![]() ~ Get it done ~translated by Technopagan[Nie zmieniaj powyższych linii] Coś do zrobienia (Buffy podnosi książkę z
podłogi, gasi lampę, idzie na górę. Sprawdza, czy wszyscy śpią. W kącie
korytarza siedzi skulona Cloe i płacze.) BUFFY: Cloe? Masz na imię
Cloe, tak? (Buffy idzie w jej stronę, nagle
ktoś się na nią rzuca. Obie postacie staczają się w dół schodów. Na Buffy
ląduje Pierwsza Pogromczyni.) PIERWSZA POGROMCZYNI: To nie
wystarczy. (Cięcie. Buffy budzi się z
koszmaru.) (Cięcie. Anya idzie ulicą.) ANYA: Jestem bystrą
dziewczyną. Z dobrym wykształceniem, szybko się uczę. Więc powiedz mi, do
diaska, dlaczego pozwoliłam sobie stać się znowu człowiekiem? (widzimy, że koło niej idzie Spike) SPIKE: Pytasz się nie tego
człowieka. ANYA: Oczywiście bycie
demonem zemsty ma swoje złe strony. SPIKE: Wszystkie prace tak
mają. ANYA: Ale bycie człowiekiem? Ugh. Zawsze źle się czujesz w
środku i jesteś odrażający z wyglądu. SPIKE: Twój wygląd nie jest
taki zły. ANYA: Wiesz, że jedyną rzeczą
gorszą od bycia człowiekiem, jest bycie uwięzionym w domu pełnym ludzi. SPIKE: Trafiłaś w sedno,
kochana. ANYA: To jakbyśmy żyli w Pogromcowie. Przysięgam, jeśli w domu Buffy pojawi się
jeszcze jedna potencjalna, to wezwę- wezwę… sanepid. SPIKE: Bardziej podoba mi się
mój plan. Wstań, wyjdź, upij się. Powtarzaj zależnie od potrzeb. To bardziej
eleganckie. ANYA:
Dzięki, że mnie zabrałeś. SPIKE: Nie ma sprawy. ANYA: Na początku pomyślałam,
to dziwne. Czy Spike zaprasza mnie na randkę? Bo to byłoby szaleństwo. SPIKE: Racja. Wyszedłem, bo
chcę się napić. ANYA: Popieram cię
całkowicie. Dzisiaj planuje się spić tak, że wyląduje pod stołem. SPIKE: Masz to zapewnione. ANYA: Dobrze. Oczywiście, jak
ty tam wylądujesz, to mogę do ciebie dołączyć. Żartuję, wolę uprawiać seks na
stole. SPIKE: (zmęczony,
najwyraźniej Anya często do tego wraca) Możesz to sobie odpuścić?? Jesteś jak
pies, co się przyczepił go kości. ANYA: No i co? SPIKE: To moja kość. Zostaw
ją. ANYA: No, dobra. Dobra.
Przecież to nie była propozycja. Mija czas, dziewczyna robi się głodna.
Powinieneś o tym wiedzieć. SPIKE: Oh, dzięki Bogu. ANYA: Co? SPIKE: Demon. ANYA: He? (Demon atakuje Anję.) DEMON: Da’Hoffyn powiedział,
że już nie żyjesz. SPIKE: No zobaczymy. (Spike i demon zaczynają
walczyć. Spike łapie Anję i razem uciekają.) ANYA: Em. Hej! (Cięcie. Buffy siedzi za
swoim biurkiem, za nią stoi Wood.) BUFFY: To może znaczyć
więcej, niż sądzicie. WOOD: Tak sądzisz? (widzimy, że przed nimi siedzi dwóch nastolatków ze śladami
walki na ciele) Bo ja uważam, że mamy przed sobą parę półgłówków, którzy
uważali, że zaimponują komuś bójką na stołówce. Mnie nie zaimponowali. Buffy
czy tobie zaimponowali? (Buffy potrząsa głową) Jednak tym razem wam odpuszczę.
(kciukiem pokazuje im drzwi, chłopcy zabierają plecaki
i wychodzą) Trzecia bójka w tym tygodniu i zaczyna być coraz gorzej. (zasłania żaluzje) Do tego mamy akty wandalizmu, trzech
zaginionych uczniów. Powiedz mi coś Buffy, w twojej profesjonalnej opinii, to
się zaczęło, prawda? BUFFY: Piekielne Usta
rozpoczęły swoją działalność, głównie koncentruje się to na mnie. WOOD: Bywało już tak? Wydaje
mi się, że sprawy pogarszają się szybciej nie sądziliśmy. BUFFY: Wyprzedamy rozkład, WOOD: Nie mogę powiedzieć,
żebym bym zaskoczony. Wiem, że się do czegoś zdeklarowałem. Ale Buffy, jestem
tylko jakimś facetem, wspaniałym i seksownym walczącym
z wampirami facetem, ale nadal- BUFFY: Nie zapominaj o dobrze
ubierającym się. WOOD: Mm.
