~ Pangs ~

translated by Technopagan


Tłumaczenie oryginalnie umieszczone w Buffypedii (www.buffypedia.prv.pl)
[Nie zmieniaj powyższych linii]

Po raz pierwszy wyemitowany: niewiem
Reżyseria: Michael Lange
Scenariusz: Jane Espenson
Spis postaci: Angel / Anya / Buffy / Forrest / Giles / Guy / Harmony / Riley / Spike / Vampire / Willow / Xander
Nowe postaci: Gerhardt / Hus / Indian
Użyta broń: Kołek Nóż



Tłumaczenie: Technopagan (technopagan@poczta.wp.pl)


~~~~~~~~~~ Zastrzeżenie ~~~~~~~~~~
I do not own the characters in this story, nor do I own any rights to the television show "Buffy the Vampire Slayer". They were created by Joss Whedon and belong to him, Mutant Enemy, Sandollar Television, Kuzui Enterprises, 20th Century Fox Television and the WB Television Network.

Nie mam żadnych praw do tego odcinka jak i do serialu "Buffy postrach wampirów". Został on stworzony przez Joss'a Whedon'a i przynależą do niego. Tłumaczenie to jest chronione prawami autorskimi w takim samym stopniu jak oryginalny transkrypt.

Tłumaczenie: wrzesień 2001.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
This transcript should be considered as copylefted... that is, you can do anything with this transcript you want as long as it doesn't interfere with others right's to do anything with it that they might want, also. You can modify it, but if you want to use any part of this transcript, your modifications should be copylefted also.

Explicit license is hereby given for anyone to archive this transcript whenever and wherever they may wish.

Tłumaczenie transkryptu może być używane w dowolny sposób, możesz je rozpowszechniać jak ci się żywnie podoba, możesz go modyfikować. Jednak wszystkie zmiany muszą być zaznaczone. Nie wolno Ci usuwać żadnych informacji o twórcach tak scenariusza, jak i transkryptu i jego tłumaczenia. Jeżeli postanowisz umieść to tłumaczenie na stronie to musisz pozostawić informacje o tłumaczu, oraz link do strony (www.buffypedia.prv.pl). Jeżeli zamierzasz umieścić to tłumaczenie to miło było by o tym poinformować :)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



Żal

Ujęcie prawdopodobnie parku, jakiś mężczyzna zatrzymuje się słysząc odgłos łamanej gałęzi, po chwili zaczyna iść dalej. Odwraca się jednak i spostrzega Buffy.

MĘŻCZYZNA: O!

BUFFY: Mnie szukałeś?

MĘŻCZYZNA: Rany julek – czego chcesz?

(Buffy wymierza mu cios, mężczyzna wygląda na zaskoczonego, po chwili jednak zmienia się w wampira)

WAMPIR: Ał! Hej!

BUFFY: Patrz kto się zjawił.

WAMPIR: Pogromczyni. Dlaczego po prostu nie wrócisz skąd przyszłaś? Wszystko było świetnie zanim się zjawiłaś.

(Buffy wymierza mu koleiny cios, który poprawia kopnięciem. Wampir robi unik, w odwecie wymierzając jej cios w żołądek. Buffy oddaje mu uderzeniem w twarz, wampir upada na ziemię. Podczas, gdy usiłuje wstać Buffy łapie go z tyłu i przebija kołkiem serce.)

BUFFY: A mówią, że jedna osoba nic nie zmienia.

(Kamera zjeżdża w bok, gdzie w krzakach ukrywa się Angel)

(Cięcie. Na trawniku przed budynkiem dziekan wygłasza z podium mowę. Niewielka grupka ludzi przygląda się temu.) ;

Dziekan Guerrero: Ze wszystkich obowiązków dziekana jednym z najprzyjemniejszych jest móc pogratulować koleżance zrealizowania marzenia. Panie, panowie, studenci, oddaje głos profesor Gerthard z wydziału antropologii.

(Profesor wchodzi na podium, z którego przed chwilą przemawiał dziekan.)

GEGHARDT: Kiedy po raz pierwszy zdałam sobie sprawę z faktu, że dotychczasowy budynek Centrum Kultury przestaje wystarczać, byłam zaniepokojona. Lecz zrozumiałam, że jest on jak dorastające dziecko, które potrzebuje nowych rzeczy. W tym przypadku, nowego przestronnego, skrzydła, które będzie wybudowane po tej stronie...

(Cięcie. Buffy, Willow i Anya stoją razem. Xander stoi z boku, ubrany w strój robotnika budowlanego.)

ANYA: Spójrzcie na niego. Widziałyście kiedykolwiek coś tak męskiego?

BUFFY: Mówisz o dziekanie czy o jego żonie?

WILLOW: Sądzę, że jej chodzi o... (Wskazując na Xander'a, który czeka na rozpoczęcie kopania)

BUFFY: A. bardzo męskie. Wcale nie wygląda jakby był z Village People. (Właściwie to Xander wygląda jak członek grupy Village People). To znacznie seksowniejszy ubiór, niż ten który miał w ostatniej pracy.

WILLOW: Oh, a mi brakuje darmowych hot dog'ów.

ANYA: Wyobrażam sobie, że uprawiam z nim teraz seks.

(Powrót do Gerhardt kontynuującej swoją przemowę.)

GERHARDT: I właśnie dlatego rozpoczęcie budowy Centrum Wspólnoty Kultur odbywa się tuz przez Świętem Dziękczynienia. Bo w takim celu powstają tygle [miejsca gdzie mieszkają, przebywają ludzie różnych narodowości]– wkłady z każdej kultury umacniają naszą własną... ;

(Cięcie. Buffy zaczyna klaskać, ale przestaje gdy Willow zaczyna mówić.)

WILLLOW: Co za bzdura.

BUFFY: Masz inne zdanie?

WILLOW: Tak. Święto Dziękczynienia to nie świętowanie połączenia dwóch kultur. To świętowanie wyparcia jednej kultury przez drugą. A potem robią animowane bajki pokazując same dobre rzeczy, kukurydzę i kowbojów. Ale nie pokazują już tego jak potem giną wszystkie bizony a Indianie dostają cios muszkietem w brzuch.

BUFFY: Dobra, teraz zaczynasz mówić jak twoja mama.

WILLOW: No cóż, tak jakby. Ona właśnie dlatego nie obchodzi Święta Dziękczynienia czy Dnia Kolumba. Chodzi przecież o wyniszczenie rdzennych mieszkańców. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale naprawdę, ona, ona ma rację.

BUFFY: Tak. Chyba nigdy nie patrzyłam na to w ten sposób. Moja mama jest u ciotki Darleen, więc nie będzie świętowania, może to i lepiej.

ANYA: Szkoda. Uwielbiam rytualne ofiary.

BUFFY: Tu raczej nie o to chodzi.

ANYA: Dla upamiętnienia dawnych wydarzeń, zabijasz i zjadasz zwierzę. Więc to jest rytualna ofiara, tylko, że używasz do tego ciasta.

