~ Forever ~

translated by Technopagan


Tłumaczenie oryginalnie umieszczone w Buffypedii (www.buffypedia.prv.pl)

[Nie zmieniaj powyższych linii]



Po raz pierwszy wyemitowany: 17/04/2001
Reżyseria: Marti Noxon
Scenariusz: Marti Noxon
Spis postaci: Angel / Anya / Ben / Buffy / Dawn / Director / Giles / Glory / Jinx / Paramedic / Spike / Tara / Willow / Xander
Nowe postaci: Doc / Minister / Murk



Na zawsze



(Widzimy Buffy wchodzącą do ciemnego pokoju, wokół niej rozstawione są trumny. Przechodzi obok nich, w końcu zatrzymując się przy jednej i podnosi
jej wieko. Środek trumny jest pusty. W pokoju zapala się.)

GILES: Buffy, tu jesteś.

(Giles, Dawn, i pracownik domu pogrzebowego wchodzą do środka. Buffy zamyka wieku trumny.)

GILES: Wszystko w porządku?

BUFFY: Tak.

PRACOWNIK: Znalazła pani coś?

BUFFY: (przytakuje) Weźmiemy tę.

(Dawn podchodzi i przygląda się trumnie.)

PRACOWNIK: To dobry wybór, wyraża głębokie uczucia, jakie pani żywiła do zmarłej

(Giles i pracownik odwracają się, Buffy podąża za nimi, Dawn zostaje w tyle. Reszta zatrzymuje się i spogląd na
nią.)
BUFFY: Nie podoba ci się?

DAWN: (patrząc na trumnę) Nie, to nie tak. Tylko… co jeśli mamie…jeśli wolałaby jakąś inną?

BUFFY: Dawn...

DAWN: To znaczy, skąd możemy wiedzieć? To ona musi w niej zostać na zawsze.

BUFFY: Dawn, może nie powinnam cię zabierać ze sobą.

DAWN: (odwraca się i spogląda na siostrę) Już dobrze. Tylko...

BUFFY: Mówię serio. Nie, nie powinnaś się tym zajmować.

PRACOWNIK: Jeśli chciałyby panie jeszcze chwilę-

BUFFY: Nie. Już postanowiłyśmy, ta jest dobra. (do Dawn) Dobrze?

(Dawn przytakuje.)

BUFFY: Okey.

(Buffy odwraca się i wychodzi, Dawn nadal przygląda się trumnie.)

(Cięcie. Widzimy Dawn stojącą w salonie domu Summers'ów, przygląda się bilecikowi z bukietu.)

GILES: Sprawdziłem ceny w innych kwiaciarniach i te w domu pogrzebowym nie odbiegają od nich.

(Dawn odwraca się i dostrzegamy, że przy stole z lewej strony siedzi Xander i coś je. Giles i Buffy siedzą obok siebie na końcu stołu, przeglądają jakieś
papiery.)

BUFFY: Zgódźmy się na to, tak będzie łatwiej.

DAWN: (siada na przeciwko nich) Jakiego koloru będę kwiaty?

(Willow wchodzi do pokoju z dzbankiem wody, nalewa sobie szklankę i siada naprzeciwko Xander'a.)

BUFFY: Uh, białe. (spogląda na Giles'a) Są ładne.

GILES: Tak.

BUFFY: (do Giles'a) Uh, a co z przemową? Ludzie będą pewnie oczekiwać stypy, jeśli czegoś nie powiemy.

GILES: Um, cóż, możemy umieścić notę, że wasza mama nie życzyła sobie niczego takiego.

WILLOW: Nie będzie stypy?

BUFFY: Mama ich nie lubiła. Mówiła, że trzeba się zadowalać tym, co jest, bo to i tak jest już wystarczająco dobijające.

DAWN: Powiedziała tak? Kiedy?

BUFFY: Uh, tuż przed operacją. Rozmawiałyśmy o tym, co chciałaby…tak na wszelki wypadek. (spogląda w dół)

DAWN: Mnie nic takiego nie mówiła.

XANDER: Jestem pewien, że nie chciała cię tym denerwować, Dawnster'ku. Może popracowałabyś nad swoja kolacją, prawie nic nie zjadłaś.

BUFFY: Powinnaś coś zjeść.

DAWN: Po co? Ty nie jesz.

BUFFY: Tu nie chodzi o-

(Telefon leżący na stole dzwoni. Buffy wzdycha.)

BUFFY: (do Giles'a) Mam dosyć telefonów. Odbierzesz? Chyba, że to mój tato.

GILES: Oczywiście.

(Giles odbiera telefon. Buffy wraca do przeglądania papierów.)

GILES: Halo? Tak, zgadza się. (Buffy spogląda na niego) Dziękuję. (wstaje) Więc, uh, pogrzeb jest o, uh, o trzeciej jutro. Na cmentarzu Braci Brown.

(Giles wychodzi z pokoju, nadal rozmawia przez telefon. Buffy i Dawn wyglądają na rozczarowane.)

BUFFY: Nie mogę uwierzyć, że nie zadzwonił.

XANDER: Wasz tatko nie ma nic na swoje usprawiedliwienie, co?

BUFFY: Numer jaki nam zostawił do Hiszpanii jest nieaktualny, zostawiłam mu masę wiadomości. Um, a może napiszemy „Po pogrzebie nie będzie stypy"?
(Willow zastanawia się nad tym) „Spełniając prośbę Joyce, stypa nie odbędzie się"? Uh, to brzmi okropnie.

(Buffy przykłada rękę do czoła. Willow spogląda na nią zaniepokojona, potem zerka na Dawn, wstaje i zaczyna sprzątać ze stołu.)

DAWN: Co będziemy robić? Po, wiesz, tzn. Mamy po prostu zamiar... wrócić tutaj?

BUFFY: Uh ... N, nie wiem. Chyba tak. Um, a może "Na prośbę rodziny, stypa nie odbędzię się."

XANDER: (wstaje i siada na krześle bliżej Buffy) Tak, dobrze, jest dobrze, uh...

DAWN: (do siebie) Nie chcę tu wracać.

BUFFY: Powinna umieścić to na górze, czy na dole?

(Xander i Buffy zaczynają przeglądać dokumenty. Willow wchodzi do pokoju, kończy sprzątanie.)

DAWN: Mogę iśc jutro do was?

WILLOW: Jutro?

DAWN: Po wszystkim.

WILLOW: Um, cóz, może ty i Buffy powinniście... Nie mam nic przeciwko.

DAWN: (do Buffy) Mogę?

BUFFY: (przerywa rozmowę z Xander'em i spogląda na siostrę) Co?

DAWN: Czy mogę isć jutro po wszystkim do Willow?

BUFFY: (spogląda niepewnie na Willow) Um ...jeśli chcesz. Chyba tak.

DAWN: Wy, uh, wyciągnę ze strychu śpiwór.

(Wstaje i wychodzi. Buffy wraca do przeglądania papierów.)

