![]() ~ First Date ~translated by Technopagan[Nie zmieniaj powyższych linii] Pierwsza Randka (Wracamy do wydarzeń z
Anglii, gdy Giles znalazł swojego śmiertelnie rannego przyjaciela.) GILES: Rozumiem, zajmę się-
(„mnich” stojący za Giles’em zamachuje się siekierą,
Giles blokuje uderzenie, zabiera mu siekierę i obcina napastnikowi głowę) (Cięcie. Cmentarz Sunnydale.
Patrol grupowy.) GILES: Oczywiście miałem
nadzwyczajne szczęście i, i- trening, lata treningu. Chao-Ahn
przyspiesz, jesteś tutaj nowa Chao-Ahn. Rób notatki,
pamiętaj o treningu. Osobiście uważam, że największą rolę odegrał instynkt,
instynkt i refleks. To rodzaj uważnej spostrzegawczości, którą rozwinąłem
poprzez lata. To jest, jak, szósty zmysł- (wy tym momencie Spike rzuca się na Giles’a Giles powala go na ziemię) BUFFY: Spike!! (Spike i Giles podnoszą się
natychmiast z ziemi.) GILES/SPIKE: (razem) Hej! GILES: Nie boli cię. SPIKE: Nie jesteś Pierwszym. GILES: Co? SPIKE:
Buffy powiedziała, że jesteś
Pierwszym, że jesteś zły. Powinienem przez ciebie przelecieć. GILES: Więc po jaką cholerę mnie zaatakowałeś, inteligencjo, co
to niby miało mi zrobić? SPIKE: Err, em, właśnie się zastanawiam. GILES: A co więcej, właśnie
mnie uderzyłeś, dlaczego twój chip nie zadziałał? (Zapada chwila ciszy.) BUFFY: No, cóż- SPIKE: Cóż- BUFFY: Jak byliśmy w
Inicjatywie- SPIKE: Trzeba było dokonać
wyboru- BUFFY: Dokładnie, czy
naprawić chip, czy go usunąć. GILES: Pozwoliliście go
usunąć. Usunęli mu chipa. BUFFY: Taak. SPIKE: Musiała dokonać
wyboru. BUFFY: I wszystko jest w
porządku. AMANDA: Co to jest chip? Kennedy: Usunęli chipa? CHAO-AHN: (po chińsku) Nie
rozumiem ani słowa z tego, co mówicie. (Cięcie. Dzień, Buffy siedzi
na krześle i zakłada kolczyki. Do pokoju wchodzi Giles.) GILES: Wiesz, że to bardzo
niebezpieczne. BUFFY: Nasłuchałam się
przerażających historii, o wyrywaniu wnętrzności i fontannach krwi. GILES: Nie o tym mówię. BUFFY: Chodzi ci o to, że
Spike nie ma chipa. GILES: Muszę zapytać co- dlaczego na Boga podjęłaś taką decyzję? BUFFY: Sądzę, że chodziło o
instynkt, ten, o którym mówiłeś. GILES: Wymyśliłem to!
Wiedziałem, że „mnich” była za mną, bo jego buty skrzypiały. B-Buffy priorytetową sprawą jest zapewnienie tym
dziewczynom bezpieczeństwa, a ja nawet nie mogę zliczyć niebezpieczeństw,
Pierwszy, „mnisi”, najróżniejsze demony, a teraz Spike. BUFFY: (bardziej do siebie
niż do Giles’a) I dyrektor. GILES: Co? BUFFY: Oh, to nic takiego.
Był w szkolnej piwnicy i z łopatą w ręku, wymigiwał się od odpowiedzi. Poza tym
jest zbyt uroczy, jak na normalnego gościa. Ale pracuję nad tym. GILES: Oh, to brzmi baardzo rozsądnie, kiedy mamy jeszcze problem z wampirem na
wolności. BUFFY: Nic się nie zmieniło,
Giles. Spike wcześniej miał chipa, kiedy Pierwszy
sprawił, żeby zabił tych wszystkich ludzi i zmienił ich w wampiry. GILES: (zapowietrza się) Nie
wiemy, czy wtedy jego chip działał. Nowy chip mógł go uchronić przed próbami
ponownego aktywowania go. BUFFY: Spike ma teraz duszę.
To właśnie powstrzyma go przed krzywdzeniem ludzi. GILES: Buffy. BUFFY: On może być dobrym
człowiekiem, Giles. Czuję to. Ale nigdy nim nie zostanie, jeśli nie damy mu
szansy. GILES: Buffy, chcę czegoś
więcej dla ciebie. Twoje uczucia do niego zaważyła na ocenie sytuacji, słyszę
to w twoim głosie. (Buffy wzdycha) A przyszłość pełna bólu nie jest tym, czego
dla ciebie chcę. BUFFY: My nie- Wiele rzeczy
się zmieniło, od kiedy wrócił. GILES: Nie ma znaczenia czy
nie jesteście już ze sobą fizycznie. Jest pomiędzy wami więź. Ty polegasz na
nim, on polega na tobie. To właśnie wpływa na twoją ocenę. BUFFY: Sądzisz, że tracę
obiektywne spojrzenie na sprawę, ale tak nie jest. Gdyby Spike miał tego chipa, to byłoby jak trzymanie go w kagańcu. To było złe.
