFFY: Cóż, już wszyscy jesteśmy tym zmęczeni, ale co to ma do rzeczy z tym co się dzieje?

XANDER: Powiedziała mi, że przyciągam demony jak magnes, a...a wy dwoje powinniście się pobrać. (Wskazuje na Spike'a i Buffy)

GILES: (zdając sobie sprawę z tego co się stało): I...i że ja niczego nie dostrzegam.

BUFFY: Ona rzuciła zaklęcie.

GILES: Tak... żeby spełniała się jej wola. Cokolwiek powie staję się prawdą.

BUFFY: I to podziałało na was dwoje. Prawdopodobnie ja się uchroniłam, bo jestem pogromcą. To rodzaj naturalnej ochrony.

XANDER: Tak, racja. Wychodzisz za Spike'a , bo jesteście dla siebie stworzeni.

BUFFY: Xander.

SPIKE: Dość tego - skreślamy cię z listy gości.

GILES: Ludzie, Willow jest gdzieś tam i prawdopodobnie nie wie o niczym.

XANDER: Musimy ja znaleźć.

(Giles przytakuje ruchem głowy i rusza przed siebie, potyka się jednak, i przekoziołkowuje przez kanapę. Cięcie. Willow idzie wzdłuż korytarza w akademiku Stevensona. Wchodzi do swojego pokoju i zostaje porwana przez demona, który kładzie ręce po obu stronach jej głowy wywołując swego rodzaju rozładowanie elektryczne wokół jej głowy. Cięcie. Buffy, Spike, Xander i Anya idą tym samym korytarze w akademiku, którym przed chwila przechodziła Willow)

XANDER: (wskazując Spike'a) Dlaczego on musiał iść z nami?

BUFFY: Xander, Spike będzie moim mężem. Chcę żeby był z nami.

SPIKE: Ja zgadzam się z Xander'em. Wydaje się, że to robota dla ludzi, którzy polują na nas.

BUFFY: Spike, to są moi przyjaciele. Poza tym, to także moja praca.

SPIKE: (poklepując ją) Do czasu.

BUFFY: Co? Chcesz żeby przestała wykonywać moją pracę?

(Otwierają drzwi i wchodzą do pokoju Buffy i Willow. Na zewnątrz zostaje Spike)

SPIKE: Pomyślmy - czy chcę żebyś przestała zabijać wszystkich moich przyjaciół? Tak, ja jednak przestałem.

(Cięcie. Na dywanie w pokoju widać wypalony krąg.)

BUFFY: To jest wypalone.

ANYA: Ta'hoffren. Drań, otworzył tutaj portal.

BUFFY: Kto?

SPIKE: Oh, fluffy.

(Ciecie. Spiek trzyma w rękach jedną ze spódnic Buffy - jest pomarańczowa, na dole obszyta czymś włochatym, również pomarańczowym)

SPIKE: Załóż to na próbę ślubu, a odwołam go.

BUFFY: Zamknij się, kochanie.

ANYA: Ta'hoffren. To on uczynił ze mnie demona 1120 lat temu.

BUFFY: Dlaczego zaatakował Willow?

ANYA: Nie sądzę aby właśnie to zrobił.

(Cięcie. Wysoki, czarny pokój. Ta'hoffren rozmawia z Willow. Oboje są otoczeni przez różnego rodzaju demony.)

TA'HOFFREN: Masz w sobie wiele gniewu i bólu. Twoje czary są potężne - ale twój ból jest jak krzyk, który burzy między wymiarowe ściany. Usłyszeliśmy go.

WILLOW: Ja-Ja przepraszam. Postaram się wściekać po cichu. Pa.

(Willow odwraca się by odejść, ale staje twarzą w twarz z demonami. Ta'Hoffren przyzywa ja z powrotem)

TA'HOFFREN: Naszym zamiarem nie jest uciszenie twojego potencjału - wręcz przeciwnie.

(Willow odwraca się do niego, wygląda na przestraszona i zagubioną) Cięcie. Anya, Xander, Buffy i Spike idą przez cmentarz.)

ANYA: Byłam denna, była marna, rzuciłam parę zaklęć zemsty - ugotowanie penisa, ale to było takie bez polotu.

XANDER: Proszę, przejdź dalej.

ANYA: Ta'hoffern pomógł mi, zaoferował awans.

BUFFY: To znaczy?

ANYA: Zrobił ze mnie demona.

BUFFY: O Boże, Willow. Ale możesz go wezwać w tej krypcie, prawda? Możesz go powstrzymać... O mój Boże! Czyż to nie byłoby idealne miejsce do zdjęcia?

(Buffy podbiega do krypty, której bok pokrywają sploty bluszczu)

SPIKE: Nie pozujemy do magazynu.