(Cięcie. Wracamy do przemowy pani profesor)

GERHARDT: ...A teraz czas na symboliczne rozpoczęcie.

(Prof. Schodzi z podium, bierze łopatę i symbolicznie rozpoczyna kopanie)

ANYA: (poirytowana) Co ona robi? Xander miał kopać. Chcę zobaczyć jak Xander kopie.

BUFFY: To jest tylko na pokaz.

ANYA: Nie podoba mi się to. Ona w ogóle nie umie tego robić. Patrzcie, Xander zaczyna. (Widzimy Xander'a, który zaczyna kopać. Anya wzdycha.) Tylko na niego spójrzcie.

WILLOW: Bardzo... dobrze kopie.

ANYA: Niedługo zacznie się pocić. Znowu wyobrażam sobie, że uprawia z nim seks.

BUFFY: Twój wyimaginowany Xander to prawdziwa sex-maszyna.

(Xander kopie, gdy nagle ziemia pod nim się zapada. Xander ląduje w jakimś podziemnym pomieszczeniu.)

XANDER: Ałć! Ał! Nic mi nie jest! ał...zupełnie nic. (rozgląda się) Gdzie ja jestem? ;

(Widzimy ukrywającego się w cieniu za drzewami Angel'a, który wpatruje się w ; okno pokoju Buffy i Willow. Cięcie. Wnętrze pokoju.)

WILLOW: Jak wyciągali Xander'a z tej dziury, usłyszałam rozmowę kilku antropologów o niej. Byli strasznie podekscytowani. To jest podobno stara Misja, która uznawano za zaginioną.

BUFFY: (wpatrując się w okno) Co?

WILLOW: Czy coś jest na zewnątrz?

BUFFY: Hmm? Och. Nie. Przepraszam. Zaginiona misja.- Rozumiem, że może zaginąć szczotka do włosów. Tak przy okazji, to jak tylko ją znajdę, to ci ją oddam. Ale jak można zgubić Misję?

WILLOW: Po wielkim trzęsieniu ziemi w 1812 przyjęto, że została zrównana z ziemią. A tymczasem budowano tuż nad nią. To tak jak było z tym kościołem, gdzie w latach trzydziestych został uwięziony Władca. Czy teraz się nie zastanawiasz, co jeszcze tam jest, tuż pod nami?

BUFFY: Zazwyczaj, ścieki pełne demonów.

WILLOW: A tak, racja. (Z zza drzwi dochodzą odgłosy podekscytowanych studentów) Kurcze, ale ruch.

BUFFY: A-ha. Wszyscy dostają świra w połowie semestru, no i te święta. Większość wraca do domu.

WILLOW: Wygląda na to, że wiele matek dostanie kosze pełne brudnej bielizny. ;

BUFFY: To takie niesprawiedliwe. Wszyscy mają rodzinne święta tylko dlatego, że mogą wrócić do domu.

WILLOW: Hmm, świat staje na głowie. ;

BUFFY: Wiesz co, powinnam zrobić własne Święta Dziękczynienia. Mogę coś ugotować, tak jakby zrobiła to moja mama i zaprosić wasz wszystkich. Byłoby miło.

WILLOW: Buffy, przed chwilą zgodziłaś się, że to złe święto, które upamiętnia zabijanie.

BUFFY: Ale są słodkie ziemniaki. Chodzi o zabijanie i słodkich ziemniaków spożywanie.

WILLOW: Rymowanie nic ci nie pomoże.

BUFFY: Wiem... ale chcę je obchodzić. Pamiętasz jak profesor Walsh mówiła o pamięci zmysłów, jak tylko czuję pieczonego indyka, to mam wrażenie, że znowu mam osiem lat. Zawsze nie mogłam się doczekać świąt. Wszystko się teraz zmieniło.

WILLOW: Cóż, może ziemniaki nie były w wszystkim takie ważne.

BUFFY: Sądzę, że tak na pociesznie na pewno moglibyśmy spożyć trochę jedzenia. Założę się, że Giles nie ma żadnych planów, a Xander zawsze unika spotkań rodzinnych.

WILLOW: Ooo i moglibyśmy nie zapraszać Anji.

;BUFFY: No nie wiem. Wydaje mi się, że ona i Xander są ze sobą dość blisko. Ale czy to nie główny cel Święta Dziękczynienia, żeby każdy miał gdzie się podziać?

(Cięcie. Spike okryty kocem chodzi po lesie, wygląda na zdołowanego. Cięcie. Riley, Graham i Forrest patrolujący las w poszukiwaniu Spike'a.)

FORREST: Mam dosyć.

RILEY: Zrobimy jeszcze jedno okrążenie i spływamy.

FORREST: Muszę się dzisiaj spakować. A ty, kiedy lecisz?

RILEY: W środę. Profesor Walsh chce żebym złożył sprawozdania.

FORREST: To się nazywa mieć krótkie święta.

RILEY: Uciekinier jest na wolności, mamy szczęście, że w ogóle wyjeżdżamy do domu.

FORREST: Jest nieszkodliwy. Implant działa znakomicie. Nie może skrzywdzić żadnej żyjącej istoty.

RILEY: Jest zagrożeniem, wie o Inicjatywie. Zrobimy tak jak chce profesor.

FORREST: (maskując słowo kaszlem) Saminisynek.

RILEY: Paskudny kaszel. Chyba przydałby ci się tydzień spędzony na kwarantannie.

FORREST: O, nie. Już skończyłem kaszleć.

RILEY: Nie chcę, żeby ktoś mi się rozchorował. (Poklepuje Forresta po ramieniu.)

(Cięcie. Pokój Xander'a w piwnicy domu jego rodziców. Anya wchodzi, Xander właśnie kończy ubierać się w roboczy strój. Wygląda na wyczerpanego.)

ANYA: Xander, co ty tu robisz? Powinieneś kopać. Poszłam zobaczyć jak kopiesz, a ciebie nie było.

XANDER: Już wychodzę. Tylko...jakoś trudno mi się zebrać.

ANYA: (dotykając jego czoła) Twoja twarz jego wilgotna. O! Jesteś chory. Nie możesz iść do pracy.

XANDER: (Anya popycha go z powrotem do łóżka) Uh. Oh. Anya?

ANYA: Jesteś blady, spocony i wyglądasz okropnie. Mogą kopać bez ciebie.

XANDER: (pojękując) Słuchaj, nie czuję się aż tak źle.

ANYA: Gdy byłam demonem zemsty zsyłałam na mężczyzn wiele paskudnych chorób, a ty wyglądasz jakbyś miał je wszystkie.

XANDER: (poddając się) Dobra. Zostanę. Ale ty powinnaś iść, możesz się zarazić.

ANYA: (żywo) Więc umrzemy razem, to takie romantyczne. Teraz zdejmiemy ci spodnie (Zaczyna rozpinać jego spodnie.)