Dzięki. Ale to mnie przerośnie. BUFFY: Tak, racja. WOOD:
Dlatego zdecydowałem się dać ci
to. (wyciąga spod biurka dużą skórzaną torbę) BUFFY: Co to jest? WOOD: Zestaw awaryjny. Ta
torba należała do mojej matki. BUFFY: Torba pogromczyni. Nie
mogłabym- WOOD: Musisz. Praktycznie
powinna zostać ci przekazana to po tym, jak moja matka zmarła, ale chyba nie
potrafiłem się z nią rozstać. BUFFY: Wow. WOOD: Nie wiem, co dokładnie
jest w środku. Ale wiem, że to ma coś wspólnego z jej mocą. Cóż, teraz twoją
mocą. BUFFY: Nie wiem, co
powiedzieć. WOOD: Spróbuj może: dziękuję
dyrektorze Wood. BUFFY: Dziękuję, dyrektorze
Wood. WOOD: Ee, mówi mi Robin.
Chciałbym zobaczyć, gdzie pracujesz. BUFFY: Em, tutaj, w sumie. To
jest moje biurko, a to moje ołówki. WOOD: Nie, gdzie wykonujesz
tę drugą pracę. (Cięcie. Buffy razem z
Wood’em wchodzą do jej domu.) BUFFY: Więc wszystkie potencjalne pogromczynie, które wyskakiwały
z każdego zakątka ziemi, zostawały zabite- WOOD: Przez Pierwszego? BUFFY: Przez jego posłańców.
Mieliśmy Radę, która miała chronić potencjalne, ale niestety nikt nie chronił
Rady i wszyscy obserwatorzy zostali zabici. No i od tego momentu wszystkie
zaczęły tu przyjeżdżać. WOOD: Nie ma nic lepszego, co
łączy ludzi, niż koniec świata. BUFFY: To pocieszające. Hej,
to jest to. Centrum dowodzenia. (wskazuje salon) (Do salonu wchodzi Andrew, ma
na sobie fartuch kucharza i rękawice) ANDREW: Gdzieś ty była? To
ciasto do naleśników dało mi niezły wycisk. WOOD: Taa, słyszałem, że są
podstępne. BUFFY: Robin Wood, to jest Andrew. WOOD: Miło mi. (podaje mu rękę, w zamian otrzymuje dłoń w rękawicy
kucharskiej) BUFFY: Andrew jest naszym
(robi przerwę, hmm, jak to zdefiniować ;) W sumie to
jest naszym zakładnikiem. ANDREW: Wolę myśleć o sobie
jako o „gościowniku”. WOOD: Więc trzymacie go tutaj wbrew jego woli? BUFFY: Cóż, był zły i ginęli
przez niego ludzie, a teraz piecze. To tak wygląda. WOOD: Oh. (z gestem mówiący, no
oczywiście) ANDREW: Czy moglibyśmy się
postarać utrzymać naszą tajną kwaterę w tajemnicy? A nie przyprowadzać pełno
ludzi, wszystko zobaczą. I zobaczą naszą dużą planszę. BUFFY: Andrew, my nie mamy
dużej planszy. ANDREW: (wyciąga zza kanapy
dużą planszę z napisem „Duża tablica Sunnydale” Sunnydale rozrysowaną mapą) Sam
ją zrobiłem. WOOD: Oh, nie zgadłbym. ANDREW: To jesteśmy my,
jesteśmy to przedstawia Pierwszego w różnych wcieleniach i nie wymyśliłem
jeszcze wzoru żeby określić pare rzeczy, ale pracuję
nad tym- (Buffy i Wood wychodzą z pokoju) Gdzie to powiesimy? (Cięcie. Buffy i Wood
wychodzą do ogrodu.) BUFFY: Musisz wybaczyć
Andrew, albo i nie. Twój wybór. Mamy o wiele bardziej interesujące zadania niż
„wielka plansza”. WOOD: Właśnie widzę. (Kamera cofa się i w szerszym
kadrze widzimy 15 potencjalnych pogromczyń z 16-stą Kennedy na czele ćwiczących
ciosy.) KENNEDY: (Wydaje rozkazy)
Uderzenie, blok. Dół, krzyż i kopnięcie. Zbierzcie energię. Uderzenie, blok.
(Cloe myli stronę w którą ma się odwrócić.) Stać. I co
to miało być do diabła, potencjalna? Zrób tak w czasie walki, a zginiesz. Na
dół i dwadzieścia. CLOE: Dwadzieścia czego? KENNEDY: Pompek, łamago. (podchodzi do Wood’a i Buffy) Uwielbiam tę robotę.
Widzieliście to, nazwałam ją łamagą. Hej(do Wood’a) kto ty do diabła jesteś? BUFFY: Sprzymierzeńcem. KENNEDY: I co sądzisz?
Dziewczyny są gotowe, żeby skopać parę tyłków? WOOD: Wyglądają na silne. KENNEDY: Co? WOOD: Nie jestem pewny, czy
Pierwszy ma tyłek, który można naprawdę by, no wiesz, skopać. KENNEDY: Przekonamy się. AMANDA: Dyrektorze Wood,
dzień dobry. Jak dziwnie widzieć pana poza szkołą. (macha
do Wood’a) KENNEDY: Do
kogo machasz, potencjalna? (wraca do dziewczyn) Uwaga. BUFFY: Masz rację. To za
mało. WOOD: Nie to powiedziałem,
Buffy. To robiąca wrażenie grupa rekrutów. BUFFY: To nie są rekruci.
Rekruci zostają rekrutowani. Te dziewczyny zostały wybrane. WOOD: Robisz to, co możesz z
tym, co masz. BUFFY: Wszystkie nie przeżyją
i nic, co zrobię tego nie powstrzyma. (Na zewnątrz wychodzi Willow
trzymająca masę broni w dłoniach.) WILLOW: (spanikowana)
Oh, cześć. Hej. Buffy, widzę, że nasze przygotowania o szkolnego konkursu tańco-zagrzewania do walki nieźle postępują na przód. Na
przód. BUFFY: W porządku.