Nie pokonamy zła, postępując jak ono. Wiem o tym. GILES: Mam nadzieję, że masz
rację. Na szali położyłaś wiele żyć. (Cięcie. Xander stoi na
demonstracji narzędzi, nagle zauważa ładną murzynkę w czerwonym sweterku
oglądającą liny. Podchodzi do niej.) XANDER: Hej, mogę w czymś
pomóc? Wyglądasz na zagubioną. LISSA: Nie masz na sobie
zielonego fartucha. XANDER: Zagubioną, ale
nadzwyczaj spostrzegawczą. LISSA: Przepraszam, chodziło mi
o to, że tu nie pracujesz. Prawda? XANDER: Nie. Racja. Tylko
służę pomocą. Jestem Xander. LISSA: Lissa. Sądzę, że
mogłabym skorzystać z twojej porady. Nie wiem czy znalazłam odpowiedni rodzaj
liny. (obwiązuje lina nadrostek) XANDER: To zależy, do czego jest
ci potrzebna. Do użytku domowego, czy do… czegoś rekreacyjnego. Przez co
rozumiem żeglarstwo, albo wspinaczkę górską. Nie do wiązania kogoś w celu
zapewnienia sobie wspaniałej seksualnej rozrywki. (Lissa śmieje się) Z czego wynika wniosek, że lina może zostać użyta w
najróżniejszy sposób. LISSA: Mam kajak. XANDER: Czyli coś różnorodnego. Podoba mi się to. LISSA: Przepraszam, muszę
gdzieś zadokować mój kajak. Więc pomyślałam, że mogę
go podwiesić pod sufitem w garażu. No wiesz, zawiesić na linkach, albo jakoś
inaczej. XANDER: To niezły plan, ale
będziesz potrzebowała mocniejszej liny. Pójdziesz później ze mną na kawę? LISSA: Co? XANDER: Oh, czyli tylko ty możesz być nietypowa. (Cięcie. Buffy wchodzi do
gabinetu Wood’a, zamyka za sobą drzwi i zaczyna przeszukiwać
dokumenty.) BUFFY: (do siebie) Gdybym
była dowodem na bycie zła, gdzie bym była. (podchodzi
do szafek) (Do gabinetu wchodzi Wood.) WOOD: Buffy? (Buffy odwraca się
przestraszona.) BUFFY: Oh. Dyrektor Wood. To
pan. WOOD: Szukałaś czegoś? BUFFY: Teczek na akta i
ołówków. Chciałam coś napisać na teczce, ołówkiem. WOOD: Szafka z zaopatrzeniem
znajduje się w tamtym biurze. BUFFY: Oh. (wskazuje na szafkę stojącą za nią) To nie jest szafka z
zaopatrzeniem? Mój błąd. Dobra. Dzięki. WOOD: Hej, Buffy. BUFFY: Tak? WOOD: Em.
Co robisz dziś wieczorem. BUFFY: Przygotowuje się do
jutrzejszego dnia w pracy. WOOD: Nie, tak na serio. BUFFY: Będę oglądać
realisty-show o jakimś milionerze. WOOD: No to, em, chciałbym cię zaprosić na kolację, jeśli nie masz nic
przeciwko. To znaczy nie musisz, to nie tak, że masz przyjść na kolację, jeśli
chcesz utrzymać swoją posadę. (śmieje się) Powinienem
był to przećwiczyć, udajmy, że tego nie powiedziałem, co ty na to? BUFFY: Dobrze, będzie mi
miło. WOOD: Świetnie, odpuszczę
sobie papierkową robotę. (Wood zamyka drzwi za Buffy,
z kieszeni marynarki wyciąga zakrwawiony nóż owinięty w chusteczkę, wyciera go,
podchodzi do szafki, przy której stała Buffy. Podnosi do góry znajdującą się
tam tablicę, widzimy spory arsenał białej broni, Wood odkłada na miejsce
sztylet.) (Cięcie. Buffy i Willow
zajmują się składaniem prania.) WILLOW:
Więc zaprosił cię na kolację? BUFFY: Tak. Czy to nie
dziwne? On jest dyrektorem. Młodym, atrakcyjnym dyrektorem z kolczykiem, ale
jest dyrektorem. Jak sądzisz, dlaczego mnie zaprosił? Mógłby być mną
zainteresowany, prawda? WILLOW: Tak, pewnie. Jesteś
atrakcyjnym kąskiem. BUFFY: Albo to mogłoby być
związane z pracą. Może dostanę awans, bo dobrze mi idzie. WILLOW: (śmieje się z tego
pomysłu, Buffy karci ją wzrokiem) Oh, racja. To też ma sens. BUFFY: Ale wie, że podejrzewam go i zaprosił mnie, żeby mnie
zabić. WILLOW: Będziesz musiała się
ubrać stosownie do każdej sytuacji. BUFFY: Wiesz, tu nawet nie
chodzi o to, że zachowuje się podejrzanie. Ale jest tak, na Piekielnych Ustach,
każdego jednego dnia, to jakby dostawać prysznic zła. Tylko, że spod spodu. WILLOW: I nie dokładnie
prysznic. BUFFY: To jak brodzenie.
Brodzenie w czymś złym. WILLOW: Buff, a jak on jest
zainteresowany, to czy ty też jesteś? BUFFY: Nie wiem. Jest
przystojny i- porządny, inteligentny. Jest normalny, czyli nie emanuje od niego
zło. I jest miły. Nie chcę być tylko pociągana przez tych emanujących złą
energią. A jeśli on jest zły? Czy to dlatego mnie
pociąga? WILLOW: Może poczekamy aż to
sprawdzić, zanim zaczniemy wyciągać wnioski. BUFFY: Wiesz
co? Tak, sądzę, że go lubię. I to mogłoby mi dobrze zrobić. WILLOW: Dobrze, mam nadzieję,
że po tym ci przejdzie. BUFFY: (wszyscy wyrzutem) Dlaczego wszyscy w tym domu nadal sądzą, że jestem
zakochana w Spike’u? WILLOW: Nie, chodziło mi o
przejście tego polegania wyłącznie na sobie. I że w końcu kogoś do siebie
podpuścisz. BUFFY: Oh.
(drzwi wejściowe się otwierają, do środka wpada rozpromieniony Xander)
Hej, ktoś przyszedł. XANDER: Zgadnijcie
co się stało? WILLOW: (szczęśliwa)
Buffy umówiła się na randkę. XANDER: Nie, ja się umówiłem.