(Cięcie. Willow i Xander wychodzą. Xander zamyka drzwi.)

XANDER: Idziesz do domu?

WILLOW: Najpierw pójdę do mojej mamy. Ostatnio często u niej bywam.

XANDER: Tak. Ja też mógłbym wstąpić do twojej mamy. (Willow spogląda na niego) Nie pójdę do moich rodziców, oni mnie przerażają. (spogląda przed
siebie) Mówić o takowych.

(Widzimy Spike'a idącego w ich kierunku, w ręku trzyma bukiet kwiatów.)

XANDER: Chyba sobie żartujesz.

SPIKE: (wzdycha) Nie wejdę.

XANDER: I ich nie zostawisz. (spogląda na kwiaty trzymane przez Spike'a) Sądzisz, że nabijesz sobie tym punktów u Buffy?

SPIKE: Tu nie chodzi o Buffy. (podchodzi bliżej)

XANDER: Wszyscy wiemy o co ci chodzi.

SPIKE: One są dla Joyce.

XANDER: Jakby ci na niej zależało.

(Spike wydaje się być rozdrażniony. Willow wchodzi pomiędzy nich.)

WILLOW: Nie tutaj.

SPIKE: Jakby? Joyce była jedyną osobą, którą byłem w stanie znieść.

XANDER: I była jedyną na której córkę lecisz, jestem wzruszony.

SPIKE: Lubiłem ją. Umiesz to zrozumieć, pajacu? Była pożądną kobietą. (Xander i Willow wymieniają spojrzenia) Nie wywyższała się, zawsze częstowała
mnie herbatą.

(Willow zaczyna się przełamywać.)

SPIKE: I nigdy nie traktowała mnie jak wybryku natury.

XANDER: Jej błąd.

SPIKE: Myślcie sobie, co chcecie.

(Rzuca kwiaty na ziemię i odchodzi.)

XANDER: Niewiarygodne.

(Willow spogląda na Xander'a, schyla się i podnosi kwiaty.)

XANDER: Sądzi, że może się podlizywać Buffy i ją tym zdobędzie.

WILLOW: (spogladając na swiaty) Xander... nie zostawił bileciku.

(Xander spogląda w kierunku, w którym odszedł Spike, wygląda na zaskoczonego. Willow na smutną.)

(Cięcie. Widzimy wiszące na ścianie czarno-białe zdjęcia, jest to ściana w przedpokoju domu Buffy. Na górze przez otwarte drzwi dostrzegamy Buffy
siedzącą na swoim łóżku, wpatrującą się przed siebie. Po chwili kamera przechodzi do pokoju Dawn, która robi dokładnie to samo.)

(Cięcie. Cmentarz, dzień. Widzimy trumnę, Buffy i Dawn stojące razem, za nimi stoi Xander i Giles.)

KSIĄDZ: Przyjmij do siebie miłosierny Boże, naszą siostrę, Joyce Summers...

(Widzimy Willow i Tarę trzymające się za ręce. I stojących obok siebie Anji i Xander'a.)

KSIĄDZ: ...oddajemy jej ciało ziemi.

(Teraz widzimy szersze ujęcie grupy. Dawn ma na sobie czarną sukienkę, Buffy czarne spodnie i długi beżowy płaszcz.)

KSIĄDZ: Z prochu postałeś... (widzimy Giles'a) ... w proch się obrócisz... (kamera pokazuje pokolei twarze pozostałych)

(Dochodzi do nas odgłos łopaty. Dawn nagle odwraca się i wtula twarz w ramię Buffy. Buffy obejmuje ją.)

KSIĄDZ: Panie przyjmij ją do swego królestwa niebieskiego.

(Wszyscy po kolei przytulają Buffy i Dawn.)

KSIĄDZ: Niech światłość wiekuista świeci nad jej duszą.

(Widzimy twarz Dawn, Willow i Tara stoją za nią. Buffy przytula się do Giles'a.)

KSIĄDZ: Niech Bóg otoczy ją swoją opieką ...

(Tara kładzie głowę na ramieniu Willow.)

KSIĄDZ: ... niech spoczywa w pokoju.

(Cięcie. Widzimy Buffy i Dawn stojące nad grobem, za nimi stoją Willow i Tara. Dawn odwraca się i pochodzi do nich.)

(Cięcie. Dawn podaje rękę Willow, cała trójka wymienia spojrzenia. Tara podchodzi do Buffy, kładzie jej rękę na ramieniu.)

TARA: Hej, um, Dawn chyba już chciałaby iść. Możemy ją zabrać do nas?

BUFFY: Tak. Nie powinna tu dłużej być.

TARA: A ty? Możemy na ciebie zaczekać, jeśli chcesz.

BUFFY: Nic mi nie będzie. Dziękuję.

(Tara dołącza do reszty. Dawn odwraca się i spogląda na Buffy, po czym dochodzą.)

(Cięcie. Widzimy Buffy stojącą nad grobem, powoli dzień zaczyna się zmieniać w noc.)

(Cięcie. Widzimy Stopy Buffy, nagle druga para nóg, męskich, zbliża się do niej.)

ANGEL: Przykro mi.

(Cięcie. Widzimy Angel'a stojącego obok Buffy, oboje wpatrują się w grób.)

ANGEL: Nie mogłem przyjść wcześniej.

(Buffy nie patrzy w jego stronę, ale przytakuje lekko głową i łapie Angel'a za rękę.)

(Cięcie. Pokój Willow i Tary. Dawn kładzie się na śpiworze rozłożonym na podłodze, Willow śpiworze Tara klęczą obok niej.)

WILLOW: Oh, Dawn. Chciałabym... umieć ci pomóc. (Dawn nie patrzy na nią) Ale będzie lepiej… Obiecuję.

DAWN: (teraz spogląda na nią) Nie wiesz tego.

TARA: Pewnie, że wie. Jesteśmy czarownicami. Wiemy takie rzeczy.

DAWN: Co? Czyli życie będzie się toczyć dalej, a ja zapomnę o mamie? (za złością) To chcecie powiedzieć?

WILLOW: Nie zapomnisz! Ja, ty... (szuka wzrokiem ratunku u Tary)

TARA: Ona zawsze będzie w twoim sercu. To jakby stała się częścią ciebie. Czy to ma dla ciebie sens?

WILLOW: (przytakuje) Dawn ... hej, nie musimy teraz o tym rozmawiać, uh, możesz iść spać jeśli chcesz.

DAWN: Nie. (wstaje) Nie chcę spać.

TARA: Dobrze, możemy po prostu… posiedzieć, albo, co tylko chcesz.

(Dawn podchodzi do małego stolika na którym leżą różne magiczne przybory.)

DAWN: Dobrze. Wiem… co chcę teraz robić.

WILLOW: Świetnie. (Willo i Tara wstają) Co chcesz robić?

DAWN: Jesteście czarownicami... no i ... rzucacie zaklęcia i ... takie tam.