XANDER: Jesteś moją najdziwniejszą dziewczyną.

ANYA: Jestem twoją dziewczyną?

XANDER: Uh...możliwe, że majaczę.

ANYA: Ach, tak. Nie wiem na co zachorowałeś, ale to mi się podoba.

(Cięcie. Profesor Gerhardt rozmawia przez telefon.)

GERHARDT: To wspaniała okazja. Nie mogę się doczekać zejścia na dół. To jest po prostu...cóż, to oznacza, że będziemy musieli znaleźć inną lokalizację...Nie, to zależy od dziekana...Mam nadzieję, że to nie odwlecze prac o kolejny rok...Dobrze. Porozmawiamy później.

(Widzimy zielony dym gromadzący się wokół starożytnego noża. Potem dym zamienia się w rdzennego Amerykanina, który bierze nóż i podrzyna profesor gardło.)

(Willow i Buffy badają miejsce śmierci profesor Gerhardt.)

WILLOW: Nigdy się do tego nie przyzwyczaję. Jednego dnia bierze udział w ceremonii otwarcia, a następnego jest już martwa. Biuro kornera ; podało, że miała odcięte ucho. Możliwe, że szukamy jakiejś czarownicy. Jest sporo zaklęć, które działają lepiej, gdy do mikstury doda się ucho.

BUFFY: Masz świetne hobby, Will.

WILLOW: Albo...albo to jakiś demon, który zbiera uszy, ; który może buduje innego demona z uszu. Albo...ooo...dlaczego zakładamy, że to ktoś inny odciął ucho. Może ona sama sobie je odcięła, jak van Gogh?

BUFFY: Więc, najpierw zabiła się w brutalny sposób, ; pozbyła się ciała, a potem odcięła sobie ucho?

WILLOW: Nie. Najpierw odcięła sobie ucho, potem się zabiła, a na końcu pozbyła się ciała – chyba tracę wątek, prawda?

BUFFY: Tak. Zaczekaj. W tej gablocie czegoś brakuje. (czyta karteczkę z podpisem) "Nóż Indian- Chumash, początek wieku XIX." Jest zdjęcie.

WILLOW: Jak wyglądał?

BUFFY: ; Dość przerażająco.

(Cięcie. Buffy przygotowuje w kuchni Giles'a potrawy na Święto Dziękczynienia.)

BUFFY: Obawiałam się, że będę musiała zastosować brutalne metody, ta kobieta chciała wykupić całe nadzienie do ciasta dyniowego.

GILES: A kiedy masz zamiar powiedzieć mi coś o tym morderstwie?

BUFFY: Ach, racja. Nóż był wyrobem indiańskim, chyba Indian – Chumash. To wszystko co wiemy.

GILES: Indianie – Chumash byli rdzennymi mieszkańcami całego tego terenu

BUFFY: To ciekawe.

GILES: Ale, oczywiście wybór broni mógł być związany z dogodnością jej użycia.

BUFFY: A-cha. Obok leżały wielkie, ostre nożyce. Ten nóż został wybrany z jakiegoś powodu. Masz rondel na indyka?

GILES: Więc przypomnij mi dlaczego nie gotujemy u ciebie w domu.

BUFFY: Giles, jeśli chcesz wejść w amerykańskie środowisko, musisz respektować nasze tradycje. Jesteś patriarchą. Jesteś gospodarzem uroczystości, to wszystko nie jest bez znaczenia. ;

GILES: I nie jest to sprytny plan zostawienia mnie z całym zmywaniem?

BUFFY: To co z tym obrzędowym nożem? To niezła wskazówka, nie sądzisz? ;

GILES: Tak. Sprawdzę, czy w rytuałach Chumash'ów występuje obcinanie ucha. ; ;

BUFFY: Dzięki. (Buffy nagle wydaje się być wyjątkowo zamyślona.)

GILES: Wszystko w porządku?

BUFFY: Tak, Uh... muszę jeszcze kupić kilka rzecz, niedługo wrócę. I nie podjadaj.

GILES: Och, spróbuję się powstrzymać od zjedzenia nie ugotowanych ziemniaków i żurawin.

(Buffy wychodzi, z jednego z pokojów z tyłu domu wychodzi Angel.) ;

GILES: I co o tym sądzisz?

ANGEL: Wydaje się, że jest w porządku. Jest trochę podekscytowana Świętem Dziękczynienia.

GILES: Sądzę, że czuje się trochę samotna. Ale chodziło mi o to morderstwo.

ANGEL: Cokolwiek zabiło tę kobietę w muzeum, stanowi zagrożenie.

GILES: Tak, cóż. To niebezpieczeństwo, której widział w swojej wizji twój przyjaciel, było dość niejasne. Wiele innych rzeczy dzieje się w miasteczku akademickim.

ANGEL: Może to będzie błąd, ale spróbuje coś zrobićć. Nie mogę ; po prostu stać i patrzeć.

GILES: Cieszę się, że chcesz jej pomóc, ale chyba powinienem ci przypomnieć, że ona nie jest bezbronna i zapewnienie jej bezpieczeństwa nie jest twoim zadaniem.

ANGEL: Twoim już też nie. A jednak nie zamierzasz odpuścić.

GILES: W porządku. Ale sądzę, że powinniśmy jej o tym powiedzieć. Nie podoba mi się utrzymywanie tego w sekrecie.

ANGEL: Nie. Gdyby wiedziała, że tu jestem rozpraszało by ją to. Mogłoby jej się coś stać. Nie chcę jej wchodzić w drogę. ;

GILES: Um, sądzę, że cała sprawa ma coś wspólnego ze starą Misją. Czemuś zakłócono spokój i się wściekło.

ANGEL: Ale coś było tam uwięzione i teraz zostało uwolnione. Coś co lubi starożytną broń. Znasz może Ojca Gabriela?

GILES: Nie.

;ANGEL: On zna historię miasta. Jego rodzina przybyła tu w czasie powstawania Misji. Mógłby rozjaśnić sprawę. ;

GILES: Dobrze, skontaktuję się z nim. Dokąd idziesz?

ANGEL: Będę ją obserwował.

GILES: To nie fair. Ona też by tak sądziła. Ty ją widzisz, a ona ciebie nie?

ANGEL: Uwierz, że mnie też się to nie podoba. Być blisko i nie móc...Cóż, zapomniałem już jak bardzo to boli. ;

(Cięcie. Buffy i Willow idą chodnikiem.)

WILLOW: Ale mamy bitą śmietanę, widziałam ją w lodówce Giles'a.

BUFFY: Ale to jest gotowa bita śmietana. A powinna być ubita ręcznie.

WILLOW: Hej, a potem możemy same zrobić masło i swetry z owczej wełny.

BUFFY: Dobra, obiecuję, że to będzie jedyna rzecz jaką zrobimy same. Poza tym, mam spotkanie z tym księdzem do którego dzwonił Giles, on może mieć jakieś przydatne informacje.