(zapada chwila ciszy) Dobra, znowu byłaś pierwsza. BUFFY: Przepraszam. Jeśli to
ci poprawi humor, to umówiłam się z dyrektorem Wood’em
i sądzę, że ma powiązania z Pierwszym. XANDER: I jest od ciebie
chyba z dziesięć lat starszy. WILLOW: Czy o jakieś sto lat
młodszy od dziewczyn w twoim typie. BUFFY: Hura. Ktoś, kto nie
pamięta rewolucji przemysłowej. WILLOW: Sądzę, że będą się
umawiać. (udaje tandetny głos z romansideł) Oh,
dyrektorze Wood, jak ja uwielbiam w panu ten brak złej energii. (Buffy rzuca w
nią ścierką) BUFFY: Uważaj, bo ja zacznę
mówić o twojej nowej dziewczynie. Z którą trzymacie się za ręce pod stołem i
sądzicie, że tego nie widzimy. WILLOW: (lekko spanikowana) A co z tobą Xander? Jest zła? XANDER: Jest mną
zainteresowana, więc istnieje spore prawdopodobieństwo. Ale nastawiam się na
najlepsze. Idziemy nakażę. Ma kajak. (Do domu z hukiem wpada
Giles, rzuca na podłogę dwie torby z zakupami. Za nim wchodzi Chao-Ahn.) GILES: Mój Boże, nienawidzę
robienia zakupów w centrum handlowym. Sprzedawcy są niemili, a ich uprzejmość
jest zjadliwa. WILLOW: Ale znalazłeś jej jakieś rzeczy. GILES: Oh. Cześć. Tak. XANDER: To musi być okropne.
Została wyciągnięta z domu, dowiedziała się, że jest potencjalną pogromczynią i
nie mogła niczego ze sobą zabrać. GILES: Tak. A bariera
językowa jest ogromna. Bałem się, że z moim mandaryńskim nie jest najlepiej,
ale okazało się, że ona mówi po kantanezyjsku, z którym jest jeszcze gorzej.
Ale dajemy sobie radę. I tak jak przypuszczałem, lody to uniwersalny język. CHAO-AHN: (widzimy
tłumaczenie jej języka na dole ekranu) Jak wielu ludzi z Azji jestem uczulona
na laktozę i źle się tu czuję. BUFFY: (uśmiecha się) Co ona powiedziała? GILES: Jest szczęśliwa, że
jest w kraju dobrobytu. (mówi powoli i głośno) Chodźmy
i schowajmy twoje nowe ubrania. (zabierają torby i idą
na górę.) BUFFY: (do Willow) Mogłabyś
sprawdzić dane Wood’a w komputerze. Może udałoby ci
się coś znaleźć. WILLOW: (do Xander’a) Może
mam też sprawdzić twoją randkę, Xand? XANDER: Nie. Idę w ciemno.
Będę optymistą w tej sprawie. Po co szukać kłopotów, jeśli mają cię znaleźć, to
cię znajdą. (Cięcie. Andrew w kuchni.) ANDREW: (Nagle pojawia się Jonathan.) ANDREW: (przegląda instrukcję
obsługi) Jak maksymalnie wykorzystać parametry mikrofalówki. Fajnie.
Ustawienia zegara. Kropka. Strona trzecia. JONATHAN: Nie potrzebujesz
podręcznika, to jest intuicyjne. Ma miłość Boską, na tym jest przycisk ustaw
zegar. Co z ciebie za nieudacznik. Nic dziwnego, że ci
nic nie wychodzi. ANDREW: Oh. Odejdź ode mnie.
(wyciąga w jego stronę krzyż) A masz, Pierwszy. JONATHAN: (wzdycha, podchodzi
bliżej) Posłuchaj, błaźnie. (jego ręka przechodzi prze
krzyż) Uuu. Ahh. Jak to pali, kiedy moja ręka bez
przeszkód prze to przechodzi. Nie jestem materialny,
pamiętasz? No i nie jestem wampirem, więc krzyż? ANDREW: (odkłada krzyż) Czego chcesz ode mnie Jonathan ukośnik Pierwszy? JONATHAN: Mam dla ciebie
zadanie. ANDREW: Em. Teraz słucham
rozkazów Buffy. Odkupuje moje winy, jak zabicie ciebie. To znaczy za zabicie Jonathan’a. JONATHAN:
Po co? Żebyś mógł być częścią jej
grupy? Sądzisz, że ona kiedykolwiek cię do niej dopuści? Jesteś mordercą. ANDREW: Wielu z jej
przyjaciół to mordercy: Anya i Willow i Spike. JONATHAN: Interesujące, a
tylko ciebie wyklucza ze wszystkiego. Czy to wydaje ci się fair? ANDREW: Chyba nie. JONATHAN: Wiesz, że zmierzamy
w kierunku walki, prawda? ANDREW: Tak. JONATHAN: Jak sądzisz, jaki
będzie świat po niej. Ty, ukośnik, nie będzie już pogromczyni, ale będzie zło.
A tak długo, jak będzie zło, ja będę żył. A tak długo, jak ja będę żył możesz
żyć przy moim boku. ] ANDREW: Brzmi nieźle. JONATHAN: To nie będzie dla
ciebie takie trudne. To tylko małe dziewczynki. ANDREW: Mam skrzywdzić
dziewczyny? JONATHAN: Nie, nie wszystkie.