WILLOW: Chcesz żebyśmy cię czegoś nauczyły? Uh, czegoś o ziołach, a, albo mogę… mogę sprawić, żeby pluszami zaczęły tańczyć.

DAWN: Chcę rzucić zaklęcie, chcę sprowadzić mamę z powrotem.


(Cięcie. Widzimy zaniepokojone twarze Willow i Tary. Na twarzy Dawn widać determinację.)


(Cięcie. Widzimy Xander'a i Anję w łóżku, prześcieradłami niedwuznacznej sytuacji, Anya znajduje się na Xander'rze, oboje się przykryci prześcieradłami.)


ANYA: Mm. (bierze głęboki oddech, po czym kładzie się i opiera głowę na klatce piersiowej Xander'a) Było inaczej.

XANDER: (oddychając ciężko) Tak. Było bardziej... intensywnie.

ANYA: (przytakuje) To przez Joyce.

XANDER: Racja. (po chwili) He?

ANYA: Przez to wszystko zaczęłam się zastanawiać nad tym, że ludzie cały czas umierają… i że się rodzą i że bez śmierci nie ma narodzin. Kiedy tak o tym
myślę… śmierć nie jest już taka smutna, a seks…jest bardziej ekscytujący.

XANDER: Po raz drugi, he?

ANYA: Cóż, sądzę, ze teraz lepiej rozumiem seks. W nim nie chodzi tylko o fizyczne połączenie, tu chodzi o życie (Xander przytakuje odrobinę
zaniepokojony) W nim chodzi o dawanie życia.

XANDER: (bardzo zaniepokojony) Racje, kiedy... dwoje ludzi jest już w odpowiednim wieku, i... kiedy są o wiele bogatsi, i inteligentni.

ANYA: (podnosi głowę, patrzy na niego i śmieje się) Oddychaj, zaczynasz robić się zielony. Nie jestem gotowa, żeby dać życie, oczywiście mogłabym,
moglibyśmy. Życie mogłoby powstać z naszej miłości i nie tylko. (Xander wygląda na bardziej odprężonego) Dzięki temu czuję się częścią
czegoś…wielkiego, czuje jakbym dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę. (uśmiecha się) Wiesz?

XANDER: Tak, wiem.

(Xander podnosi głowę, całują się.)

(Cięcie. Wracamy do Willow i Tary.)

TARA: (podchodzi do Dawn) Wiem, że chciałabyś przywrócić swoją mamę do życia, i… chciałabym, żeby to było możliwe, ale nie jest.

DAWN: Dlaczego? Przecież rzucacie różne zaklęcia.

WILLOW: Tak, ale...

TARA: To jest co innego. Magia nie może być używana do zakłócania naturalnego porządku rzeczy.

DAWN: Ale przecież wy cały czas to robicie. Sprawiacie, że rzeczy latają, i-i znikają, i-

TARA: Ale nie zakłócamy rytmu życia I śmierci. (widzimy, że Willow wygląda na zakłopotaną) Dawn, wiem, jak bardzo cierpisz.

DAWN: Nie wiesz. (ze złością) Oni ją pochowali.

TARA: Tak, i to jest straszne i niesprawiedliwe, ale to nie tak.

WILLOW: Nawet nie wiem, czy to jest możliwe, Dawn. To znaczy... widziałam coś o zmartwychwstaniu, ale… to były książki i takie tam… ale zaklęcie…
na przywrócenie kogoś?

TARA: Ale to nie o to chodzi.

WILLOW: Nie o to. Chodzi o to, że to jest złe…bo…

TARA: Ponieważ czarownice nie mogą zmieniać kolei życia z samolubnych pobudek. Wiccanie dawno temu złożyli przysięgę dotyczącą tego.

DAWN: Więc jest możliwe... przywrócenie kogoś? Nie składaliby przysięgi, gdyby wiedzieli, że to jest niemożliwe.

TARA: Może oni mogli, my nie.

WILLOW: Tara ma rację, Dawn. To zbyt niebezpieczne.

DAWN: Powiedziałyście, że chcecie mi pomóc.

(Dawn kładzie się na śpiworze plecami do Willow i Tary. Willow klęka obok niej.)

WILLOW: Dawn...

(Willow dotyka ramienia Dawn, która odsuwa się i znowu odwraca się plecami. Willow spogląda na Tarę.)

(Cięcie. Cmentarz, noc. Widzimy Buffy i Angel'a siedzących pod drzewem. Buffy opiera się głowę na ramieniu Angel'a.)

BUFFY: Pogrzeb był... (wzdycha) straszny, ale tak naprawdę boję się jutra.

ANGEL: Co ma być jutro?

BUFFY: Właśnie tego nie wiem. Do, do tej pory miałam wyznaczoną drogę.. Plan na każdą minutę, z mamą.

ANGEL: Jutro będzie najzwyklejszy dzień.

BUFFY: I każdy oczekuje, że sobie z tym poradzę, bo… (sarkastycznie) jestem slina.

ANGEL: Potrzebujesz czasu. Jestem pewien, że wszyscy to rozumieją.

BUFFY: Tu nie chodzi o czas. Ja potrafię przebijać wampiry kołkiem… ale to mama potrafiła radzić sobie z życiem. Zawsze wiedziała jak wszystko
naprawić… i co powiedzieć.

ANGEL: Tak... nauczysz się tego, to znaczy, nie od razu, ale…

BUFFY: (potrząsa głową) Sama nie wiem. Ciągle o tym myślę… o tym jak ją znalazłam. Gdybym przyszła kilka minut wcześniej…

ANGEL: Powiedziałaś, że to nic by nie zmieniło.

BUFFY: Powiedzieli, że... prawdopodobnie... nic by nie zmieniło. Powiedzieli z naciskiem na… prawdopodobnie. Nikomu o tym nie mówiłam.

ANGEL: Ale to nie była twoja wina. Nie mogłaś tego zmienić.

BUFFY: Nawet nie zaczęłam resuscytacji, zanim mi nie powiedzieli jak. Taka ze mnie świetna dorosła.

ANGEL: Buffy...

BUFFY: I nic by się nie stało, gdybym musiał martwić się tylko o siebie. Ale Dawn...

ANGEL: Posłuchak wszystko będzie dobrze. Wiem, że teraz się tak nie czujesz, ale jesteś silna, Buffy. Poradzisz sobie i masz przyjaciół, którzy ci pomogą.
Nie musisz przechodzić przez to sama.

BUFFY: (spogląda w niebo) Niedługo będzie świtać.

ANGEL: Zostanę w mieście jak długo będziesz chciała.

BUFFY: Na przykład na zawsze? Co ty na to?

(Odwraca głowę i spogląda na niego, wzdycha i zmienia pozycję, tak, że patrzy mu prosto w oczy.)

BUFFY: (przepraszająco) To byłby zły pomysł. Aktualnie jestem w potrzebie.

ANGEL: Pozwól mi się tym zając.