RILEY (podbiegając do nich) Buffy? Hej, Buffy.

BUFFY: Riley. Skąd się to wziąłeś? Nie widziałyśmy cię.

RILEY: Byłem na drugiej stronie ulicy… kawałek dalej. Cześć Willow.

WILLOW: Cześć. To ja może was zostawię... O popatrzcie sprzedają kawę w kawiarni. (Willow wbiega do środka i wpada wprost na Angel'a, który łapie ją i zakrywa jej usta ręką. Willow mimo to próbuje coś powiedzieć, wychodzi to jej dość niewyraźnie.) : O! Angel! – zły! Znowu jesteś zły.

ANGEL: Nie jestem zły. Jestem tu żeby pomóc Buffy (Odsuwa rękę z jej ust i puszcza Willow)

WILLOW: Co się dzieje?

ANGEL: Mój przyjaciel miał wizję. Buffy jest w niebezpieczeństwie.

WILLOW: To jej to powiedz. Pomóż jej. ;

ANGEL: Zobaczenie mnie tylko pogorszy sytuację.

WILLOW: Wiesz, nie rozumiem tego całego "odchodzenia dla jej dobra". Nie można się poddawać tylko dlatego, że pojawiają się jakieś trudności. Co..

ANGEL: (przerywając jej wywód) Willow.

WILLOW: Przepraszam. To moje problemy.

ANGEL: Wiesz co do niej czuje. Jeśli jest jakiś sposób...

WILLOW: Tak, wiem.

ANGEL: Chodzi o to, że wszystko się zmieniło. ; ;

WILLOW: Hej, czy Cordelia naprawdę pracuje dla ciebie? Bo to musi być niezwykłe doświadczenie. Z tylu osób, które mogłeś zatrudnić...

ANGEL: Willow, jestem tutaj żeby chronić Buffy. Nie mam czasu na omawianie spraw osobistych.

WILLOW: Racja. Jak mogę ci pomóc?

ANGEL: Cóż, mogłabyś mi powiedzieć...(wygląda za okno, widzi Buffy rozmawiająca z Riley'em) kim jest ten facet? ;

(Cięcie. Buffy i Riley rozmawiają.)

BUFFY: Będzie zupełnie tak jak gdy byłam dzieckiem. Tylko nie będę budować zamków z puree.

RILEY: Brzmi wspaniale.

BUFFY: I tak będzie. Um, wiesz jeśli jeszcze nie nasz planów...mógłbyś przyjść. Jestem świetną kucharką...w teorii. W każdym razie jedzenie wychodzi mi całkiem nieźle.

RILEY: Byłoby wspaniale, ale dzisiaj wyjeżdżam. Udało mi się jeszcze złapać samolot do Iowa.

BUFFY: Do Iowa. To ten stan leżący tak na środku, prawda?

RILEY: Moi rodzice tam mieszkają. Zawsze obchodzimy Święto Dziękczynienia w domu moich dziadków, na małej farmie niedaleko Huxley. ;

BUFFY: Brzmi miło. ;

RILEY: Tam jest. Po kolacji razem z psami udajemy się na spacer wzdłuż rzeki. Są tam drzewa i... I wiem o czym myślisz, to przypomina pejzaże z obrazów Grant Wooda. ;

BUFFY: Dokładnie, chociaż nie wiem kto to jest. ;

RILEY: To taki facet, który malował miejsca wyglądające jak to w którym dorastałem.

BUFFY: Cóż, baw się dobrze. ;

RILEY: Zawsze się dobrze bawię. O to przecież chodzi. Gdy jedziesz do domu, to... ;

BUFFY: Muszą cię przyjąć.

(Cięcie. Krypta Harmony. Harmony idzie w stronę Spike'a krzycząc na niego.)

HARMONY: Wynoś się stąd.

SPIKE: (opierając się o ścianę) Ale, dziecinko, ja należę do tego miejsca.

HARMONY: (wskazując wyjście) Wyjdź. Mówię serio. Dużo ostatnio czytałam i teraz panuję nad swoimi emocjami, z nami koniec.

(Odwraca się od Spike'a, który zaczyna iść w jej stronę, po chwili łapie ją i zaczyna całować jej ramie. Harmony wygląda na niepewną decyzji.)

SPIKE: Wcale tego nie chcesz.

HARMONY: Tak, chce. Ch-chcę. (Spike bierze ją na ręce i zanosi do łóżka) Bardzo chcę.

SPIKE: Widzisz. Wiedziałem, że mnie powitasz (zaczyn głaskać jej nogę) ; z otwartymi ramionami (zbliża się aby ją pocałować)

HARMONY: Nie. (odpycha go) Jestem silna, jestem piękna i nie potrzebuje cię. (Idzie na drugą stronę łóżka, podnosi materac i wyciąga spod niego kołek) A ty jesteś podły (Idzie do niego z podniesionym jak do przebicia jego serca kołkiem)

SPIKE: (przesuwając się w tył, potem spadając z łóżka) Trzymałaś to w naszym łóżku? Nie wiesz jakie to niebezpieczne?

HARMONY: (podchodząc do niego) Przekonajmy się o tym.

SPIKE: Nie zrobisz tego. (Wycofuje się, podczas gdy Harmony wciąż zbliża się trzymając kołek)

HARMONY: Ty mi to zrobiłeś, pamiętasz?

SPIKE: Dobra, dobra. Pójdę sobie. Tylko (przewraca się)

HARMONY: Co?

SPIKE: Czy mógłbym dostać kogoś do jedzenia?

(Harmony rusza na przód z zamiarem zabicia go, Spike zdąża uciec. Cięcie. Widok kościoła z zewnątrz. W środku widzimy Buffy chodzącą w kółko.)

BUFFY: Ojcze Gabriel? Ojcze Gabriel? ( Przechodzi przez podwójne drzwi) Ojcze? Jesteś tutaj? (Dostrzega Indianina, który właśnie podcina gardło powieszonemu wcześniej księdzu.) O Boże.

(Buffy podbiega do Indianina i wymierza mu cios w żołądek, po czym odrzuca do kilka metrów dalej. Indianin wstaje i przyjmuje pozycję walki.)

INDIANIN: Nie powstrzymasz mnie.

BUFFY: I tu się mylisz.

(Indianin ponownie rusza w stronę Buffy, która robi unik, w wyniku czego uderza on z rozbiegu głową w nisko zawieszony dzwon, upada kilka metrów dalej. Po chwili wstaje i atakuje Buffy nożem, jednak udaje się jej uchylić od uderzenia. Jego kolejna próba ataku także jest nieudana, Buffy robi kolejny unik i Indianin uderza w ozdobna kolumnę.)

INDIANIN: Ał! (upadając ląduje na Buffy, trzymając nadal w ręce nóż) Jestem zemstą. Jestem łzami wylanymi przez mój lud. To oni wezwali Hus'a – ducha zemsty, aby sprawiedliwości stało się zadość.