Nie Dawn, nie Willow, nie Anję i nie twoją przyjaciółkę Buffy. Tylko
potencjalne pogromczynie. ANDREW: To- to okropne, zaraz
zacznę krzyczeć i sprowadzę tu Buffy. JONATHAN: Ona mnie nie
zobaczy, a ja nadal będę do ciebie mówił, aż nie wysłuchasz tego, co mam do
powiedzenia. Więc słuchaj, dobra? Dziewczyny muszą zginąć. ANDREW: Nie mógł bym tego zrobić, te wszystkie dziewczyny, tyle krwi,
nie podobało mi się zabijanie nożem już wcześniej. JONATHAN: Nie będziesz musiał
zabijać nożem. To będzie proste. Andrew, chcę żebyś pomyślał, Willow przyniosła
coś do tego domu, coś dobrego. Coś, co możesz wykorzystać. ANDREW: Chodzi ci o
mikrofalówkę? JONATHAN: (po chwili, dobity
głupotą Andrew) Pistolet. Pomyśl dokładnie, gdzie położyli tę broń? ANDREW: Hmm. (Cięcie. Anya i Buffy siedzą
w łazience, Anya szoruje białą bluzkę.) ANYA: Nie sądzę, żeby to była
prawdziwa randka. To moje zdanie. BUFFY: (stoi ubrana w spodnie
i koszulkę na ramiączkach z koronkowym wykończeniem) To nie jest jasne. Dlatego
wybrałam właśnie ten top, mówiący jestem porządna w pracy, ale mogę być na
luzie, albo mogę też cię zabić, jeśli jesteś demonem. ANYA: Mówi też, czasami krew
ląduje na mojej bluzce. Albo można to uznać za pizzę. (podaje
bluzkę Buffy) Nie sądzę, żeby udało się to sprać. BUFFY:
Dzięki, że próbowałaś. ANYA: A tak poza tym, to nie
mówiłam o twojej randce. Mówiłam o tym na co umówił
się Xander. Sądzisz, że to część planu, który ma spowodować, żebym była
zazdrosna? BUFFY: Cóż, i tak nie działa. ANYA: (nerwowo) Coś ty,
oczywiście, że działa. Zobaczy tylko ja się zachowuję, jak drży mi głos. BUFFY: Aha. Powinnam iść
znaleźć coś innego do ubrania. ANYA: Dobrze, idź. Zostaw
mnie tu, żebym pogrążyła się w rozpaczy. (Buffy się odwraca) Mam też zamiar
zrobić siusiu, więc powinnaś jednak iść. (Buffy wychodzi z łazienki i wpada na Spike’a.
Nastaje chwila niezręcznego milczenia.) SPIKE: Ładnie wyglądasz. BUFFY: Oh. Dzięki. Mam zamiar
jednak założyć coś na to. SPIKE: Słyszałem, że masz
randkę. BUFFY: No to jest niejasne.
To znaczy mam tę teorię o awansie, albo on okaże się zły. SPIKE: Buffy, w porządku. BUFFY: Nie musisz- SPIKE: Co? Byś szlachetny? Nie jestem. Nic mi nie jest.
Myślisz, że nadal śnię o przytulnej krypcie z białym płotkiem, ale już
przejrzałem na oczy. BUFFY: Dobrze, cieszę się.
Dziękuje. SPIKE:
Nigdy nie przepadałem za ogrodzeniami. Są cholernie
niebezpieczne. BUFFY:
Też powinieneś tego spróbować. Wychodzenia. Wiem, że jest ta dziewczyna, którą
przyprowadziłeś na
niedoszły ślub Spike’a i Anji. SPIKE: Oh,
racja. Takie dziewczyny lubią mój wygląda, niegrzecznego chłopca. BUFFY:
Tak. Rozumiem to. Po-powinnam iść, nie chcę się spóźnić. (Cięcie.
Zegarek na ścianie lokalu wskazuje 8:30 , Xander
spogląda na zegar, potem na zegarem na swoim ręku. Nagle spostrzega Lissa’ę.) XANDER:
Lissa, cześć. Bałem się, że nie przyjdziesz. LISSA:
Powiedziałeś o 8:30, racja? Sądziłeś, że cię wystawię? LISSA: Co?
XANDER:
Zapomnij o tym. Cieszę się, że przyszłaś. Spodoba ci się tu kawa. Zamówiłem
sobie ”Red Eye” [czerwone oko] To czarna kawa z
dodatkiem espresso, jest dość mocna, jeśli nie jesteś
przyzwyczajona- (dziewczyna bierze łyk kawy) Em-am-ja. LISSA:
To kakao. XANDER:
Czasami miewam problemy ze snem. Właśnie straciłem sporo punktów u ciebie,
prawda? LISSA:
Hej, kto lubi takich macho.
To miłe, że lubisz kakao. (do kelnera) Poproszę „Red Eye”. (do Xander’a) Brzmiało nieźle. XANDER:
Tak. (Cięcie.
Salon w domu Buffy. Przed laptopem siedzi Willow, Kennedy nachyla się nad nią.
Dawn i Amanda siedzą obok.) DAWN:
Nic? Żadnych danych, dyplomów ukończenia uczelni, certyfikatów AMANDA:
Wygląda na to, że jedyna informacja w sieci o Robin’ie
Wood’zie, to konkretnie nic. Do czasu
kiedy przeprowadził się do Sunnydale. WILLOW:
Nawet na Gogle nie da się nic znaleźć. Po prostu go nie ma. KENNEDY:
Nie ma, to jest podejrzane. (Do
pokoju wchodzi Anya, za nią idzie Giles.) WILLOW:
Co to jest? ANYA:
(kładzie przed Willow stosik kartek) Giles je zrobił je dla Chao-Ahn.
A teraz ona zamknęła się w łazience. Na górze są też inne dziewczyny i
zaczynają narzekać. (Willow przegląda szkice a’la
dziecko z przedszkola, przedstawiające sceny zabijania wampirów.) GILES:
To pomoc dydaktyczna, zrobiłem je, żeby ułatwić jej trening. Chao-Ahn nigdy nie miała obserwatora, jest bariera
językowa- WILLOW:
Ale scenki rodzajowe? GILES:
Chciałem, żeby zrozumiała powagę sytuacji. DAWN:
(ogląda jedną z kart)
O rany boskie! (pokazuje kartę z
narysowanym potworkiem podpisanym Turok-Han i
rozerwaną na pół dziewczyną) GILES:
Wszystko zależy od podejścia. WILLOW:
W międzyczasie mógłbyś nam pomóc w poszukiwaniach. Usiłujemy wkroczyć w
prywatność partnera Buffy na dzisiejszą randkę. GILES:
Buffy idzie na randkę? ANYA:
(wkurzona) Tak. Nie słyszałeś? Wszyscy się umawiają.