Powiedziałam mu wszystko. WILLOW: Dzięki Bogu, gdybym
musiała tłumaczyć tę broń, to sama nie wiem. (odkłada
broń na bok) WOOD: Buffy mówiła mi, że ty-
em, nie wiem jak to ująć, eksperymentowałaś. (Willow
spogląda z pretensją na Buffy) z magią. WILLOW: (z ulgą) Oh, tak. Nic
poważnego, tylko lżejsze, bezpieczniejsze rzeczy. Gdyby Kennedy pytała, to jej
niebezpieczne przedmioty są tam. Do zobaczenia w środku. (do
Buffy) Jest o wiele fajniejszy od Snyder’a. (wchodzi
do domu) WOOD: Ona naprawdę o mało nie
zniszczyła świata? BUFFY: Tak. WOOD: Przypomnij, żebym jej
nie drażnił. BUFFY: Będzie lepiej, jakbyś
drażnił. WOOD: A dlaczego? BUFFY: Em. Nie wiem. Pierwszy
nadchodzi, a popatrz na nas. Armia. Banda dziewczyn, które nie mają przeciwnika,
Wiccanka której kiedyś odbiło, mózg naszej operacji nosi fartuch kucharza. WOOD: Trzeba ponownie
zdefiniować twoją pracę, a to wymaga odwagi. Poza tym to nie jest twój pełny
arsenał. Zaprowadź mnie do wampira. (Cięcie. Anya krzyczy na
Spike’a w piwnicy.) ANYA: Ale po prostu go wypuściłeś. SPIKE: Uratowałem ci życie. ANYA: Na chwilę obecną. To
był jeden z zabójców wysyłanych przez Da’Hoffyn’a, Spike, on nie da mi spokoju
dopóki mnie nie zabije. SPIKE: Ta. I właśnie tu jesteś.
Łazisz, gadasz, denerwujesz mnie. ANYA: Ale walczyłeś jak nieudacznik. To pomaganie i uciekanie.
Dlaczego go po prostu nie zabiłeś? (Do piwnicy schodzą Buffy i
Wood) SPIKE: Anya, pomyśl.
Walczyłbym, demon miałby szczęście, a zostałbym znokautowany, ty byś zginęła.
Prawda? Oboje wiemy, że najrozsądniejszym i najpewniejszym sposobem na
uratowanie twojego życia było to, żebyś została ze mną. Z daleka od
niebezpieczeństwa. ANYA: Oh. (zirytowana
odchodzi) SPIKE: Nie musisz mi
dziękować, ja tylko go pobiłem. Unieszkodliwiłem byłoby lepszym wyrażeniem.
Demon. BUFFY: Domyśliłam się WOOD: Mam nadzieję, że nie
przeszkadzamy. SPIKE: Ani trochę. Tylko co przywodzi naszego dobrego dyrektora do tej ponurej
nory. BUFFY: Pokazuje mu naszą
kwaterę. Nas. SPIKE: Nie mam nic przeciwko.
Zbliża się wielka walka ze złem. Im więcej dobrych gości będzie po naszej
stronie, tym dłużej przeżyjemy. WOOD: O właśnie nim jesteś?
Dobry gościem? SPIKE: Nie słyszałem o
zażaleniach. Przez te wszystkie lata było pare
zażaleń, ale wtedy zabijałem każdego kto tylko śmiał
przemówić. I to by było na tyle. BUFFY: On żartuje. WOOD: Nie, nie żartuje. SPIKE: Nie, nie żartuję. Ale
to byłem „stary” ja. WOOD: Może mi coś o tym
opowiesz? SPIKE: Nie ma wiele do
opowiadania. Zmieniłem się. WOOD: Ooh.
Teraz masz duszę. SPIKE: Tak. To było coś
dużego. Bardzo osobistego. (do Buffy) Co, wszystkim to
już powiedziałaś? WOOD: Oh, przestań Spike. Nie
wiń Buffy, sam pytałem. SPIKE: Racja. Żądza wiedzy.
Tak sprawiałem wiele kłopotu, a teraz jestem wyjątkowy. No mniej więcej.
Odzyskałem duszę, cokolwiek to oznacza. WOOD: I jak się z tym
czujesz? SPIKE: Robię postępy. WOOD: Miałeś sporo czasu.
Jesteś w Sunnydale, od kiedy? SPIKE: Od lat. WOOD: Ilu? SPIKE: Kilku. WOOD: A wcześniej? SPIKE: Tu i tam. BUFFY: (wkracza w momencie,
kiedy zaczyna robić się nieciekawie) Sądzę, że powinniśmy wracać na górę. SPIKE: Racja. Zafunduj mu
dokładną wycieczkę. Nie chce pewnie przegapić skrzyni z bronią. (Buffy idzie na górę.) (Cięcie. Buffy i Dawn.) DAWN: Rzuciłam okiem na
zawartość tej torby od dyrektora Wood’a. BUFFY: I? DAWN: Dziwnie pachniała. Jak
szafa babci, tyle, że jeszcze gorzej. BUFFY: Nie sądziłam, że to możliwe. Było coś, co możemy wykorzystać? DAWN: Świecidełka, broń.