BUFFY: To oni kazali ci założyć kolekcję ludzkich uszu? (Buffy wymierza mu kopnięcie, które poprawia ciosem pięści. Usiłując wytrącić mu z ręki nóż, uderza jego ręką o drzewo, Indianin jednak nie wypuszcza noża, udaje mu się wymierzyć Buffy cios, która podcina go. Teraz Indianin jego własny nóż jest przyciśnięty do jego gardła) ;

HUS: Zgładziliście mój lud, teraz chcecie jeszcze zabić jego ducha. To dla was dzień chwały. ;

(Buffy odpycha go, Hus wstaje po czym zmienia się w stado nietoperzy, które odlatują.)

(Cięcie. Buffy i Giles w kuchni kontynuują przyrządzanie kolacji. Buffy sprawdza temperaturę w piekarniku, Giles obiera warzywa nad zlewem.)

GILES: To oczywiste, że mamy doczynienia z duchem. Często duchy Indian przyjmują formę zwierząt.

BUFFY: Nie jestem przyzwyczajona do przerywania walki. Już go miałam, byłam gotowa go ostatecznego starcia i nagle stop. A i to był rdzenny Amerykanin.

GILES: Przepraszam, co?

BUFFY: Nie mówi się "Indianin".

GILES: A, prawda. Tak. Um, wciąż używam starych nazw, choć staram się już nie mówić o was "krwawi kolonizatorzy". ;

BUFFY: Sęk w tym, że lubię takie zwykłe, jednoznaczne złe charaktery, wiesz takie w czarnych kapeluszach, przywiązujące ludzi do torów kolejowych i zapowiadające, że niedługo zniszczą całe miasto. A nie takie, które odwołują się do poczucia winy za zniszczenie rdzennych mieszkańców.

GILES: Ten wojownik, jak go nazwałaś – Hus, zabił niewinnych ludzi.

BUFFY: Dobra, wiesz co? Musimy teraz to zagotować i przemielić przez maszynkę do mięsa.

GILES: Nie sądzę żebym miał maszynkę do mięsa.

BUFFY: Nie masz maszynki do mięsa? Jak to nie masz? Jak można jej nie mieć?

GILES: A ty masz ją w domu?

BUFFY: Nie wiem. A jak taka maszynka wygląda?

GILES: Rozgnieciemy je widelcami, tak jak robili to pielgrzymi. Zrozumiałaś tę fragment o niewinnych ludziach?

BUFFY: Tak. I chcę go powstrzymać. Wolałabym jednak znaleźć inny sposób niż zgromienie go.

(Słychać pukanie do drzwi. Buffy otwiera ja i widzi Willow trzymającą wielką stertę książek.) ;

BUFFY: Cześć.

WILLOW: Cześć. ;

BUFFY: Groszek? ;

WILLOW: Groszek.

(Buffy bierze małe pudełko groszku leżące na książkach i zostawia Willow usiłującą poradzić sobie z ; górą książek.) ;

BUFFY: Ale on jest zamrożony.

GILES: Co to za książki?

WILLOW: Kroniki. Jest w nich pełno informacji o Indianach za szczepu Chumash i o naszej zaginionej Misji.

BUFFY: Ale prosiłam żeby to było świeże.

WILLOW: Kroniki?

BUFFY: Groszek. Taki w małych strączkach, który miałaś obrać.

WILLOW: Nie miałam czasu, czytałam o wojnie Chumash'ów.

GILES: Ale to było pokojowo nastawione plemię.

WILLOW: Tak, masz rację. Byli niegroźni jak małe kociaki, do momentu gdy my się zjawiliśmy .

BUFFY: Będzie niesmaczny.

WILLOW: Nie będzie niesmaczny.

GILES: Mi smakuje każdy groszek.

BUFFY: [do Giles'a] A tak w ogóle, to przez was przyjechali tu pielgrzymi. Więc co się stało z Chumash'ami?

WILLOW: Byli osadzani w więzieniach, przymuszani do pracy, stłoczeni jak zwierzęta w Misji, która stanowiła ognisko wszelkich europejskich chorób.

BUFFY: Rany. Centrum Wspólnoty Kultur jakoś nie wspomniało o tym.

WILLOW: Nie było nawet małej wzmianki. Ale to nie wszystko, kilku Indian, którzy się zbuntowali zostali powieszeni. A kiedy padło na nich oskarżenie o kradzież bydła zabito wszystkich- mężczyzn, kobiety i dzieci. A potem...

GILES: Obcinano ciałom uszy?

BUFFY: Więc Hus wcale nie żartował z mszczeniem się za krzywdy.

GILES: On odtwarza całe zło, które zadaliśmy jego ludowi. Musimy go powstrzymać.

BUFFY: Racja, ale po kolacji, dobrze?

WILLOW: Jesteście pewni, że nie powinniśmy im jakoś pomóc?

GILES: Nie, raczej nie pomożemy duchowi, który sieje zło, grabi i morduje.

WILLOW: Cóż, nie. Ale przecież powinniśmy mu pomóc naprawić zło które uczynił. Ujawnić światu te wszystkie okropieństwa.

GILES: To już jest ujawnione, te historie są opisane w książkach historycznych.

WILLOW: Trzeba oddać im ich ziemię.

GILES: Nie możemy jej oddać, bo nie jest też nasza.

WILLOW: Jakoś nie wydaje mi się żebyś w ogóle chciał pomóc. Chcesz tylko zabić demona i znowu mieć spokój. ;

GILES: A ja sądzę, że przez swoje współczucie przestałaś dostrzegać najważniejsze fakty. Musimy ich powstrzymać. ;

WILLOW: Masz serce z kamienia.

GILES: Willow, to nie fair.

;BUFFY: (wybiegając do kuchni) Muszę polać indyka tłuszczem.

GILES: Willow, (przyciszonym tonem) mam powody by sądzić, że Buffy może znaleźć się w ogromnym niebezpieczeństwie.

WILLOW: Masz na myśli...Angel'a? Też go widziałam.

GILES: Niezbyt wychodzi mu to ukrywanie się.

WILLOW: Chyba stracił wprawę.

GILES: Ale Buffy nie wie.

WILLOW: Och, nie, nic nie podejrzewa. ;

GILES: To dobrze, ale sądzę, że powinniśmy zachować zimną krew w tej sytuacji.

WILLOW: Sądzę, że ja ją zachowuję, za to ty nie.

(Słychać pukanie do drzwi. Giles otwiera, w drzwiach stoją Anya i Xander.) ;

XANDER: Miłego Święta Dziękczynienia.

GILES: Xander. Wyglądasz jak śmierć.

WILLOW: Nic ci nie jest?

BUFFY: Nie przynieśliście bułek?