(Patrzą na siebie, Buffy nachyla się i całuje go, po chwili pocałunek staje się bardziej namiętny, oboje odsuwają się od siebie, mają przyspieszony oddech.)

BUFFY: (spogląda w dół) A nie mówiłam. (Angel wzdycha) Powinieneś iść.

ANGEL: (wzdycha po raz kolejny) Przepraszam.

BUFFY: (z przekonanie) Nie. Jestem ci bardzo wdzięczna, że przyjechałeś. Nie sądziłam, że zdołam przetrwać tę noc.

ANGEL: (spogląda w górę na niebo) Cóż, mamy jeszcze chwilę.

BUFFY: To dobrze.

(Kładzie mu głowę na klatce piersiowej. Angel obejmuje ją.)

BUFFY: To dobrze.

(Cięcie. Przed szpitalem, noc. Ben idzie chodnikiem, na swoje szpitalne ubranie ma założoną kurtkę, dostrzega go Jinx i podchodzi do Ben'a.)

BEN: (ze złością) Powiedz mojej siostrze, że mam dosyć wpadania na jej sługusów.

JINX: Ona… kazała mi za tobą chodzić. Wiedząc o twoim związku z pogromczynią-

BEN: My nie tworzymy związku.

JINX: Ale… zabiegałeś o jej względy, prawda?

BEN: Nie lubię jak mówisz, wolę jak jęczysz z bólu.

JINX: Tyle, że Glory… chciałaby cię zachęcić do związku z pogromczynią, to mogłoby przynieść informacje o Kluczu.

BEN: A niby, dlaczego miałbym się nimi dzielić z nią?

JINX: Czas… się kończy, panie. Teraz gdy walczysz z Glory, walczysz naprawdę z samym sobą.

BEN: Świetnie, niech lepszy ja zwycięży. A Glory niech zrozumie jedno: nie pomogę jej odnaleźć Klucza. Nigdy nie zrobiłbym tego niewinnemu- (zatrzymuje
się)

JINX: Niewinny? Klucz? To ciekawe zestawienie słów.

BEN: Nie, to, to nie to chciałem-

JINX: Rozumiem, panie. Przykro mi, że cię niepokoiłem, już… już sobie pójdę.

(Jinx chce odejść, Ben go zatrzymuje.)

BEN: Chyba nie zrozumiałeś, że gdy mówiłem o niewinności nie miałem na myśli, że Klucz jest… on jest człowiekiem.

JINX: Oczywiście, że nie.

BEN: Pobiegniesz do niej i jej to powiesz, tak? Nie wiesz co się stanie, gdy ona odnajdzie Klucz? Ilu ludzi zginie?

JINX: Proszę, ja nic nie słyszałem.

BEN: Nie pozwolę na to.

(Ben wyrywa nóż zza paska Jinx'a.)

BEN: Nie widzisz tego?

(Ben wbija ostrze noża w brzuch Jinx'a.)

BEN: Ja nie mogę. (odpycha Jinx'a, rozgląda się nerwowo)

(Cięcie. Widzimy plecy Dawn leżącej na podłodze, przykrytą kocem.)

WILLOW: Schodzimy na sniadanie.

(Widzimy, że obok Dawn siedzi Willow, Dawn odwraca się o spogląda na nią.)

DAWN: Nie jestem głodna.

WILLOW: Oh. Dobrze. (widzimy stojącą niedaleko Tarę, trzymającą kilka podręczników. Dawn siada na swoim posłaniu) Ale, mamy potem zajęcia, I, nie,
nie wiem czy chcesz iść do domu, czy…

DAWN: Chciałam jeszcze pospać. Giles powiedział, że po mnie przyjedzie jak będę chciała.

WILLOW: Oh, tak, dobrze. Okey, uh, trzymaj się. (uśmeicha się) Ma-mam przerwę, tak w okolicach obiadu, mogę tu wrócić.

DAWN: Może mnie już nie być.

WILLOW: (nadal uśmiecha się lekko) Cóż, i tak przyjdę.

(Dawn odwraca wzrok.)

TARA: Uważaj na siebie, Dawn.

(Willow wstaje, bierze swoją torbę i spogląda na Dawn, Dawn na nią nie patrzy. Willow idzie w kierunku drzwi, widzimy, że za nią stoi mała biblioteczką.)

(Zbliżenie na dłoń Willow, Willow wykonuje ruch palcem i jedna z książek wysuwa się z półki. Willow wychodzi, Dawn nadal siedzi na podłodze.)

(Dawn podchodzi do biblioteczki, zauważa wysuniętą książkę, wyciąga ją z półki i otwiera. Książka ma tytuł: „Historia magii")

DAWN: (czyta spis treści) Lewitacja… Magowie… (przekartkowuje kilka stron) Zmartwychwstania – kontrowersyjna kwestia ponownych narodzin.
(znajduje rozdział, szybko czyta kilka ustępów)

(Cięcie. Wnętrze sklepu Giles'a, dzień. Dawn udaje, że ściera kurze, kiedy naprawdę przegląda książki. Widzimy stojącą za nią Anję. Dawn podchodzi do
półki pełnej książek i nadal udając, że sprząta przegląda ich tytuły. Anya idzie za nią. W tle widzimy Giles'a.)

GILES: Nie musisz tego robić, Dawn, może, może odpoczniesz.

ANYA: Tak, usiądź sobie. Mamy bardzo fajne kurze nóżki, możesz się nimi pobawić.

DAWN: Wolę to.

ANYA: Nie oglądasz telewizji? Myślałam, że wszystkie dzieci nie znoszą obowiązków, obowiązków uwielbiają kreskówki.

DAWN: (przekłąda ksiązki) Um, chcę być pożyteczna. Dzięki temu mam czymś zajęty umysł.

GILES: (przytakuje) W takim razie będziesz. Zawsze przyda mi się dodatkowa pomoc.

ANYA: (z obawą) Ale już masz pomoc. Płatną pomoc. I ona nie ma nic wspólnego wspólnego nielegalnym zatrudnianiem dzieci.

GILES: (przewraca oczami) Anya.

ANYA: (przytakuje ze zrozumienie, odwraca się do Dawn) Ale oczywiście cieszę się, że tak podoba ci się wykonywanie mojej pracy (uśmiecha się) Jestem
niezastąpiona. Kontynuuj. (odchodzi)

GILES: Tak, uh, tak trzymaj, Dawn.

(Giles odwraca się, Dawn zatrzymuje go.)

DAWN: Czy jest coś, o czym powinnam wiedzieć, um, na przykład o zakazanych książkach? Willow mówiła mi, że jest tu kilka książek i rzeczy, które są…
niebezpieczne.

GILES: Tak. Um, ale sa odpowiednio oznakowane, i, i, uh, ie trzymamy ich tutaj. Większość naszych, uh, większość niebezpiecznych rzeczy i tekstów
trzymamy u góry. (wskazuje na piętro)

GILES: Jesli ktokolwiek zapyta cię o coś stamtąd, zawołaj mnie. (odwraca się)

DAWN: Dobrze. Jeszcze coś?