(Demon zbliża się do nich. Xander zauważa go i wskazując na niego krzyczy.)

XANDER: Hej... demon.

(Buffy podchodzi do demona)

BUFFY: Dobra, posłuchaj - teraz będzie bez ceregieli.

(Buffy i demon rzucają się na siebie. Buffy odrzuca go na bok w momencie kiedy pojawia się następny. Zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że ciągle ich przybywa.)

BUFFY: Uciekamy!

(W czwórkę wpadają do krypty i barykadują się, na ile się da to zrobić w krypcie. Anya podbiega do odległego jej końca i rysuje na ziemi wokół siebie krąg.)

ANYA: Niech będzie pochwalone imię Ta'hoffren'a. Niech ta przestrzeń stanie się drzwiami do świata Arash Ma'har, gdzie powstają demony.

(Cięcie. Arask Ma'har. Ta'hoffren nadal rozmawia z Willow)

TA'HOFRENN: Ból i cierpienie, które sprowadziłaś na tych, których kochasz przywiodły cię tutaj. Jesteś gotowa go przyłączenia się do nas, tu w Afash Ma'har.

WILLOW: Ból? Jaki ból?

(Cięcie. Buffy zostaje znokautowana przez demona, który dostał się do środka przez okno.)

SPIKE: Buffy!

XANDER: Nie jest dobrze.

ANYA: (ciągle deklamując) Przychodzimy do ciebie. Krusi jak trzciny... chcąc podążać za..., uh...przy-przychodzimy, żeby podążać za, uh...Ugh! (bierze głębszy oddech) Niech będzie pochwalone imię Ta'hoffren'a...

(Cięcie. Buffy zostaje rzucona w stronę Spike'a. Który właśnie przesuwał razem z Xander'em kamienną płytę, aby zagrodzić nią drzwi.)

SPIKE: Są silne, a ja nie mogę walczyć. Jeśli wejdą, nie wiem kto was obroni.

BUFFY: Sądzisz, że musisz mnie bronić?

SPIKE: Oh, tylko nie mów o Kobiecej-Mocy!

(Demony wdzierają się w końcu do krypty. Spike i Xander dostają wycisk, a Buffy usiłuje dać wycisk. Anya atakuje demona, który rzucił się na Xander'a, ale zostaje natychmiast odepchnięta. Cięcie. Arash Ma'har. Ta'hoffren otwiera między wymiarową szczelinę, żeby Willow mogła zobaczyć jak obrywają jej przyjaciele.)

WILLOW: Oh, Boże. Ale ja nie chciałam!

TA'HOFFREN: Ale to zrobiłaś. To jest skutek twojej mocy. Będziesz wspaniałym demonem zemsty.

WILLOW: Proszę, nie! Musicie im pomóc!

TA'HOFFREN: To nie moje zmartwienie.W tym przypadku interesujesz mnie tylko ty.

WILLOW: Naprawdę... bez obrazy... To znaczy, byłeś super-miły i tak dalej, ale... nie chcę być demonem. Chcę wrócić i pomóc moim przyjaciołom.

TA'HOFFREN: To jest twoja odpowiedź?

WILLOW: Ta-tak.

TA'HOFFREN: (groźnie) Przykro mi to słyszeć. (lżejszym tonem) No cóż. Oto mój talizman (podaje go Willow, która bierze go z jego rąk) Jeśli zmienisz zdanie, daj nam znać.

(Wykonuje ruch ręką, Willow znika. Cięcie. Buffy szarpie się z demonem, gdy kolejny włącza się do walki, wywalając Spike'a. Buffy się wkurza skopuje obu demonom tyłki i pobiega do Spike'a)

BUFFY: Oh, Spike...nic ci nie jest?

SPIKE: Pogromczyni...

( Całują się. Anya i Xander ciągle walczą z tym samym demonem. Nagle w krypcie pojawia się Willow.)

WILLOW: Niech zadziała moc pomocy. Niech ma wola znów będzie bezpieczna. Gdy te słowa pokoju zostaną wypowiedziane, bolesne zaklęcie zostanie złamane.

(Następuja uderzenia gromów i błyskawice rozświetlają kryptę. Nagle wszystkie demony znikają. Buffy i Spike odsuwają się od siebie, na ich twarzach pojawia się wyraz przerażenia i obrzydzenia.)

BUFFY: Uh, jah...

SPIKE: Oh, jasna cholera!

(Oboje natychmiast się podnoszą, wycierając usta, plując i wydając odgłosy obrzydzenia.)

BUFFY: Całowałam Spike'a! Spike'a!

(Wszyscy nagle zdają sobie sprawę z tego, że Willow jest w krypcie. Odwracają się powoli w jej stronę i patrzą na nią. Willow uśmiecha się niewinnie i macha do nich.)