Buffy idzie na randkę. Willow totalnie umawia się z tą dziewczyną- KENNEDY:
Hej! ANYA:
-Xander umówił się z jakąś zdzirą. To mania umawiania
się 2003. WILLOW:
W sumie to Buffy usiłuje się dowiedzieć czegoś o Wood’zie.
To nie jest randka. GILES:
Naprawdę? WILLOW:
No może. GILES:
Na miłość boską! Jak ktokolwiek może myśleć o swoim życiu uczuciowym.
Jesteśmy o krok od walki z pierwotnym pierwszym złem. Te dziewczyny są w
ogromnym niebezpieczeństwie. Nie widziałyście moich rysunków? (widzimy, że ich rozmowę obserwuje z ukrycia Andrew) To nie
jest w porządku. (Cięcie.
Buffy idzie z Wood’em ciemną uliczką.) WOOD:
Wiem, że to nie wygląda obiecująco, ale przysięgam, że to miejsce jest
wspaniałe. Jest to najlepiej ukryte miejsce w mieście. Jest o tam dalej. BUFFY:
Cóż, to jest jedne z milszych ciemnych zaułków. WOOD:
Obiecuję, że jeszcze tylko trochę. BUFFY:
No dobra. (Nagle zostają otoczeni przed grupę wampirów. Buffy przystępuje do
walki. Skołkowuje jednego, dwa, trzy wampiry) Wystawiłeś mnie, ty su- (odwraca się do Wood’a, który
właśnie bije się z wampirem i to w niezłym stylu :) Co?
(Wood Skołkowuje wampira z którym walczy, po czym
zamienia w proch kolejnego, podrzuca artystycznie kołek i chowa go za pasek,
podaje Buffy rękę, pomaga jej wstać) WOOD:
Sądzę, że powinniśmy porozmawiać. (Buffy patrzy na niego zszokowana)
Restauracja jest tam. (widzimy mały, bunkrowany w
uliczce lokal) (Cięcie.
Wracamy do Xander’a.) LISSA:
I nadal musisz ją widywać? Każdego dnia? XANDER:
Tak, ale sądzę, że to dobrze. LISSA:
Jak to może być dobre? Wygląda na to, że nigdy nie dała sobie wytłumaczyć, co się
stało. XANDER:
Cóż, em, sądzę, że teraz częściej o tym myśli, bo
zbliża się nasza rocznica. To znaczy niedoszła-rocznica. I może nie powinienem
o tym zapomnieć. Zro- To było okropne. I bardzo ją
zraniło. LISSA:
A jeśli ożeniłbyś się, pomimo tego, że miałeś wątpliwości, to byłoby lepsze? XANDER:
Nie sądzę. LISSA:
Wydaje mi się, że na dłużą metę, lepiej poradzicie sobie osobno. No i to
okazało się czymś dobrym dla mnie. I to się tak naprawdę liczy, racja? XANDER:
(uśmiecha się) Powinienem cię zabrać na milszą randkę niż ta. LISSA:
Wiesz, mam pewien pomysł, na coś fajnego. (Cięcie. Wnętrze
restauracji. Kelnerka podaje Wood’owi kartę dań.) BUFFY:
Ładnie tu. Jak tyś to do diabła zrobił. WOOD:
(śmieje się) Miałem trochę praktyki. Nigdy nie zabiłem
dwóch pod rząd. Ale zabijałem pojedyncze wampiry i demony. BUFFY:
Więc jesteś wolnym strzelcem? WOOD:
Mm… Wolny strzelec? Sądzę, że to dobre określenie. BUFFY:
I wiesz, kim jestem? WOOD:
(jakby to była najoczywistsza rzecz na świcie) Jesteś pogromczynią. BUFFY:
(uśmiecha się) Racja. Dobra. Em. I domyślam się, że nie pracujesz w biurze
stojącym kilka metrów nad Piekielnymi Ustami, bo pociąga cię zarządzanie
szkołą? WOOD:
Mm. Podoba mi się ta praca. Ale, tak. Masz rację.
Znalazłem się nie przez przypadek w tej szkole i w tym gabinecie. Zupełnie, jak
nie przez przypadek sprowadziłem tam ciebie. (Z twarzy Buffy znika uśmiech)
Piekielne Usta przyciągają złe rzeczy. A teraz szykuje się coś dużego, Buffy,
naprawdę dużego. I muszę tu być, kiedy się zacznie. Chcę pomóc. BUFFY:
Więc nie zatrudniłeś mnie ze względu na moje umiejętności? WOOD:
(śmieje się, zauważa minę Buffy, przestaje się śmiać) One też są cenne. BUFFY:
Dlaczego mi nic o sobie nie powiedziałeś? WOOD:
Nie byłem pewny pewnych rzeczy. BUFFY:
Sądziłeś, że nie możesz mi ufać. WOOD:
Oh. Nie, nie byłem pewny czy ja jestem gotowy. Gotowy do przystąpienia do tej
walki. BUFFY:
A teraz jesteś? WOOD:
Teraz, kiedy walka zaczyna się tam, gdzie się zaczyna. Nie mam już czasu, żeby
się martwić. Muszę coś zrobić. BUFFY:
Więc, wiedziałeś kim jestem przed tym jak tu
przyjechałeś? WOOD:
Tak. BUFFY:
Skąd? Skąd wiesz o pogromczyniach? WOOD:
Racja. Dobrze, widzisz, kiedy byłem małym chłopcem, moja mama była nią, tą
jedyną. Pogromcą. BUFFY:
Twoja matka? (po chwili) Wow, ja- ja- nie wiedziałam,
że pogromczynie miały dzieci. WOOD:
Nie wiem o innych. Została zabita, kiedy miałem cztery lata. Nadal ją pamiętam,
ale obraz jest trochę- zamazany, wiesz. BUFFY:
Coś ją dorwało, demon? WOOD:
Wampir. Miałem całą fazę mszczenia się, kiedy miałem 20 lat, ale nigdy go nie
znalazłem. Więc teraz zamieniam w proch tyle, ile uda mi się znaleźć i mam
nadzieję, że zemsta go dosięgnie. To pewnie dlatego
napadli na nas na zewnątrz. Nie jestem zbyt popularny wśród nich, i założę się,
że ty też. BUFFY:
Nie, nie wśród większości. Em. Więc, masz jakieś
zdolności pogromcy? Przepraszam, ale nie mogę- Jestem taka zaskoczona. Nie
wiem, o co pytać. WOOD:
Nie, nie mam mocy. Żadnej super siły, ani mitycznych
zobowiązań. Jestem tylko goście z odrobiną umiejętności, bo jej obserwator mnie
przygarnął i wychował. BUFFY: Więc,
zdecydowałeś się powiedzieć mi o tym. WOOD:
Dokładnie. BUFFY:
W nastrojowej, małej, romantycznej, francuskiej restauracji? WOOD:
Em… Tak. Nie wiem, jak to się stało, ale tak. (Cięcie.