GILES: Oh, um, cóż, jesli chcesz, uh, mógłbym cię nauczyć... jak ułożony jest katalog, mogłabyś zrobić zamówienia.

DAWN: Ekstra.

ANYA: (przytakuje) Zamówienia? Będzie się zajmowała pieniędzmi?

(Giles spogląda na nią znacząco. Słychać dzwoneczek przy drzwiach._

ANYA: (podekscytowana) Klient! (odchodzi) Witaj, kliencie!

GILES: (do Dawn) Wrócę za chwilę. (także odchodzi)

ANYA: (W tle) W czym pomóc!

DAWN: (gdy Giles przechodzi obok niej) Nie ma problemu.

(Dawn upewnia się, że Giles i Anya są zajęci, podnosi swój plecak, następnie wdrapuje się po drabince na piętro, wyciąga jedną z książek z półki i wkłada
ją do plecaka. Po czym podnosi małą buteleczkę, robiąc przy tym trochę szumu, rozgląda się czy nikt jej nie słyszał i wkłada buteleczkę do plecaka. Na dole
Giles wychodzi zza zasłony oddzielającą sklep od zaplecza, Dawn zamiera bez ruchu, Giles przechodzi dalej, po czym schodzi na dół. Giles nie zauważył, że
była na górze.)

GILES: Dawn.

DAWN: Uh-huh? (niezauważalnie stawia plecak na podłodze)

GILES: Chcesz zobaczyć, jak, uh, Anya sobie radzi? Potem możesz sama spróbować.

DAWN: Nie ma sprawy.

(Cięcie. Cmentarz, noc. Dawn klęka nad świeżym grobem i otwiera słoik, wrzuca do niego trochę ziemi i zakręca słoik. Rozgląda się nerwowo i wyciera
ręce. Dostrzegamy kogoś za nią.)

SPIKE: Mam nadzieję, że nie zabierasz nic oprócz ziemi.

( Zaskoczona Dawn odwraca się.)

SPIKE: Jeśli do zaklęcia jest potrzebne coś jeszcze, to powołasz do życia zombie, co nie jest optymistyczną wizją.

DAWN: (potrząsa głową) Spike, ja wcale nie...

SPIKE: Dobrze wiem co masz zamiar zrobić. Widzę po pewnej złej sławy książce, którą trzymasz.

DAWN: Proszę... nie mów nic Buffy. Ja tylko... muszę ją odzyskać. Muszę.

SPIKE: Nie powiem jej, mała.

(Dawn wygląda na zaskoczoną.)

SPIKE: Pomogę ci.

(Ściemnienie. Widzimy gramofon z którego dochodzi do nas piosenka "Tales of Brave Ulysses" – Cream, ta sama, której Giles i Joyce słuchali w odcinku
„Band Candy")

PIOSENKA: ...poznaję odległe kraje dzięki opowieściom o dzielnym Ulisesie… (Widzimy Giles'a stojącego obok gramofonu, ma w ręku szklankę z
drinkiem) Jak jego uszy były torturowane słodkim śpiewem syren (Giles podchodzi do krzesła i siada) Przez błyszczące fale wołają, żebyś pocałował ich
białe usta… (Giles powoli bierze łyk drinka i wpatruje się prosto przed siebie)

(Cięcie. Spike i Dawn idą ulicą przedmieścia Sunnydale.)

SPIKE: Nigdy nie korzystałem z jego usług, ale słyszałem o nim. Jeśli ktoś wie wszystko o zmartwychwstankach, to tylko on.

(Dawn wygląda na zdenerwowaną.)

SPIKE: Hej, nie martw się.

DAWN: Nie musisz być dla mnie miły. Wiem dlaczego to robisz.

SPIKE: Wiesz? Więc oświeć mnie.

DAWN: (zatrzymuje się, marszczy brwi) Spike, nie jestem głupia. Lecisz na moją siostrę (Spike zatrzymuje się i spogląda na Dawn) Zrobiłbyś wszystko,
żeby spojrzała na ciebie przychylniej.

SPIKE: (podchodzi do niej) Buffy nigdy się o tym nie dowie, dobrze? (rozgląda się) gdyby się dowiedziała co robię, przebiła by mnie kołkiem.

DAWN: Zraz, jak się nie chcesz jej przypodobać to, dlaczego to robisz?

SPIKE: (patrząc w ziemię, cicho) Nie lubię patrzeć, jak kobiety Summersów cierpią, to wszystko (spogląda w górę, z lekką irytacją w głosie) I mówię to
poważnie. Piśniesz o tym chociaż słówko Buffy, a ja dopilnuję, że to ty wylądujesz w ziemi. Zrozumiano?

DAWN: Tak. Zrozumiano.

(Cięcie. Mieszkanie Glory. Glory schodzi po schodach, za nią podąża kilka demonów.)

GLORY: Gdzie on jest? Powinien wrócić już dawno.

MNICH: Jestem pewny, że Jinx jest już w drodze, wasz… nowa i ulepszonamość. On jest lojalny-

GLORY: Hej! Lepiej żeby był.

(Drzwi się otwierają i wchodą dwa demony, podtrzymując Jinx'a.)

GLORY: Jinxie? (podchodzi do niego, bierze Jinx'a pod ramię.) Oh, nie, nie! Oh, uważaj na dywan, krew jest strasznie trudno wywabić. (do Jinx'a) Czy to
zrobiła pogromczyni? Zabiję ją.

JINX: Nie. (zostaje posadzony na kanapie) To był Ben.

GLORY: Ben? (odwraca się) Ben? Oh, boże, ty przeklęty, chamie! Oh, nienawidzę cię, nienawidzę cię (wyrywa sobie włosy w głowy) Nienawidzę ciięęę!

JINX: Klucz! Ben powiedział.

GLORY: Klucz? (odwraca się do Jinx'a) Co z Kluczem?

JINX: Mówił o nim, jakby był człowiekiem, o… (szuka słów) najwspanialsza…ty.

GLORY: (uśmiecha się) Klucz ma formę człowieka?

JINX: Tak sądze... (szuka słów) boska.

GLORY: (zachwycona) Ahh!

(Siada na kanapie, przytuja Jinx'a.)

GLORY: Jinx, nieszczęśniku, jesteś wspaniały! Pozwolę ci nawet nie podlizywać się z powodu twojego umierającego stanu.

(Jinx wygląda na zaskoczonego.)

GLORY: Więc, Klucz jest ukryty w ciele śmiertelnika! (Wstaje i zaczyna chodzić w kółko) To znacznie zawęża krąg poszukiwań, do tej pory nie mieliśmy
żadnego śladu. Mógł być drzewem, albo pompką do roweru, albo czymkolwiek, mam rację?

(Jinx stracił przytomność.)