(Xander i Anya wchodzą do środka, Xander kładzie się na kanapie.)

XANDER: Lekarz nie był w stanie powiedzieć co mi jest. Powiedział, że objawy nie pasują do żadnej choroby.

BUFFY: Ja sądzę, że pasują.

XANDER: Co? czy to ma coś wspólnego z tym indiańskim duchem zemsty?

BUFFY: Czy nie mówiłaś, że Chumash'owie ciężko chorowali, gdy byli przetrzymywani w Misji?

WILLOW: Tak. Tu opisane te choroby. Jest lista różnych...

XANDER: Różnych? To znaczy?

WILLOW: Cóż, najważniejsze to nie wpadać w panikę.

XANDER: Właśnie powiedziałaś podstawowe zdanie wywołujące panikę. Powiedz mi coś o tych różnych chorobach.

WILLOW: Cóż, chorowali na malarię, ospę.

ANYA: Podejrzewałam ospę.

WILLOW: (mamrocząc) no, na syfilis, ale głównie...

XANDER: (zszokowany) Syfilis?

WILLOW: Cóż, prawdopodobnie wywołały go mistyczne moce, więc to minie jak tylko...

XANDER: Jak tylko co?

WILLOW: Na razie nie wiemy co zrobimy. Może uda mi się coś znaleźć, może oddamy im trochę ziemi.

GILES: Jestem pewien, że to wszystko rozwiąże.

WILLOW: Sarkazm nic tu nie pomoże.

GILES: Nie musi.

XANDER: Czy możemy wrócić do mnie i mojego syfilisu?

ANYA: (głaszcząc jego czoło) Oślepniesz i stracisz zmysły, ale syfilis cię nie zabije. Za to ospa owszem.

WILLOW: Może jest jakieś zaklęcie, które cię uleczy. Coś o czym nie wiem konwencjonalna medycyna. Ooh, jest jakiś przepis (Willow wyjmuje z książki kawałek papieru i zaczyna czytać.) Szałwia, sół.. Cebula?

BUFFY: To przepis na nadzienie.

XANDER: O, świetnie.

ANYA: Uh, dostaniesz wysypki i wrzodów. Tu są zdjęcia. (usiłuje pokazać mu książkę.)

XANDER: Nie znoszę tego gościa.

WILLOW: On tylko pokazuje co sam przeżył.

XANDER: Ja go nie zarażałem syfilisem.

GILES: Nie, ale uwolniłeś jego ducha, po wieku niewoli zobaczył ciebie i potraktował jak swojego oprawcę.

XANDER: Co, więc tak po prostu zaraził pierwszego człowieka, którego zobaczył? To nie fair.

WILLOW: Jakbyś nigdy nie widział obudzonego ducha.

GILES: Ale co z innymi? Dlaczego zaatakował akurat nich?

XANDER: Musimy go sprzątnąć. Buffy, chyba niedługo będzie pora gromienia, prawda?

BUFFY: (odrywając się od mieszania czegoś w misce) Trzeba rozstrzygnąć jak rozwiązać tę kwestię.

XANDER: Rozstrzygnąć?

WILLOW: Są dwa punktu widzenia.

XANDER: Odnośnie zabicia go? Osobiście- jako reprezentant chorych na syfilis jestem za.

WILLOW: To nie jest takie proste. ;

XANDER: Jest demonem zemsty. Nie dyskutuje się z demonami zemsty, zabija się je.

ANYA: (odsuwając się od niego) Nie wiedziałam, że tak to widzisz.

XANDER: (totalnie zdezorientowany) Co?

WILLOW: W każdym razie on nie jest demonem, jest duchem.

GILES: Tak i nigdy jeszcze nie walczyliśmy z tego rodzaju duchem. Nie wiemy dokładnie co go może zabić.

WILLOW: Ty znowu z tym zabijaniem.

GILES: Rozum to sobie jak chcesz. Willow, przecież wiesz, że wszyscy rozumiemy twój punkt widzenia.

ANYA: Czasami zemsta jest uzasadniona.

XANDER: Wiesz, że nie to miałem na myśli.

WILLOW: Nie sądzę, aby ktokolwiek doceniał powagę sytuacji.

GILES: Och, sądzę, że doceniamy.

BUFFY: (nagle wstaje, nadal trzymając miskę w rękach) Nie jest dobrze, muszę dodać więcej mleka (wychodzi do kuchni)

GILES: Buffy, Xander jest w niebezpieczeństwie. Jesteś pewna, że pomoże w tym pieczenie ciasta?

BUFFY: (dodając mleka) Z kłótni i robienia zamieszania, wybieram pieczenie ciasta. Znajdziemy jakieś rozwiązanie i będziemy mieli wspaniałą kolację, dobrze? Koniec dyskusji. Mamy Święto Dziękczynienia, będzie wspaniale. ;

GILES: Hus nie przestanie mordować, jego wola zemsta nigdy nie będzie zaspokojona, nie wyzwoli się z błędnego koła nienawiści.

(Słychać kolejne pukanie do drzwi. ; Buffy otwiera drzwi w których okryty kocem stoi Spike. Dosięgają go promienie słoneczne i z koca unosi się dym.)

SPIKE: Pomóż mi. (Buffy wymierza mu cios, Spike upada) Ała! Czego ze zdania "pomóż mi" nie zrozumiałaś.

BUFFY: Może tego, że ja miałabym pomóc tobie.

SPIKE: Daj spokój, ugotuję się tutaj.

BUFFY: (Giles wręcza jej kołek) Mam to załatwić szybciej?

SPIKE: Zaproście mnie.

GILES: Nie. To jest wielce nieporządne.

SPIKE: O, niech to! Słuchajcie, nie mogę nikogo ugryźć. Willow, powiedz im jak to było.

WILLOW: Powiedziałeś, że najpierw zabijesz mnie a potem Buffy.

SPIKE: Tak, ale pomiń tę część i przejdź do tej w której nie mogłem cię ugryźć.

WILLOW: To prawda, miał problem z wgryzieniem się.

SPIKE: Wygląda na to, że nieźle mnie urządzili. Um...

BUFFY: O czym ty mówisz?

SPIKE: O tym, że Spike miał mała wizytę u weterynarza i już nie może męczyć innych. Nie mogę nikogo ugryźć. Nie mogę nawet nikogo uderzyć.

BUFFY: Sądzisz, że jak nikogo ostatnio nie zamordowałeś, to zostaniemy od razu przyjaciółmi?

SPIKE: Mam informacje o militarnych z którymi walczyłaś, z samego źródła. No dalej, co masz do stracenia?

(Cięcie. Hus odprawia rytuał, chce wezwać inne duchy.)

Hus: O pierwsi ludzie mieszkający w mishupashup, usłyszcie mnie i przybądźcie. Pójdźcie znowu ze mną. Wysłuchajcie mnie. Duchy podziemi...Stworzenia nocy... Przyjmijcie ludzką postać i przyłączcie się do walki. Przynieście mi zemstę.