Dom Buffy. Andrew spotyka się z Jonathan’em.) JONATHAN:
Znalazłeś broń? ANDREW:
Tak, była schowana w bieliźnie Buffy. Ma ładne rzeczy. JONATHAN:
Pokaż. ANDREW:
Cóż, nie zabrałem ich, ale były stringi i zwykła
bielizna. JONATHAN:
Pokaż mi broń. ANDREW:
(otwiera papierową torbę) Tu. Willow usiłowała zastrzelić z niej Kennedy. JONATHAN: Kiedy zaczniesz strzelać wybuchnie panika i będą próbowały uciekać. Więc
będziesz musiał je gdzieś uwięzić, na przykład w piwnicy. ANDREW:
Andrew zabijamy je, ponieważ? JONATHAN: Ponieważ są przyszłością linii pogromczyń. Kiedy ich nie
będzie, linia zniknie. ANDREW:
Ha. Aha. Em. Więc, dlaczego Spike nie może tego zrobić. To on reagował na wyzwalacz. JONATHAN:
Nie nadszedł jeszcze na niego czas. Możesz poczekać na następny trening, który
będą miały w piwnicy. Ale nie polegaj jedynie na zamknięciu drzwi, żeby je tam
zatrzymać, będziesz potrzebował czegoś więcej. ANDREW:
Ok. Hej, a powiedz mi, masz jakieś słabości, o których powinienem wiedzieć,
jeśli mam dla ciebie pracować? No wiesz, jak kryptonit,
albo alergie. JONATHAN: O co się pytasz? ANDREW:
O nic. Czy powstałeś pod wpływem złych impulsów od ludzi. I
czy jeśli wszyscy straciliby przytomność w tym samym czasie, to byś zniknął? JONATHAN:
Zadajesz wiele pytań. ANDREW:
tak, bo wiesz, bo jestem zły. I chcę robić wszystko, co mogę w tym kierunku.
Więc chcę wiedzieć pare rzeczy, jak kiedy zabijemy
Buffy? JONATHAN:
Czy ty masz na sobie podsłuch? (Cięcie.
Widzimy Willow ze słuchawką przy uchu, nagle odrzuca słuchawkę.) KENNEDY:
Will, co się dzieje? (Cięcie.
Wracamy do Andrew.) JONATHAN:
Sądzisz, że możesz oszukać Pierwszego? Myślisz, że możesz się wyzwolić? Trzymam
cię w garści Andrew, zmusiłem cię, żebyś zrobił to. (przykłada
dłonie do klatki piersiowej, pokazuje krew na nich) Jonathan cierpiał, był
twoim przyjacielem i ci ufał. A teraz spędzi wieczność w bólu przez to, co
zrobiłeś. ANDREW:
Nie. To, co się z tobą dzieje- JONATHAN:
To jest to, co mu zrobiłeś. Odebrałeś wszystko, czym był i zostawiłeś go tak. W
ten sposób wszedłeś na drogę, którą teraz musisz podążać. ANDREW:
Przestań wyglądać jak Jonathan, nie jesteś nim. Jesteś Pierwszym i próbujesz
mnie zmusić, żebym zastrzelił niewinne dziewczyny, ale nie zrobię tego. Teraz
jestem dobry. A kiedy walka się skończy, zapłacę za zabicie Jonatahn’a. JONATHAN:
Zapłacisz za wiele więcej. A wiesz dlaczego? Bo
największe, najokropniejsze Zło na świecie jest na ciebie złe. Sądzisz, że
jesteś mądry. (Cięcie.
Willow.) WILLOW:
Coś słyszę. JONATHAN:
Sądzisz, że możesz mnie oszukać. KENNEDY:
To nie w słuchawkach, to słychać w całym domu. JONATHAN:
Słyszycie tylko to, co chcę, żebyście usłyszeli. Zobaczycie to, co chcę,
żebyście zobaczyli. (Jonathan, którego ciało jest w stanie rozkładu pojawia się
w piwnicy. Amanda krzyczy.) Tak wiele martwych dziewczyn, będzie ich tak wiele. (Cięcie.
Xander jest podwieszony do tej same konstrukcji do której
Pierwszy przywiązał Spike’a. No i oczywiście jest w
szkolnej piwnicy.) XANDER:
Wiedziałem. Widzisz, ja wiedziałem. LISSA:
Dzięki za pomoc w wybraniu liny. Te, które ja wybrałam nie byłby dość mocne. XANDER:
To byłoby straszne. Posłuchaj, czy to dlatego, że
jestem przyjacielem Buffy? LISSA: Kto
to jest Buffy? XANDER: Pogromczyni. LISSA:
Znasz pogromczynię? XANDER:
To nie może się stać. Nie może się ciągnąć, że kobiety demony uznają mnie za
atrakcyjnego. Musi być jakiś powód. LISSA:
Wydajesz się miłym facetem, to wszystko. Chciałam cię
poznać. XANDER:
I mnie zabić? LISSA:
Pewnie. Czy liny sprawiają ci ból? XANDER:
Tak. LISSA:
(z uśmiechem) To dobrze. (Cięcie.