GLORY: Uch, wykurujcie go, dobrze? (uśmiecha się, siada na innej kanapie) Chcę to usłyszeć jeszcze raz, ale bez tego denerwującego jęczenia.

(Cięcie. Widzimy wnętrze mieszkania, czarny kot przeskakuje nad globusem i wybiega z kadru, gdy drzwiach widzimy Spike'a. Spike przytrzymuje drzwi
dla Dawn, która wchodzi do środka niepewnie.)

DAWN: To mieszkanie maga? Pachnie jak u dziadka.

(Spike zamyka drzwi. Widzimy leżące na stole sterty książek i papierów.)

SPIKE: Hej!

(Widzimy drzwi prowadzące do innego pomieszczenia, zasłonięte zasłoną.)

SPIKE: Jest tu ktoś?

(Ktoś porusza się za zasłoną. Tym kimś okazuje się być niewysoki mężczyzna w okularach, ubrany w szlafrok. Wygląda na zaskoczonego ich widokiem.)

DOC: Znam cię.

SPIKE: Nie sądze.

DOC: Tak, tak, Ty jesteś tym gościem, tym, który zawsze kręci się koło tamtego domu. (Spike wygląda na zaniepokojonego) Lubisz domino, tak?

SPIKE: Chyba tak. Posłuchaj, przyszliśmy tu, ponieważ- (Przestaje mówić, bo Doc zaczął się śmiać)

DOC: W takim razie chyba oszalałem? To znaczy, przysiągłbym, że to ty (Dawn wygląda na zdenerwowaną) Ten kolor włosów, no i jesteś wampirem, ale,
uh, możliwe, że…

DAWN: (do Spike'a) Może lepiej chodźmy stąd.

DOC: Nie. Pozory często mylą. Czym mogę pomóc?

SPIKE: Jej mama zmarła kilka dni temu.

DOC: Ohh. Przykro mi. (Dawn spogląda w dół)

SPIKE: I zastanawialiśmy się, co można z tym zrobić. Podobno ty mógłbyś nam pomóc.

DOC: (zaniepokojony) Ohh ... nie, nie, to, uh, nie chcecie mieć z tym doczynienia. Uh, znam pewną miksturę dzięki której smutek odejdzie-

DAWN: (potrząsa głową) Nie chcę żadnych mikstur.

DOC: Czy któreś z was zajmuje się magią? Ma jakiekolwiek doświadczenie z, uh, zaklęciami tej rangi?

(Dawn potrząsa przecząco głową.)

DOC: Tak myślałem.

(Nagle wyciąga rękę i wyrywa z głowy Dawn kilka włosów.)

DAWN: Ał!

(Spike podchodzi bliżej, nie wkracza jednak do akcji. Doc kładzie włosy pod lampa i przygląda się im. Dawn rzuca Spike'owi zdenerwowane spojrzenie,
trzymając się za bok głowy.)

DOC: Cóż, twoja mama jest dobrą kandydatką. Macie silne DNA.

DAWN: Racja.

(Doc odwraca się i zaczyna przeglądać książki na półce. Dawn przygląda się mu, nagle zauważa, że pod piżamą widać mały poruszający się ogon. Oczy
Dawn otwierają się szeroko, odwraca się do Spike'a, który właśnie zapalał papierosa. Gdy Dawn zwraca jego uwagę na Doc'a, ten zdąża się już odwrócić.
Doc mruczy pod nosem melodię, spogląda na stertę książek, podnosi jedną z największych i z uśmiechem spogląda na Dawn. Podchodzi z książką do stołu,
Dawn i Spike podążają za nim. Doc kładzie książkę i przerzuca kilka stron.)

DAWN: Mam już kilka składników. Ale w zaklęciu, które znalazłam jest kilka rzeczy, których nie udało mi się rozszyfrować.

DOC: Cóż, od sukcesu dzieli cię tylko demon Ghora, to tego nie udało ci się odczytać.

SPIKE: Ghora, słyszałem o nich. Są w Sunnydale?

DOC: Tak, trzymają się blisko Piekielnych Ust (Spike przytakuje. Doc czyta fragment książki) Jajo Ghora'y daje życie (spogląda na Dawn) To klucz do
tego zaklęcia.

DAWN: Można je kupić, to... jajko, czy-

DOC: Jeśli to byłoby tak proste jak zrobienie jajecznicy, to wszyscy by się tym zajmowali. Nie. Musisz wykraść jajo z gniazda demona. (Spogląda na
Spike'a) A Groha nie będzie z tego zadowolony.

SPIKE: Gdzie go możemy znaleźć?

DOC: Spokojnie. Będziemy jeszcze potrzebować zdjęcia twojej mamy, albo portretu.

DAWN: Nie ma problemu.

DOC: Jak zbierzesz wszystkie potrzebne rzeczy, ułóż je w kole (zakreśla palcem koło) poświęconym kole. Razem ze zdjęciem swojej mamy. (Dawn
przytakuje) Potem… (sięga do małego notesu) musisz wypowiedzieć zaklęcie…(zaczyna pisać) trzy razy. (Spike przysłuchuje się uważniej) Ona nie zjawi
się, ot tak. To, chwilę potrwa (uśmiecha się) ale przyjdzie do ciebie. (wyrywa kartkę z notesu i podaje ją Dawn) Zrozumiałaś?

DAWN: Tak.

DOC: Oh. Jeśli coś pójdzie źle, jedynym sposobem na odwrócenie zaklęcia jest zniszczenie zdjęcia twojej mamy.

DAWN: Zrobię wszystko jak trzeba.

DOC: To ryzykowne zaklęcie. Nie mogę ci zagwarantować, że twoja mama wróci do ciebie dokłądnie taka, jaka była. Czasami coś się… nie udaje.

DAWN: Ale to nadal będzie moja mama. (marszczy brwi) Tak?

DOC: Mniej więcej.

DAWN: (cicho) Boże. (trochę głośniej) Boże.

(Dawn i Spike idą w stronę drzwi. Doc podąża za nimi.)

SPIKE: A co z demonem Ghora?

DOC: Oh, racja, wybaczcie. Um, wejdźcie do włazu koło Tracy Street, um, po lewej, na pewno traficie.

(Spike otwiera drzwi, Dawn wyciąga portfel i chce zapłacić Doc'owi.)

DOC: Nie, nie trzeba. Zachowaj je dla siebie. (uśmiecha się, zdejmuje okulary)

DAWN: Oh. Dziękuję.

(Doc nadal się uśmiechając wyciąga rękę i podaje ją Dawn.)

DOC: Tylko powiedz mi jak ci poszło.

(Dawn uśmiecha się i przytakuje.)

(Teraz z bliska widzimy twarz Doc'a. Nagle jego oczy zmieniają barwę i staję się całe czarne. Dawn wyrywa rękę z jego uścisku.)

DAWN: D-d-dobrze.

(Spike. Dawn rzuca Doc'owi ostatnie zaniepokojone spojrzenie i wychodzi. Spike podąża za nią, zamykając drzwi.)