(Widzimy zieloną chmurę dymu, która zmienia się w tuzin wojowników.)

(Cięcie. Spike siedzi na krześle, do którego przywiązuje go Buffy.)

SPIKE: G Grrr. Do diabła, kobieto. Odcinasz mi dopływ krwi do kończyn. ;

BUFFY: Ty nie masz krążenia krwi.

SPIKE: Cóż, ale więzy mnie uwierają.

BUFFY: Przyzwyczajaj się. Mam ważniejsze rzeczy na głowie.

SPIKE: Przyszedłem do was zawrzeć pokój. (Buffy rzuca mu niedowierzające spojrzenie) No cóż, żeby pokazać swoją nienawiść do was, ale mam użyteczne informacje, a wy się nade mną znęcacie.

BUFFY: Więc powiedz co wiesz.

SPIKE: Jestem zbyt głodny, żeby coś sobie przypomnieć.

BUFFY: Więc sobie posiedź.

ANYA: (stoi przy kuchence trzymając garnek): Uh, ile masła mam dodać?

BUFFY: Około połowy kostki i jedną czwartą szklanki koniaku. (do Giles'a) masz koniak, prawda?

GILES: Co? Och, tak. Um, jest na biblioteczce.

SPIKE: Ja bym mógł trochę wypić.

BUFFY: Co jest?

GILES: Chodzi o ofiary. Poza Xander'em Hus zaatakował tylko osoby cieszące się autorytetem. Ojciec Gabriel, kustosz Centrum Kultur. Kto jeszcze pasuje do tego schematu?

BUFFY: (do Anji) Nie daj za dużo brandy. (do Giles'a) Dziekan. Dziekan Guerrero. On jest najważniejszą osobą na uczelni i był na ceremonii.

GILES: Będzie prawdopodobnie następnym celem. Musimy go ostrzec.

BUFFY: Will, czy znalazłaś może jakiś sposób na powstrzymanie ducha rdzennego Amerykanina? Jakiś miły i nieinwazyjny sposób, na wiesz, na zabicie go?

WILLOW: Nie pomogę wam zabić go. Nie wchodzę w to.

BUFFY: Nie mamy wyboru. ;

WILLOW: Buffy, to nie jest western. Nie jesteśmy na froncie...A Giles nie przybywa z kawalerią na odsiecz. Chodzi o jednego człowieka, wojownika z gnębionego ludu, który chce tylko...

BUFFY: Zabić wielu ludzi?

WILLOW: Nie twierdzę, że robi dobrze.

BUFFY: Will, wiesz że ja też mam wątpliwości (do Anji) jedną czwartą szklanki koniaku i gotuj to na wolnym ogniu (do Willow) Ciężko będzie mi to zrobić, ale musimy z tym skończyć. Tak, popełnialiśmy błędy. I sama gotowa byłabym przeprosić...

SPIKE: Och, niech ktoś mnie zabije.

XANDER: Jest tu paru chętnych.

SPIKE: Już nie mogę znieść tego całego biadolenia o tych przeklętych Indianach.

BUFFY: Uh, powinno się używać określenia... ;

SPIKE: Wygraliście. Racja? Przybyliście, zabiliście ich i zagarnęliście ich ziemię. Tak właśnie się podbija narody. Tak robił Cezar, a jakoś nie powiedział "Przybyłem, podbiłem i miałem paskudne wyrzuty sumienia." Historia świata nie opiera się na zawiązywaniu przyjaźni. Mieliście lepszą broń, więc pokonaliście ich. Koniec historii.

BUFFY: Cóż, sądzę, że Hiszpanie też się do tego przyczynili...Nie żebym nie lubiła Hiszpanów.

SPIKE: Czy ktokolwiek z was ma zamiar walczyć przeciwko nim?

WILLOW: Nie chcemy z nikim walczyć.

BUFFY: Ja tylko chcę mieć miłe Święto Dziękczynienia.

SPIKE: Ha, ha. Oczywiście…życzę ci powodzenia.

WILLOW: Moglibyśmy z nim porozmawiać.

SPIKE: Zgładziliście cały jego naród. Co byście mu powiedzieli, żeby poczuł się lepiej? Zabijecie albo zostaniecie zabici, sami zdecydujcie.

XANDER: Może to syfilis przemawia przeze mnie, ale...to nawet ma sens. ;

GILES: Mówiłem wam to już wcześniej, ale nie, nikt mnie nie chciał słuchać.

BUFFY: Już dobrze. Ale ktoś musi iść ostrzec dziekana.

WILLOW: Ja pójdę, muszę zaczerpnąć trochę świeżego powietrza,

BUFFY: Nie idź sama.

ANYA: Ja mogę iść.

XADNER: Ja też.

BUFFY: Jesteś pewny, że dasz radę?

SPIKE: Oh, zostawcie go tu. Wygląda jakby miał zaraz umrzeć, więc może mógłby wypić jego krew, gdy będzie już martwy. ;

XADNER: (wstając z kanapy) Dam radę.

GILES: Będę szukał jakiegoś innego wyjścia.

BUFFY: Dobra. Dom dziekana jest niedaleko sali gimnastycznej. I pośpieszcie się. Kolacja będzie za godzinę!

SPIKE: Hej, a kiedy ja coś dostanę?

BUFFY: Później. Mam nadzieję, że nic im nie będzie.

SPIKE: Wiesz co się dzieje z wampirami, których się nie karmi?

BUFFY: Zawsze mnie to zastanawiało. Giles, talerze.

SPIKE: Robią się z nas żywe szkielety. Jak na tych zdjęciach z głodujących krajów, tylko, że to nie jest tak zabawne.

BUFFY: Możesz dostać sosu mięsnego. W nim też jest krew, prawda?

SPIKE: Wiesz w czym jeszcze jest krew? W krwi.

BUFFY: Mam cię zakneblować? Nie mam zamiaru wysłuchiwać twoich uwag podczas kolacji. To będzie miłe, cichy, cywilizowany...

(Nagle strzała przebija stojącą na stole miniaturkę stracha na wróble. Widzimy Hus'a stojącego w oknie z lukiem i strzałami.)

BUFFY: Posłuchaj, może ostatnim razem nie wyraziłam dość jasno o tym jak jest mi przykro. My tylko próbujemy pomóc.

SPIKE: Co się dzieje?!

GILES: To nie działa.

BUFFY: Uh, teraz ty masz szansę.

GILES: Schyl się!

;(Giles i Buffy wczołgują się za stół, strzały wlatują przez okna.) ;

SPIKE: A co ze mną? Macie zamiar mnie tak zostawić? (strzała wbija w jego klatkę piersiową o kilka cali od serca) Hej! Tylko nie w serce!

(Willow, Anya i Xander wychodzą z domu dziekana.) ;

ANYA: Cóż, to była strata czasu.