WILLOW: Cześć wam.

(Cięcie. Kuchnia Giles'a. Willow piecze ciastka czekoladowe, układa je na talerzu trzymanym przez Anję.)

ANYA: jak długo masz zamiar to robić?

WILLOW: Oh, aż przestanę się czuć tak bardzo winna. Za jakieś milion ciasteczek. Mam też wyczyścić samochód Giles'a.

(Willow bierze talerz od Anji i podchodzi do siedzącego na kanapie Giles'a. Xander trzyma przed nim zegarek.)

XANDER: Która jest godzina?

GILES: A-ha... Pięć po drugiej. Wtorek.

WILLOW: (do Giles'a) Spójrz, ciasteczka. Rzecz która zrobiła i nie jest zła. Płatki owsiane?

(Giles zdejmuje okulary, bierze ciasteczko i krzywi się)

GILES: Tak, bardzo śmieszne, to czekoladowe ciasteczka. Widzę je. Chociaż nadal potrzebuję okularów.

(Willow uśmiecha się i podchodzi do Buffy i Spike'a. Spike znowu jest związany)

WILLOW: Zjedz ciasteczko; złagodź mój ból.

BUFFY: (bierze ciasteczko i gryzie) Mm. Lepiej?

WILLOW: Cóż, pieczenie pokrywa coś koło 30% mojego poczucia winy, ale tylko 7% wewnętrznego zgiełku. To chyba musi jeszcze trochę potrwać.

BUFFY: Ale minie.

SPIKE: A ja nie dostanę ciasteczka?

BUFFY: Nie.

SPIKE: Cóż, muszę coś dostać. Wciąż mam smak Buffy w ustach.

BUFFY: Jesteś świnią, Spike.

SPIKE: Taak...ale przynajmniej nie chciałem żeby pierwszym tańcem było "Wind Beneath My Wings".

(Mówi to wystarczająco głośno, aby Giles, Anya i Xander mogli to usłyszeć. Wszyscy odwracają się i patrzą dziwnie na Buffy z salonu. Buffy spogląda na nich.)

BUFFY: To przez to zaklęcie.

(Buffy upokorzona wchodzi do kuchni. Willow rzuca Spike'owi groźną minę i wciska mu ciasteczko w usta, potem idzie za Buffy do kuchni.)

WILLOW: Czy już wspominałam o tym, że mi przykro?

BUFFY: Może później pogadamy o zaklęciu na zapominanie. (ze zdziwieniem) Kochałam go. Byliśmy zaręczeni. (robi niezadowoloną minę)

WILLOW: Przy-przynajmniej byliście w dobrych stosunkach.

BUFFY: Ale nie byliśmy. To znaczy, to było nawet miłe. I ten motyw ze "złym-chłopcem" - przeszło mi. Dobra, rozumiem. Byłabym naprawdę szczęśliwa, gdybym była w związku z przyzwoitym, solidnym...O mój Boże! Riley sądzi, że jestem zaręczona.

WILLOW: Co?

BUFFY: Riley. On-on-on mnie widział. Co ja mu teraz powiem?!

(Cięcie. Miasteczko uniwersyteckie. Buffy i Riley spacerują razem. Buffy się śmieje.)

BUFFY: Sądziłeś, że mówię poważnie?

RILEY: Cóż, nie... um... nie mówiłaś serio?

BUFFY: O, Boże... proszę. Miałabym poślubić gościa o imieniu Spike?

RILEY: Może. Nie znamy się tak dobrze.

BUFFY: Nie, to tylko... zobaczyłam przerażenie w twoich oczach, gdy przyłapałeś mnie na przyglądaniu się tej sukni ślubnej i chciała sobie zażartować.

RILEY: Nie miałem przerażenia w oczach.

BUFFY: Miałeś. Patrzyłeś na mnie jak na przerażającą postać z kreskówki.

RILEY: Więc postanowiłaś powiedzieć mi, że wychodzisz za mąż.

BUFFY: Aha.

RILEY: Jesteś szalona.

BUFFY: Aha!

RILEY: Ale nadal jesteś wolna.

BUFFY: Tak.

RILEY: W porządku. Kolejny kawałek układanki o Buffy.

BUFFY: Musisz się jeszcze wiele nauczyć o kobietach, Riley.

(Riley kładzie jej rękę na karku, jakby miał zamiar ją pocałować)

RILEY: Ty mnie nauczysz.

(Uśmiecha się i odchodzi, zostawiając Buffy patrzącą za nim)


Autor: Technopagan


~Ender's SMG~*~BuffyPedia~

"Buffy The Vampire Slayer" TM and © (or copyright) Fox and its related entities. All rights reserved. This web site, its operators and any content on this site relating to "Buffy The Vampire Slayer" are not authorized by Fox.