(Widzimy, Doc'a z którego twarzy znika uśmiech tuż po tym jak drzwi się zamykają.)

(Cięcie. Widzimy Spike'a i Dawn idących uliczką. Spike niesie siekierę.)

DAWN: To tutaj. Tak jak powiedział.

SPIKE: (spogląda na właz) Cóż, przynajmniej wiemy, że stary nie zwariował tak do końca. Słuchaj, lepiej pozwól mi to załatwić, samemu.

DAWN: Nie ma mowy. Idę z tobą.

SPIKE: (z przekonaniem) Nie... nie idziesz. Nie mam pojęcia co tam znajdziemy.

DAWN: Potrzebujesz mnie, Spike. Ktoś musi zabrać jajo, gdy ty będziesz zajmował się Ghorą. No idziemy.

(Odwraca się i schodzi na dół. Spike potrząca głową i wzdycha, po czym podąża za nią.)

SPIKE: Cóż, nie ma co, mała Buffy.

(Cięcie. Dawn schodzi na dół, Spike jest tuż za nią. Słyszymy warczenie demona.)

(Cięcie. Widzimy demona, który wygląda jak ogromnych rozmiarów jaszczurka śpiąca na kupie kamieni. A odgłos, jaki wydaje, to chrapanie. Dawn i Spike
podchodzą bliżej.)

DAWN: Nie wygląda na złego.

SPIKE: Zaczekaj aż się obudzi. Wtedy przeważnie stają się złe.

(Widzimy gniazdo z kilkoma jajami, obok ogona Ghory. Jaja są wielkości piłki do footballu, ale są różowe z czerwonymi plamkami.)

DAWN: Nie dostanę się do jaja, jeśli się nie przesunie.

SPIKE: (uśmiecha się) Ja sprawię, że się ruszy. Tylko bądź gotowa.

(Spike przesuwa się w stronę demona i unosi siekierę.)

SPIKE: Hej! Ghora! Głowa do góry.

(Demon budzi się i wstaje, okazuje się, że Ghora ma trzy głowy.)

SPIKE: (wpatrując się w demona) No dobra, w takim razie głowy do góry.

(Dawn podchodzi bliżej. Spike uderza jedną z głów siekierą.

SPIKE: ???

(Dawn podbiega do gniazda i łapie jedno z jaja, ale wtedy uderza ją ogon demona. Dawn cofa się, demon usiłuje się odwrócić i spojrzeć na nią.)

SPIKE: Hej, odczep się od niej!

(Spike wymierza demonowi kilka uderzeń, przykuwając jego uwagę. Dawn łapie jajo i zaczyna biec w stronę schodów.)

DAWN: Spike, chodź!

SPIKE: Dobra.

(Spike zadaje ostatnie uderzenie, siekiera ląduje w szyi jednej z głów. Podbiega do Dawn. Zaczynają wchodzić do góry, Dawn jednak potyka się i upuszcza
jajo, które rozbija się, z jego wnętrza wydobywa się jasno niebieski płyn.)

SPIKE: Zostaw to, Dawn.

DAWN: Nie mogę, tu chodzi o mamę.

SPIKE: To zbyt niebezpieczne, a ja nie mam-

(Dawn odwraca się i zbiega z powrotem.)

SPIKE: -broni!

(Dawn podbiega do gniazda, demon odwraca się, tak, że jedna z jego głów znajduje się tuż przy twarzy Dawn. Dawn krzyczy. Spike zaczyna rzucać
kamieniami w głowy demona. Nagle zostaje odrzucony w tył jego ogonem. Dawn łapie jajo i wstaje. Jedna z głów demona gryzie Spike'a w brzuch, ten
krzyczy z bólu. Spike odciąga głowę i wstaje, podczas gdy Dawn kieruje się do wyjścia.)

SPIKE: Nie, mam tego dosyć.

(Spike wstaje, trzymając się ręką za bok. Drugą ręką łapie siekierę wbitą w szyję demona, wyciąga ją i wbija mu w klatkę piersiową. Demon wyje z bólu, z
rany zaczyna lać się niebieska krew. Spike wyciąga siekierę z jego ciała.)

DAWN: Spike!

(Spike dobiega do niej przy schodach. Nadal słychać wycie demona.)

DAWN: Przepraszam!

SPIKE: Masz je?

(Dawn pokazuje mu jajo.)

SPIKE: W takim razie nie masz za co przepraszać.

(Cięcie. Dom Buffy, noc.)

DAWN: Ozyrysie... daj mi ciemność...

(Cięcie. Jesteśmy w pokoju Dawn, na podłodze ustawiony jest krąg ze świec, Dawn klęczy w jego środku, nalewając coś na swoje ręce. Potem rysuje tym
krąg.)

DAWN: Ty, który odbierasz życie... boże bogów... przyjmij moją ofiarę. Kości, mięso, oddech... twoje… na zawsze. (widzimy leżące przed nią zdjęcie
Joyce) Kości…

(Cięcie. Widzimy grób Joyce.)

DAWN: Mięso, oddech... (zbliżenie na zdjęcie) Błagam cię…wróć do mnie.

(Cięcie. Pokój Willow i Tary. Tara siada na łóżku, Willow kładzie się obok niej, zaczyna pisać w pamiętniku.)

WILLOW: Co jadłam dzisiaj na śniadanie? Pamiętasz może?

TARA: Hmm?

WILLOW: Niech pomyślę, nie, to jadłam wczoraj, wiem, jadłam dwa jajka (uśmiecha się) pamiętam bo trzęsły się jak galareta.

TARA: (uśmiecha się) To były rozrywkowe jajka. (Willow kontynuuje pisanie) Po co to zapisujesz?

WILLOW: To mój dziennik.

(Tara odkłada książkę, którą czytała i kładzie się obok Willow, kładzie rękę na ręce Willow.)

TARA: To coś nowego.

WILLOW: Tak. Stwierdziłam, że życie mija tak szybko, że gdy czegoś nie zapisuję, to, to tak szybko…znika. A ja chcę wszystko pamiętać.

TARA: Nawet, co jadłaś na śniadanie.

WILLOW: (uśmiecha się, spogląda Tarze w oczy) Wszystko co robię razem z tobą.

(Willow wraca do pisania. Tara spogląda na półkę z książkami.)

TARA: Huh.

WILLOW: (przestaje pisać) Co?

TARA: Co się stało z Historią magii?

(Tara wstaje, Willow usiłuje ukryć poczucie winy.)

WILLOW: Ja nie, uh, nie ma jej tam?

(Willow siada, Tara podchodzi do biblioteczki.)

TARA: Dawn musiała ją zabrać.

WILLOW: (pełna obaw) Nie! A może? (wstaje i podchodzi do Tary)

TARA: No to mamy problem, spory problem.

WILLOW: A-ale to tylko książka historyczna. Może szukała tam kilku odpowiedzi. Nie- nie sądzę, żeby mogła… zrobić coś niebezpiecznego, prawda?