Jedna bardzo duża książka. Tłumaczenie będzie koszmarem, ale wiesz, że
starożytni nie mówili po angielsku. Byli gorsi od Francuzów. BUFFY: Coś jeszcze? DAWN: Em, tak. Pudełko. Duże,
pojemne, nie dające się otworzyć pudło. Założę się, że
jeżeli chodzi o wartość tej torby, to zapewne leży ona w tym pudle. BUFFY: Dobrze. Tak trzymać.
Nie masz jakiegoś prawdziwego zadania domowego? DAWN: Chodzi ci o zadania ze
szkoły? BUFFY: Tak. DAWN: Mam taki system, nazywa
się: oblewanie. Tylko żartowałam. Nazywa się: spisywanie. Żartuję. Uwielbiam
jak twoje oczy zmieniają kolor, jak myślisz, że obleję- (Krzyczą, okazuje się, że w
pokoju wisi ciało Cloe. Dołącza do nich Kennedy.) KENNEDY: Usłyszałam- O mój
Boże. BUFFY: Dawn, przynieś nóż.
Muszę ją odciąć. (Nagle pojawia się Pierwszy
pod postacią Cloe, stoi obok zwisających spod sufitu zwłok dziewczyny.) CLOE: Dobry pomysł, ale z
drugiej strony, po co się śpieszyć. U góry czy na dole, nadal będę martwa. BUFFY: Nie jesteś Cloe. CLOE: Ona też już nie. Teraz
jest tylko zwłokami Cloe. KENNEDY: Coś ty jej zrobiła? CLOE: Nic. Tylko
rozmawiałyśmy przez całą noc. No głównie ja mówiłam, ale Cloe jest,
przepraszam, była dobrym słuchaczem. Więc się powiesiła. Ty nazwałaś ją łamagą,
to ją bardzo zraniło. BUFFY: Nie słuchajcie tego.
Żadna z was. To Pierwszy. CLOE: Pozwól im. Jedynym
powodem, dla którego Cloe się powiesiła było to, czego ty nie rozumiesz. Ja
nadchodzę, wy odchodzicie. To wszystko już prawie dobiega końca. BUFFY: Będziemy tu. CLOE: Wszystkie? Ale
zaczekaj, sądziłam, że (zmienia głos na głos Buffy) Wszystkie nie przeżyją i
nic, co zrobię tego nie powstrzyma. (wraca do
„swojego” głosu) Hej, to nie ja to powiedziałam. Ale spotkam się z każdą z was
po kolei. Do zobaczonka. (znika) BUFFY: Co znaczy do zobaczona? RONA: Tak żegnał się
Tygrysek. AMANDA: Cloe uwielbiała
Kubusia Puchatka. BUFFY: (po chwili) Dawn,
gdzie ten nóż? (Cięcie. Buffy kopie grób.) (Cięcie. Dziewczyny siedzą w
salonie, są przybite niektóre płaczą, wchodzi Buffy.) BUFFY: Czy wszyscy są tu? KENNEDY: Wszyscy, na których
liczyliśmy. BUFFY: Czy ktoś chce
powiedzieć kilka słów o Cloe? (cisza) Więc ja to
zrobię. Cloe była idiotką. Cloe była głupia, była słaba. Jeśli ktoś z was
będzie kolejnym ciałem, które pochowam, to będzie łatwe. Pomyślcie tylko o
Cloe, zróbcie, co ona zrobiła. A ja znajdę wam miejsce koło niej i Annabell. Jestem pogromczynią, tą która ma siłę. A Pierwszy zmusza
nas, żebym wykorzystywała tę siłę do wykopywania grobów. (rzuca
łopatą) Osłaniałam was wszystkich zbyt długo, to się skończyło. KENNEDY: Oszalałaś. WILLOW: Nie prawda. KENNEDY: Pozwolisz, żeby tak
do ciebie mówiła? Willow, ona nie jest najpotężniejszą osobą w tym pokoju.
Kiedy ty tu jesteś, ona nie jest nawet blisko tego. BUFFY: Jesteś tu nowa i
mylisz się. Ponieważ używam siły, którą mam. Cała
reszta czeka na mnie. XANDER: No tak, ale tylko
dlatego, że tak nam kazałaś. Masz rację Buffy, ja tego
posłuchałem. BUFFY: Ale o teraz jestem
waszym przywódcą i róbcie, co wam karze. XANDER: Ja, wol. Ale
postarajmy się nie zapominać, że jesteśmy również twoimi przyjaciółmi. ANYA: Ja nie jestem. BUFFY: Więc dlaczego tu
jesteś? Poza tym oprócz tego, że zostajesz uratowana to, co robisz? ANYA: A- a- Dostarczam dużo
niezbędnego sarkazmu. XANDER: Em. To akurat moje
zadanie. BUFFY: Jesteś tutaj, bo się
boisz. XANDER: To się tyczy każdego
w tym pokoju. BUFFY: Dobrze. Anya, wszyscy.
Bądźcie tak przerażeni, jak tylko chcecie. Ale bądźcie użyteczni. WILLOW: Przestań Buffy.