Salon, Willow siedzi obok Kennedy, przed nimi stoi Giles.) WILLOW:
Nie sądzimy, że poszło dobrze. DAWN:
(odkleja mikrofon od klatki piersiowej Andrew) Powinieneś mi to pozwolić zrobić
szybko. ANDREW:
Nie, nie znoszę tego. Ał. SPIKE:
Usiłowaliście nagrać najwyższe Zło? Po co? Żeby je totalnie wkurzyć? KENNEDY:
Wygląda na to, że nam się udało. ANDREW:
Boże, nigdy nie powinienem się zgodzić na podsłuch. Odkupienie jest trudne. GILES:
Wracając do pytania Spike’a. Dlaczego próbowaliście
go nagrać? WILLOW:
Żeby to zbadać i zobaczyć, czy uda nam się dowiedzieć czegoś z tego, co mówiło.
Bo musimy się z tym pogodzić, o Pierwszym nie wiemy nic. ANYA:
Wiemy, że nie należy go nagrywać. To już coś. SPIKE: Dlaczego pokazał się- temu? Sądziłem, że będzie chciał kierować mną. ANDREW:
Powiedział, że nie nadszedł jeszcze twój czas. Grożą mi, a moja klatka
piersiowa boli. DAWN:
W porządku Andrew, dobrze ci poszło. Przeciwstawiłeś się mu. To zadziwiające. ANDREW:
Dziękuje. To była złośliwość? ANYA:
Tak. A co w ogóle chciał, żebyś zrobił? ANDREW:
Zastrzelił wszystkie dziewczyny. DAWN:
Zastrzelił dziewczyny? ANDREW:
Nie ciebie. Tylko potencjalne. DAWN:
Oh. To już coś. Coś strasznego. GILES:
To potwierdza moją opinię. To decydujący czas, powinniśmy przygotowywać obronę,
zamiast biegać na randki. Kiedy broń wchodzi w grę. Willow,
zadzwoń do Buffy, jest teraz potrzebna. Musi pozbyć
się broni i zastanowić się nad następnym ruchem. SPIKE:
Pójdę po nią. WILLOW:
Zadzwonię. (Słyszymy
telefon.) AMANDA:
To ona. Czasami myślisz, żeby do kogoś zadzwonić- WILLOW:
Nie, to sms. Oh, od Xander’a. To jeden z naszych sygnałów. AMANDA:
Sygnałów? WILLOW:
To taki system, który wymusiliśmy jakiś czas temu. To jak kod. Ten oznacza albo
poszczęściło mi się, nie dzwon, albo moja dziewczyna to demon, który usiłuje
mnie zabić. KENNEDY:
Nie pamiętasz który? WILLOW:
To było dawno temu. DAWN: Jeśli
spojrzymy na statystyki. GILES:
Coś odgryza Xander’owi głowę. ANYA:
Hej, to pocieszające. ANDREW:
Buffy będzie wiedziała, co zrobić. SPIKE:
Pójdę po nią. WILLOW:
Nie, w porządku. (dzwoni do niej) Nie wiemy nawet,
dokąd poszła. (Słychać dzwoniący telefon. Okazuje się, że komórka Buffy leży na
stoliku) To niezbyt dobrze. SPIKE:
Pójdę po Buffy. Pewnie znajdę ją po zapachu. Będzie się martwić o chłopaka. (Cięcie.
Restauracja.) BUFFY:
(je coś) O mój Boże! O mój Boże! To chyba najlepsza rzecz, jaką jadła. WOOD:
Czy nie jest bardzo dobre? Nasączają to brandy. Proszę, musisz spróbować mojego
sosu. (Buffy zjada coś, co podał jej na widelcu Wood, nagle odwraca się, koło
nich stoi Spike) BUFFY: Co
ty tutaj robisz? WOOD:
Jakiś problem. SPIKE:
Chodzi o Xander’a. (Cięcie.
Piwnica, Xander.) XANDER:
Posłuchaj wiem, co się stanie, jak ta pieczęć na dole się rozochoci. Chyba nie wiesz w co się pakujesz. LISSA:
Pieczęć się otwiera i wychodzi z niej straszny, starożytny wampir. XANDER:
Cóż, więc rozumiesz. Ale dlaczego sądzisz, że to dobry pomysł? LISSA:
Zbliża się koniec, ostateczna walka. A wszystkim zostało powiedziane, żeby
wybrali partnerów. Zdeklarowali się po stronie dobra lub zła. (podnosi duży sztylet, spogląda na Xander’a żółtymi oczami i
wbija go w bok Xander’a, Xand krzyczy z bólu) Nie mogłabym tego zrobić bez
ciebie Xander. Dzięki za wspaniałą randkę. (Cięcie.
Wood prowadzi samochód, koło niego siedzi Buffy, Spike siedzi na tylnym siedzeniu.) BUFFY:
Jesteś pewny, że jest w szkole? SPIKE:
Willow rzuciła zaklęcie lokalizujące. Pożyteczna rzecz. WOOD:
Nie jestem zaskoczony, ta jest szkoła jest centrum wszystkiego. BUFFY:
(wzdycha) Za ile tam dojedziemy? WOOD:
Za 10 minut. (Spogląda w tylne lusterko) Skąd się znacie? BUFFY:
Pracujemy razem. Em, wiesz walczymy przeciwko złu. WOOD:
Hm. Fajnie. (Cięcie. Buffy wpada do piwnicy.) BUFFY:
Xander! (zaczyna bić demona) XANDER:
Buffy! (Spike
wkracza do walki, Lissa zaczyna go dusić, Spike przybiera vamp-face) WOOD:
(widzi to) Jest wampirem. XANDER:
O Boże, pospieszcie się. (Wood
usiłuje odciąć Xander’a, pieczęć zaczyna się otwierać, wystaje z niej już ręka
wampira. Wood ściąga Xander’a na dół, pieczęć się zamyka ucinając wampirowi rękę.