TARA: Cóż, to nie jest żaden podręcznik, ale jest w nim sporo informacji o przywracaniu zmarłych do życia.

WILLOW: A-ale... to znaczy... hej! Niby skąd o tym miała wiedzieć?

TARA: N-nie wiem, ale… boże, co jeszcze zabrała?

WILLOW: Nic! Tak sądzę. Sądzę, że… nic więcej. Ale może jednak, powinnyśmy to sprawdzić. Bo kto wie? No, ja nie.

TARA: Nie, nie możemy teraz marnować czasu na to. Nie wiemy, co ona zamierza zrobić.

WILLOW: (przytakuje) Musimy zadzwonić do Buffy. I to już.

(Cięcie widzimy Buffy wchodzącą do domu. Słyszymy dzwoniący telefon. Buffy rzuca klucze na stolik, ściąga kurtkę i podchodzi do telefonu.)

BUFFY: Halo?

(Cięcie. Pokój Dawn. Widzimy resztki skorupki po jajku demona Ghora. Dawn klęczy.)

DAWN: Kości ... mięso... oddech... to co się na ciebie składało. Kości, mięso, oddech, błagam cię, powróć do mnie.

(Buffy wpada do pokoju.)

BUFFY: Dawn.

(Dawn nie rusza się z miejsca.)

BUFFY: Coś ty zrobiła? (podchodzi do niej) Coś ty zrobiła?

DAWN: (wstaje) Ona wróci. Ona wróci do domu.

(Dawn wybiega z pokoju. Buffy schyla się i podnosi zdjęcie Joyce, wpatruje się w niej przez chwilę, odwraca się i podąża za Dawn.)

(Cięcie. Dawn zbiega na dół po schodach. W domu jest ciemno.)

BUFFY: Dawn! Dawn!

(Dawn staje przed schodami i staje twarzą w twarz z Buffy.)

BUFFY: Nie masz pojęcia, z jakim mocami masz do czynienia. Nie wiemy, co przywołałaś do życia, nie wiem co się zjawi!

DAWN: (załamanym głosem) Wiem, wiem. To będzie ona.

BUFFY: Nie. Tara powiedziała mi, że te zaklęcia się nie udają. Ludzie wracają… odmienieni.

DAWN: Nie mama. On powiedział, że jej DNA-

BUFFY: (łapie Dawn za ramię) Kto ci powiedział? Kto ci pomagał?

DAWN: (ze złością) Nikt, puść mnie.

BUFFY: Musisz to zatrzymać. Odwróć zaklęcie.

DAWN: Nie!

(Dawn wyrywa się z uchwytu Buffy, zabiera jej zdjęcie Joyce i wchodzi do salony, Buffy wchodzi za nią.)

BUFFY: Dawn, wiesz, że to, co robisz jest złe. Wiesz, że nie możesz pozwolić, żeby to się stało, nie mamie.

DAWN: (cicho) Ale ja jej potrzebuję. Nie ważne czy…

(Cięcie. Widzimy parę nóg idących po trawie.)

DAWN VO: Nie jestem taka jak ty, Buffy.

(Cięcie. Wracamy do salonu.)

DAWN: Ja nie mam nikogo.

BUFFY: Co?! Oczywiście, że masz. Masz mnie!

DAWN: Nie, nie mam. Ty nie zwracasz na mnie uwagi. To oczywiste, że nie chcesz, żebym tu była.

BUFFY: Nieprawda.

DAWN: (ostro) Właśnie, że tak. Mama... umarła, a ty zachowujesz się, jakby cię to w ogóle nie obchodziło.

BUFFY: (zaskoczona, ze łzami w oczach) Oczywiście, że mnie obchodzi. Jak możesz nawet tak myśleć?

DAWN: Jak mogę tak nie myśleć? Nawet nie płakałaś. Tylko zajmowałaś się wszystkim, jakby to był zwykły obowiązek, jakbyś musiała posprzątać po
mamie.

(Buffy uderza Dawn w twarz. Dawn przykłada dłoń do policzka. Buffy przerażona przykłada rękę do ust.)

BUFFY: (bliska płaczu) Dawn...pracowałam. Byłam zajęta, bo musiałam-

DAWN: (także bliska płaczu) Nie! Unikałaś mnie.

BUFFY: Nieprawda... musiałam to wszystko robić... (płacze) bo gdy przestanę, to będzie znaczyło, że ona naprawdę odeszła. A ja się staram. Dawn, ja
naprawdę staram się zająć wszystkim, ale nawet nie wiem, co mam robić. Mam zawsze wiedziała.

DAWN: Nikt nie oczekuje, że zajmiesz jej miejsce.

BUFFY: A kto niby to zrobi? Huh, Dawn? Pomyślałaś o tym? Kto sprawi, że będzie lepiej? (cały czas płacze) Kto się nami zajmie?

DAWN: Buffy...

BUFFY: Nie chciałam się od ciebie odsunąć, nie chciałam. Nie chciałam, żebyś mnie widziała w takim stanie.

(Dawn też zaczyna płakać.)

BUFFY: O Boże, Dawnie...

(Widzimy je z boku, stojące naprzeciwko siebie, na tle dużego okna w salonie. Okno jest zasłonięte zasłonami, nagle cień przesuwa się za oknem, Buffy i
Dawn nie zauważają tego.)

BUFFY: (nadal płacze) Nie wiem, co z nami będzie. Boję się.

DAWN: Buffy...

(Słyszymy pukanie do drzwi. Buffy odwraca się, już nie płacze.)

BUFFY: (z małym uśmiechem) Mama?

DAWN: (przestraszona) Buffy.

BUFFY: Mama.

(Buffy podbiega do drzwi. Dawn podnosi zdjęcie Joyce.)

(Cięcie. Widzimy drzwi wejściowe z perspektywy podbiegającej do nich Buffy.)

(Cięcie. Dawn wpatruje się w zdjęcie, w końcu decyduje się i rwie zdjęcie.)

(Cięcie. Buffy otwiera drzwi.)

(Cięcie. Widzimy Buffy z zewnątrz, przed drzwiami nikogo nie ma.)

(Cięcie. Smutna twarz Dawn.)

(Cięcie. Smutna twarz Buffy.)

(Cięcie. Dawn podchodzi do Buffy. Buffy odwraca się w jej stronę.)

BUFFY: (załamującym się głosem) Dawn.

(Buffy zaczyna płakać. Dawn podchodzi do niej i przytula ją.)

DAWN: Już dobrze. (osuwają się na podłogę, przytulają i płaczą.)

DAWN: Już dobrze.





Autor tłumaczenia: Technopagan  

~Ender's SMG~*~BuffyPedia~
"Buffy The Vampire Slayer" TM and © (or copyright) Fox and its related entities. All rights reserved. This web site, its operators and any content on this site relating to "Buffy The Vampire Slayer" are not authorized by Fox.