Wiesz, że wszyscy robią tutaj, co mogą. BUFFY: Pierwszemu nie
zaimponowaliśmy. Zna nas, wie, co możemy zrobić i śmieje się. Chcecie zaskoczyć
wroga, zaskoczcie siebie. Zmuście się do zrobienia tego, czego nie da się
zrobić. Albo inaczej nie będziemy armią. Będziemy bandą dziewczyn czekających
aż ktoś je zabije i pochowa. (Spike kieruje się do wyjścia) A ty gdzie idziesz? SPIKE: Wychodzę. Jako, że nie
jestem dziewczyną i nie czekam, to ta przemowa nie jest kierowana do mnie,
prawda? BUFFY: Dobra. Weź komórkę,
jak będę chciała stać się bardziej przybita albo zmartwiona, to do ciebie
zadzwonię. SPIKE: Jeśli masz mi co do powiedzenia- BUFFY: Właśnie to
powiedziałam. Jeśli nadal będziesz się powstrzymywał, to możesz równie dobrze
teraz wyjść. SPIKE: Powstrzymywał się?
Jesteś ślepa. Byłem tutaj walczyłem, obrywałem. BUFFY: Od
kiedy odzyskałeś duszę? SPIKE: W gruncie rzeczy nie
rozkoszowałem się aż tak zabijaniem, jak kiedyś. BUFFY: Wtedy byłeś lepszym
wojownikiem. SPIKE: Zrobiłem to dla
ciebie. Dusza. Zmiany. To właśnie tego chciałaś. BUFFY: To czego chcę, to
niebezpieczny Spike. Spike, który usiłował mnie zabić,
kiedy się spotkaliśmy. SPIKE: Nawet nie wiesz jak
blisko wywołania go jesteś. BUFFY: Nawet się do niego nie
zbliżyłam. Dawn, zabierz potencjalne na górę i otwórz to pudło z torby. DAWN: Co masz zamiar zrobić? BUFFY: Wprowadzam stan
zagrożenia. (Cięcie. Buffy wyłamuje
pokrywę pudła, koło niej stoi Wood.) BUFFY: Sądziłam, że chciałbyś
przy tym być. WOOD:
Tak, dobrze sądziłaś. DAWN:
W tej torbie są podstawowe rzeczy, broń no i ta księga. XANDER:
Fajnie, ale wszystko to już widzieliśmy. ANYA: Ale
tego nie widzieliśmy, co jest w środku? WOOD:
Em, nie wiem. To nie było otwierane od- (Buffy otwiera
drewniane pudło) No teraz już jest. XANDER:
Kukiełki. To wszystko wyjaśnia Pierwszy nie cierpi pacynek. Wystarczy zaprosić
do miasta Kermita i Miss. Pigwy i Pierwszy ucieknie. WILLOW:
Mówisz o Muppetach. DAWN:
To są kukiełki do zabawy cieniem. Wprawiasz je w ruch, a one opowiadają ci
historię. Tu jest napisane, że nie możesz jedynie patrzeć, musisz zobaczyć. ANYA: Co
to do diabła znaczy? XANDER:
To zagadka. Nie podoba mi się to, za każdym razem, kiedy wskazówki są
zagadkami, ktoś na tym cierpi. Zazwyczaj ja. BUFFY:
Nie możesz jedynie patrzeć, musisz zobaczyć. Zobaczyć co? DAWN:
Jak na razie tylko tyle udało mi się przetłumaczyć. Ale sądzę, że chodzi tu o
mit, historię Pierwszej Pogromczyni. BUFFY:
Widziałam ją. WOOD:
Widziałaś Pierwszą Pogromczynię? BUFFY:
Wczoraj, we śnie. To musi coś znaczyć, prawda? (Cięcie.
Na środku obrotowego kamiennego kręgu Xand zapala świecę.) DAWN:
Według tego, tak mi się wydaje, trzeba umieścić te postacie jedna po drugiej,
będą rzucać cienie. A cienie opowiedzą nam historię. Najpierw była ziemia.
(Xand wkłada metalowy kształt przypominający równinę z księżycem nad nią, w tym
momencie słychać bębny) KENNEDY: Co
to za odgłos? XANDER:
Dobra, jak na razie jestem przerażony. DAWN:
Em. Dobra, potem przyszły demony. (Xand wkłada kolejny kształt, słychać ryk
demonów.) Po demonach przyszli ludzie. (Xand układa kolejny kształt, słychać
ludzkie głosy) Ludzie znaleźli dziewczynę. (Przy kolejnym ruchu Xander’a
słychać krzyk dziewczyny) Potem zabrali dziewczynę, żeby walczyła z demonem,
wszystkimi demonami. Przykuli ją do ziemi, a potem- a
potem- (krąg zaczyna się obracać) Nie mogę tego odczytać, coś o ciemności. BUFFY: Co
o ciemności? DAWN:
Tu jest napisane, że to nie może zostać pokazane. Nie możesz tylko patrzeć,
musisz zobaczyć. Zobaczyć to sama, ale tylko, jeśli chcesz wszystko zmienić. XANDER: Kiedy tak dobrze nauczyłaś się sumeryjskiego? DAWN:
To nie jest już napisane po sumaryjsku. (widzimy jak
tekst w dłoniach Dawn świeci się jasnym światłem, a litery zmieniają się na
angielskie, cienie rzucane na ścianę pokazują demona atakującego przykutą
łańcuchem do ziemi dziewczynę, nagle w miejscu kręgu pojawia się jasno-niebieski
portal, krzyki ustają) XANDER: Ale
co to oznacza? BUFFY:
To znaczy, że muszę tam wejść. WILLOW:
Nie prawda. Gdzie to jest napisane? To nie jest
napisane. WOOD:
Buffy, nie wiesz, co masz na wymianę. Nie wiesz, czy jesteś gotowa. BUFFY:
O to właśnie chodzi. WILLOW:
Nie. Buffy nie wiemy, dokąd pójdziesz, ani jak cię stamtąd sprowadzimy. XANDER
Buffy, nie możesz. WILLOW:
Jak cię odzyskamy? BUFFY:
Znajdźcie jakiś sposób. (Wskakuje w portal, który zamyka się za nią) WILLOW:
Nie ma jej. XANDER:
Heh. ANYA: Co
to było z tą wymianą? (Nagle
pojawia się przed nimi demon.) XANDER:
Na to chyba ją wymieniliśmy. (Cięcie. Demon zaczyna rozwalać
dom.) KENNEDY: Willow, użyj magii,
odeślij go z powrotem. (Zaczyna się walka z demonem,
w której zostaje użyta broń z torby. Kiedy wszystko zaczyna niezbyt dobrze się układać
dla Scooby Gangu, do akcji wkracza Spike, który wskakuje demonowi na plecy.) SPIKE: Wynoście się stąd wszyscy. Chyba, że chcecie być martwi i bezużyteczni. KENNEDY: A ty
co masz zamiar zrobić? SPIKE: Zabić go. (Demon rzuca
Spike’iem, tak, że przebija nim sufit, po czym sam
wyskakuje oknem.) WILLOW: Jesteś ranna? KENNEDY: To nic takiego, nie
rób z tego wielkiej sprawy. DAWN: (do Xander’a i Anji) A
wy? XANDER: My przeżyjemy. ANYA: No może poza Spike’iem.