XANDER: Chyba pomyślał, że zwariowaliśmy. ;

WILLOW: Może byłoby inaczej, gdyby Anya nie zaczęła rozmowy od pytania, czy wszyscy mają uszy?

ANYA: Polubiłam jego żonę. Dała mi ciasto.

WILLOW: Co teraz zrobimy?

XANDER: Moglibyśmy zostać tutaj i obserwować, albo nie.

ANGEL: (pojawiając się nagle przed nimi) Willow.

XANDER: Angel?

ANYA: Więc to jest Angel? Rzeczywiście jest duży i mroczny.

XANDER: I znowu jest zły.

ANGEL: Nie jestem znowu zły. Dlaczego każdy tak sądzi?

WILLOW: Angel przyjechał, żeby pomóc Buffy.

ANGEL: Już dawno nie byłem zły.

WILLOW: Ale ona nie może się dowiedzieć, że tu jest. Angel, dowiedziałeś się może czegoś nowego?

ANGEL: Tak. Cała broń Chumash'ów zniknęła z Centrum Kultur. Coś się szykuję. Gdzie jest Buffy?

WILLOW: U Giles'a. Wysłała nas żebyśmy poszli do dziekana Guerrero.

ANGEL: Dlaczego do niego?

WILLOW: Sądzimy, że Hus chce zabić kogoś kto ma władzę. Przywódcę.

ANGEL: Jest wojownikiem, dla niego przywódca to osoba najsilniejsza.

WILLOW: Buffy. ;

ANGEL: Zaplanował pewnie atak.

WILLOW: Musimy wracać do Giles'a.

ANGEL: Zadzwonię do nich. Wy jak najszybciej wracajcie do nich jak.

(Angel schyla się i zrywa łańcuchy, którymi były przypięte do stojaka rowery) ;

(U Giles'a dzwoni telefon, który udaje mu się odebrać.)

GILES: Ha-Hallo? Tak…tak, w-w-wiemy... Jesteśmy oblężeni.... dziękuję.

BUFFY: Kto to był?

GILES: A.... ktoś. Uh, musimy mieć plan.

BUFFY: Tak, może jeszcze trochę podyskutujemy na ten temat. Gdzie masz skrzynię z bronią?

GILES: Tam. (wskazuje skrzynię stojącą w drugim końcu pokoju)

(Buffy po chwili usiłuje dotrzeć do skrzyni, jednak zostaje trafiona strzałą w rękę.)

BUFFY: Ałł!

GILES: Buffy!

SPIKE: (który został już podziurawiony strzałami) Wiecie co, zapomnijcie o tym, co wcześniej mówiłem, przeproście ich.

BUFFY: Zamknij się, Spike.

SPIKE: Dobra, sam to zrobię. Hej, przepraszam. Przepraszam, wodzu.

BUFFY: Ilu ich jest?

GILES: Uh, przywódca jest u góry, dwóch przy oknie w salonie. Uh, Jeden przy w oknie przy drzwiach wejściowych.

BUFFY: Jest ich za dużo, potrzebujemy pomocy.

SPIKE: Dobra, raz...dwa...trzy. Auł! Niech to diabli! Ał!

BUFFY: Giles, ich- ich ; nie można zabić.

GILES: (szamocząc się z Indianinem trzymającym go za kark) Teraz nic z tym nie mogę zrobić.

SPIKE: (upadając na podłogę razem z krzesłem) Hej!

WILLOW: (bijąc łopatą wraz z Anją jednego z Indian.) Dla...czego...nie...umierasz ?!

(Podbiega do nich Angel i jednym ruchem skręca Indianinowi kark.)

ANYA: Nie chcę wiedzieć jaki jest, gdy jest naprawdę zły.

(Angel zostaje złapany z tyłu za szyję i szamocze się z przeciwnikiem.)

ANGEL: Pomóżcie innym!

(Buffy walczy z Hus'em, zadaje mu cios jego nożem, rana na jego ramieniu zaczyna krwawić.)

BUFFY: Twój nóż może cię zabić.

(Hus zmienia się w ogromnego niedźwiedzia.)

BUFFY: Niedźwiedź!

SPIKE: Zmieniłaś go w niedźwiedzia!

BUFFY: Ja, nie chciałam.

SPIKE: Zmień go z powrotem! Zmień go z powrotem!

XANDER: Hej, ty, tutaj. (zaczyna rzucać w niedźwiedzia jedzeniem) To za zarażeniem mnie syfilisem.

(Dzięki odwróceniu uwagi niedźwiedzia, Buffy wbija mu nóż w plecy. Indianie znikają)

SPIKE: Co się dzieje? Zwyciężyliśmy?

(Wszyscy siedzą przy stole i jedzą.)

WILLOW: Czuję się okropnie.

GILES: Indyk wyszedł wspaniale.

BUFFY: O, był przepyszny. ; ;

WILLOW: Chodzi o to...jak ja mogłam? Wystarczyła chwila i zmieniłam się w generała Custer'a.

GILES: Agresja rodzi agresję, to instynktowne zachowanie.

SPIKE: Tak, to zabawne.

BUFFY: Nikt cię nie pytał o zdanie.

SPIKE: O, daj mi spokój. Wszyscy już jedliście.

WILLOW: Ale ja...to przez to całe oblężenie.

SPIKE: Ja liczyłem, że ktoś będzie chociaż trochę krwawił.

GILES: Dobra robota, Buffy... mam na myśli obie sprawy.

BUFFY: Dzięki. ;

GILES: Cóż, powinnaś byś zadowolona.

BUFFY: To nie było idealne Święto Dziękczynienia.

WILLOW: No nie wiem. Jak dla mnie było całkiem niezłe. Było oczekiwanie z niecierpliwością, wielka bitwa, a teraz wszystkim chce się spać. No i wszyscy przeżyliśmy.

BUFFY: To prawda.

BUFFY: Pierwsze święta przygotowane przeze mnie i wszyscy przetrwaliśmy.

XANDER: (obejmując Anję) I wiecie co, wydaje mi się, że mój syfilis już minął.

BUFFY: A mówią, że nie ma już romantyków.

WILLOW: Może zapoczątkowaliśmy w tym roku nową tradycję. (wszyscy obrzucają ją wymownym spojrzeniem) albo i nie. Ale przynajmniej wszyscy znowu byliśmy razem, ja za starych, dobrych czasów.

XANDER: Tak, zwłaszcza, że Angel się znowu pojawił.

(Wszyscy spoglądają na Buffy)




Autor: Technopagan ; ;

~Ender's SMG~*~BuffyPedia~

"Buffy The Vampire Slayer" TM and © (or copyright) Fox and its related entities. All rights reserved. This web site, its operators and any content on this site relating to "Buffy The Vampire Slayer" are not authorized by Fox.