Buffy nadal walczy z Lissą, Spike wkracza znowu :) do walki i dostaje niezły wycisk. W końcu Buffy odcina
demonowi głowę, nachyla się nad Spike’iem, spoglądają
na siebie. Wood patrzy ma Buffy. Mm, co za sytuacja, Buffy bez słowa wstaje i
podchodzi do Xander’a.) WOOD:
Twojemu przyjacielowi nic nie będzie. BUFFY:
Hej, Xand, jestem tu. XANDER:
I jak tam twoja randka? (Buffy
spogląda na Wood’a, który patrzy na Spike’a.) (Cięcie.
Dom Buffy.) ANYA:
Gdzie oni są? Jest już po drugiej. Nie mogę uwierzyć, że Buffy jeszcze go nie
przywiozła do domu. Ta zdzira pewnie go zjadła. WILLOW:
Ta zdzira go nie zjadła. Poza tym sądziłam, że jesteś
na niego zła. ANYA:
Moje uczucia są zmienne. Ale silne. ANDREW:
Rozumiem twój strach, Anya. Sam się teraz boję tej złej siły. GILES:
Jeszcze nie wrócili. ANYA:
Martwię się. Sądzę, że powinniśmy iść ich poszukać. Xander może być ranny lub w
pułapce. Ale zjedzony. GILES:
O tej godzinie mała przekąska byłaby pomocna. (Na
dół zbiega Chao-Ahn.) CHAO-AHN:
(nadal nie mówi po angielsku) Dlaczego wszyscy nie
śpią? Czy te demony z rysunków atakują? GILES:
Mówi, że nie może spać. Zrobiłem sobie ciepłego mleka,
możesz je wziąć. CHAO-AHN:
Próbujesz mnie zabić! GILES:
Jest nieśmiała. DAWN:
Wracają! Oh, idą. ANYA:
Xander’owi nic nie jest? DAWN:
Wygląda nieźle. ANYA:
Niech to. WILLOW:
Co się stało? XANDER:
Jak sądzisz, co się stało? Następna kobieta-demon się do mnie przyczepiła.
Zostanę gejem. Zdecydowałem, że będę gejem. Willow, zagejój
mnie. Do dalej, będziemy gejować. WILLOW:
(cicho) Co? XANDER:
Słyszałaś. Powiedz mi tylko, co mam robić. Jestem totalnie zniechęcony do płci
przeciwnej, to już coś. ANDREW:
(wzdycha) Kapitan Archer. XANDER:
No dalej, zacznijmy to gej przedstawienie na gej turnusie. Pomóż mi. BUFFY:
(rozbawiona) A jak zaczniesz przyciągać mężczyzn-demony? DAWN:
Clem zawsze cię lubił. ANYA:
Całkowita racja. GILES:
Dzieci, wystarczy. XANDER:
(imitując zniewieściały głos) Będę potrzebował nowych ubrań. (wszyscy zaczynają dyskutować) GILES:
Oh, wystarczy! Nie nauczyliście się niczego z dzisiejszego chaosu? Nie ma czasu
na gry i zabawy i- i- żarty na temat orientacji. (pokazuje
swoje rysunki) To nie jest żart. To się dzieje. Te dziewczyny mogę zginąć, my możemy
zginąć. Czas spoważnieć. (wychodzi z pokoju) (Cięcie.
Buffy siedzi na kanapie w salonie, wchodzi Spike, siada koło niej.) SPIKE:
Czy ktoś ci powiedział, co tu się dzisiaj wydarzyło? BUFFY:
Willow to zrobiła. Pierwszy wrócił do gry. SPIKE:
To- rozmawiał z tym małym, powiedział, że jeszcze nie nadszedł mój czas. Powinienem
się wynieść. Wyjechać z miasta. Zanim nadejdzie mój czas. BUFFY:
Nie. Musisz zostać. SPIKE:
Masz teraz kogoś innego do pomocy. BUFFY:
To nie jest powód, dla którego potrzebuję cię tu. SPIKE:
Czyżby? Więc dlaczego? BUFFY:
Bo nie jestem gotowa na to, żeby ciebie tu nie było. (Zapada
chwila ciszy.) SPIKE:
A dyrektor? Co z nim? (Cięcie.
Wood myje się w łazience. W lustrze widzi odbicie swojej matki. To druga
pogromczyni, którą na stacji metra w NY zabił Spike.) MATKA:
Dobrze wyglądasz. WOOD:
Nie jesteś moją matką. MATKA:
Prawię ci komplement a ty nie mówisz dziękuję? Czy tak
cię wychowałam? WOOD:
Wcale mnie nie wychowałaś. MATKA:
Cóż, byłam martwa. (Wood
odwraca się do niej twarzą i przechodzi przez nią. Odwraca się do niej.) WOOD: Więc
ty jesteś Pierwszym? Dlaczego tu jesteś? Dlaczego teraz? MATKA: Bo
wyszedłeś do świata. Pokonywałeś demony, uczyniłeś matkę dumną. WOOD:
Tak? Będzie bardziej zadowolona, jak pomogę pozbyć się ciebie. A dopóki to nie
nadejdzie nie będzie mieć ze mnie pożytku. (odwraca
się) MATKA:
Chciałbyś wiedzieć, kto mnie zabił? Wiem, że go szukałeś. WOOD:
Nic nie wiesz. MATKA:
Naprawdę? Możesz to sprawdzić. Sprawdź czas, przejrzyj zeznania świadków i
ludzi na stacji metra. WOOD: Kto
to jest? MATKA:
Spotkałeś go. Znasz go. Walczyłeś u jego boku. WOOD:
Spike. MATKA:
No i co się mówi? WOOD:
Dziękuję. Autor: Technopagan "Buffy The Vampire Slayer" TM and © (or copyright) Fox and its related entities. All rights reserved. This web site, its operators and any content on this site relating to "Buffy The Vampire Slayer" are not authorized by Fox. |