KENNEDY: Czy przelatywanie
przez sufit jest tym, co robi najlepiej? DAWN: Pójdę zobaczyć co z nim? ANYA: Mamy poważniejsze
problemy niż to. WOOD: Tak. Demon na wolności
i brak pogromczyni. WILLOW: Potrzebujemy Buffy. XANDER: Musimy ją sprowadzić.
Wygląda na to, że czas na zaklęcie. ANYA: Na
które zaklęcie? Widzieliście to
coś? I chcecie ponownie otworzyć portal bez narażania Willow. WILLOW: Dzięki za wsparcie. ANYA: To prawda. Będziemy
musieli znaleźć inny sposób. WILLOW: Nie ma innego. Buffy
o tym wiedziała. Musimy ją odzyskać. KENNEDY: Nawet nie wiemy
gdzie wylądowała. (Cięcie. Pustynia, którą już znamy
z Restless. Buffy ląduj na piasku.) BUFFY: No cóż chyba się
udało. (Cięcie. Wracamy do domu
Buffy.) XANDER:
Dawn, co mówi księga? DAWN: Niewiele. Od kiedy
Buffy wskoczyła tam, stała się trochę trudniejsza do odczytania. KENNEDY: Nie ma sprawy. Zaczniemy
od tego, co wiemy. XANDER: Świetnie. Jak na
razie nie wiemy nic, zacznijmy od tego. KENNEDY: Możesz użyć magii. WILLOW: Ja- ja- nawet nie
wiem jakiej magii użyć. KENNEDY: Może po prostu
spróbujesz wszystkiego po kolei. Najgorsze, co może
się zdarzyć, to małe zamieszanie. WILLOW: To nie jest najgorsza
rzecz, jaka może się zdarzyć. ANYA: Ona na rację. I wie, że
mamy wybór możemy ryzykować życie Willow i nasze życia, żeby odzyskać
Buffy, albo ja tam zostawimy. WOOD: Jeśli my będziemy bezpieczni,
to Buffy może pozostać gdzieś tam. ANYA: Brakuje nam jej, to
beznadziejna gadka. Jeśli jest taka ważna niech sama
znajdzie drogę powrotną. XANDER: Anya, Pierwszy już
wprowadza swoje plany w życie. Każda sekunda w której
Buffy tu nie ma jest dla niego okazją, żeby się tu zjawić i rozerwać nas na
strzępy. DAWN: Willow, jakbyś
odzyskała Buffy? WILLOW: Em, właśnie o tym
mówię. Nie mam pojęcia. DAWN: Dobra, a gdyby inna
czarownica miała to zrobić, gdzie by zaczęła? WILLOW: Em. Fizyka. Zasady,
podstawowe prawa. DAWN: Jak na przykład? WILLOW: Emm. Zachowanie
energii. Nie możesz niczego stworzyć ani zniszczyć, tylko przenieść. ANYA: (prycha
;) w dezaprobacie) KENNEDY: Sory, czy ty pomagasz? ANYA: Nie, ale przyjemniej nie
zdążam w złym kierunku. ANYA: Nie bez katalizatora.
Jeśli mówimy o przenoszeniu energii, musisz mieć wyzwalacz. WILLOW: Jakiś przedmiot. ANYA: Skórę zwierzęcia, albo
kamienie. WILLOW: Ok. Dobra. KENNEDY: No i potrzebujemy
czegoś na wymianę, tak jak powiedziałaś. I to będzie pogromca
za demona. WOOD: Racja. Jeśli chcemy odzyskać
Buffy, musimy znaleźć tego demona i odesłać go. KENNEDY: Czy to ważne, czy
będzie żywy czy martwy? SPIKE: (wow, on żyje ;)) Martwy. Pogromczyni na ciebie liczy Willow. Poradzisz
sobie z tym portalem i nie daj się wciągnąć w magię. Demon jest mój. KENNEDY: Przykro mi to mówić
panie wielki i zły, ale wyglądasz, jakbyś lewo dawał radę stać. (prawda :)) My jesteśmy wyszkolone. A jedyną rzeczą, którą
wiemy na pewno, to, że demon skopał ci już tyłek. SPIKE: Rzeczywiście. (odwraca się) WOOD: Dokąd idziesz? SPIKE: Muszę coś zabrać. (wychodzi) (Cięcie. Pustynia, Buffy zgaduje
trzech siedzących na piasku mężczyzn, prawdopodobnie szamanów.) BUFFY: Hej, jestem Buffy. Pogromczyni. SZAMAN1: (Hello suahili ;) jak zwykle tłumaczenia w napisach) Wiemy, kim
jesteś. SZAMAN2: I wiemy
dlaczego tu jesteś. SZAMAN3: Czekaliśmy. BUFFY: Dobrze. To dobrze. Em.
Wiem, że macie większe problemy, ale jak mogłam zrozumieć to, co właśnie powiedzieliście?
Oh, wiem. Starożytna magia. To miłe. SZAMAN1: Byliśmy tu od
początku. Teraz jesteśmy prawie przy końcu. BUFFY: (do siebie) W środku
niego. Właśnie go opuściłam. (głośniej) I co? SZAMAN1: Jesteś ostatnia
strażniczką Piekielnych Ust. BUFFY: Bieżącą. Chodziło ci o
bieżącą strażniczkę. Ok. Jest Pierwszy z którym muszę
walczyć, więc powiedzcie mi, co muszę wiedzieć. Przyszłam tu, żeby się uczyć. SZAMAN2: Nie możemy dać ci
wiedzy. Tylko moc. BUFFY: Wiecie, co myślę? Wcale
mnie tu nie ma, nic z tego nie miało miejsca. To jest jak gra, jak gra cieni. To
jest jakiś nierzeczywisty, holograficzny- (dostaje pałką szamana w głowę, upada
na piasek) (Cięcie. Dom Buffy. Willow
usypuje krąg z pisaku.) KENNEDY: Kennedy to nam
pomoże? DAWN: Piasek tworzy koło.
Koło tworzy barierę. A bariera zawiera portal. KENNEDY: I co teraz? Będziemy
się trzymać za ręce i śpiewać comba, ya? WILLOW: Możliwe. Dopóki nie pobudzimy
magii, nie mam pojęcia. XANDER: Może powinniśmy poczekać. KENNEDY: Na
co? XANDER: Na
Spike’a, żeby zobaczyć, czy przyprowadzi
tego demona. WILLOW: Nie, nie sądzę, że
powinniśmy czekać. Otwieranie portalu tego rozmiaru może potrwać dni. KENNEDY: No to lepiej
zaczynajmy. WILLOW: Chyba zsiusiam się ze strachu. KENNEDY: Możesz to zrobić. To
zaklęcie, nie siusianie. WILLOW: Dobra. (Willow
wchodzi do kręgu z pisaku, siada tyłem do Kennedy i Dawn, wymawia zaklęcie,
damn it, łacina, z tym sobie chyba na razie nie poradzę, w każdym razie nic się
nie dzieje) Dawnie, może lepiej zrób kawę, to może trochę potrwać. (nagle jasne światło odrzuca Kennedy i Willow w tył, oczy
Willow stają się czarne, krzyczy) (Cięcie. Buffy budzi się,
jest w jaskini.) BUFFY: Co to ma być? (wstaje, okazuje
się, że jest przywiązana do ziemi kajdanami) SZAMAN1: Jesteśmy na
początku. SZAMAN2: U źródła twojej
siły. U źródła siły pogromczyń. SZAMAN1: To
dlatego cię tu sprowadziliśmy. BUFFY: Sądziłam, że to sama
się tu sprowadziłam. Posłuchajcie mnie, już jestem pogromczynią, z masą siły. Naprawdę
nie potrzebuję więcej. SZAMAN1: Pierwsza Pogromczyni
tyle nie mówiła. (Buffy szarpie się w łańcuchach,
szamani uderzają laskami o ziemię. Pierwszy z nich bierze drewnianą szkatułę i
stawia ją na środku kręgu, otwiera ją.) SZAMAN1: W niej tkwi twoja
najprawdziwsza siła. SZAMAN3: Siła demona. Jego
duch. SZAMAN2: Jego serce. BUFFY: Tak żeście- SZAMAN1: Stworzyli Pierwszą
Pogromczynię? Tak. (Buffy jest zszokowana. Ze
szkatuły wydostaje się czarna mgła układająca się w kształt demona.) SZAMAN2: Musi stać się
jednością z tobą. BUFFY: Nie! SZAMAN1: To uczyni cię gotową
do walki. BUFFY: Przez to, że stanę się
mniej ludzka? SZAMAN1: Tak właśnie było
wtedy. Tak musi być i teraz. SZAMAN3: To wszystko, co
mamy. (Mgła dostaje się przez
nozdrza do ciała Buffy. Buffy krzyczy i mgła wydostaje się na zewnątrz, po
chwili otacza ją i znowu odchodzi.) BUFFY: Zatrzymajcie to. SZAMAN1: Właśnie po to tu
przybyłaś. BUFFY: Nie, to nie jest
sposób. SZAMAN1: Nie walcz z tym. (Cięcie. Spiek znajduje swój płaszczyk :D i ubiera go. Wychodzi na korytarz szkolny, spotyka
Wood’a.) SPIKE: Mam robotę. WOOD: Niezły płaszcz. Skąd go
masz? SPIKE: Z Nowego Jorku. (Cięcie. Wracamy do Willow,
która kontynuuje zaklęcie po łacinie.) WILLOW: Walić
to. Potężne moce, nie radzę sobie z łaciną. Ale to nie jest problem, to ja tu
dowodzę i rozkazuję wam, otwórzcie natychmiast ten portal! XANDER: To się nie uda, Will. DAWN: Daj jej czas. Da radę. XANDER: Albo coś da radę jej.
Lepiej się wycofaj. WILLOW: Nie! (rozkłada ręce i unosi do góry Anję i Kennedy, zabiera ich
energię, dziewczyny upadają na podłogę, portal się otwiera. Xander odciąga
Willow, której włosy i oczy już stały się czarne. Na szczęście zaraz wracają do
normalnego koloru) (Cięcie. Spiek w vamp-face walczy
z demonem.) SPIKE: No przestań. I ty siebie
nazywasz demonem? Ja szukałem porządnej walki. (powala
Spike’a na ziemię) No dobra. (Spike podnosi się z nowymi siłami i atakuje demona,
Spike zaczyna odczuwać przyjemność wynikającą z walki i w okrzykiem radości
atakuje demona) (Cięcie. Wracamy do Buffy.) BUFFY: Sądzisz, że przebyłam
tak długą drogę, żeby mnie znokautował jakiś demony kurz? Nie mogę z tym walczyć,
teraz to wiem. Ale wy? Wy jesteście tylko ludźmi. (wyrywa
jeden z łańcuchów z ziemi) Ludźmi, którzy to jej zrobili. Kimkolwiek ta
dziewczyna była przed tym, jak została Pierwszą Pogromczynią- SZAMAN1: Nie rozumiesz. BUFFY: Nie! Ty nie rozumiesz!
Zrobiliście to jej, bo nie możecie walczyć, bo jesteście słabi. Żałośni. I najwyraźniej
nie macie mi nic do pokazania. (Buffy zaczyna walczyć z szamanami) (Cięcie. Spike nadal walczy z
demonem w końcu skręca mu kark.) SPIKE: Nie wiem jak ty, wielkoludzie.
(w zębach trzyma papierosa) ale ja dla mnie to coś
takiego (odpala zapałkę od ciała demona) to muzyka dla duszy. (przypala papierosa) (Cięcie. Buffy wyswobodziła
się, znokautowała dwóch szamanów, podchodzi do pierwszego z nich, łamie na kolanie
kij. Duch demona znika.) BUFFY: Wiedziałam, zawsze tak
jest. SZAMAN1: Zaoferowaliśmy ci siłę.
BUFFY: Powiedz mi coś, czego
nie wiem. SZAMAN1: Jak sobie życzysz.(dłonią dotyka jej twarzy, pojawia się jasne światło) (Cięcie. Spike przynosi demona
do salonu Buffy.) (Cięcie. Buffy spogląda na
szamana.) (Cięcie. Spike wrzuca demona
w portal.) (Cięcie. Buffy wraca do domu.
Wszyscy się w nią wpatrują.) (Cięcie. Kennedy jest na
piętrze domu, podchodzi do niej Willow.) WILLOW: Hej, nic ci nie jest?
Nie odezwałaś się od kiedy- KENNEDY: Wyssałaś ze mnie
energię? WILLOW: Tak, od wtedy. Posłuchaj
to ważne, żebyś wiedziała, czym jestem. Jaka jestem, kiedy jestem taka. KENNEDY: Sądziłam, że to
będzie. Nie wiem. W jakiś sposób fajne. A to po prostu
bolało. WILLOW: Tak. Naprawdę mi
przykro. Byłaś najsilniejszą osobą w pobliżu i- to tak działa. Ja tak działam. KENNEDY: Rozumiem.
Powiedziałaś mi to. (po chwili) Zobaczymy się rano. (wchodzi do pokoju) (Cięcie. Willow wchodzi do
Buffy.) WILLOW: Jak się czujesz? BUFFY:
Dzięki, że mnie sprowadziłaś z powrotem.
Znowu. WILLOW: Oh, to właśnie robię.
BUFFY: Byłam dzisiaj dla was
ostra. WILLOW: W porządku. Pomimo to,
uściski i całuski to też narzędzia dające motywację. Nic ci nie jest? BUFFY: Obawiam się, że
popełniłam błąd. WILLOW: Jaki? BUFFY: Ci mężczyźni, których spotkałam,
ci od cieni. Zaoferowali mi więcej mocy, ale ni podobało mi się źródło. WILLOW:
Więc im odmówiłaś? BUFFY: (przytakuje) WILLOW: W porządku, Buffy. Poradzimy
sobie, tak jak zawsze. BUFFY: Nie wiem. Pokazali mi- WILLOW: Co ci pokazali? BUFFY: Że Pierwsza Pogromczyni miała rację, to nie wystarczy. WILLOW: Dlaczego, Buffy? Co widziałaś? (Buffy spuszcza wzrok) Co ci pokazali? (Cięcie. Widzimy masę krzyczących Turok-Han’ów w jakieś podziemnej jaskini…brryyy…) Autor: Technopagan "Buffy The Vampire Slayer" TM and © (or copyright) Fox and its related entities. All rights reserved. This web site, its operators and any content on this site relating to "Buffy The Vampire Slayer" are not authorized by Fox. |