~ Family ~translated by Technopagan[Nie zmieniaj powyższych linii] Reżyseria: Joss Whedon Scenariusz: Joss Whedon Spis postaci: Anya / Bartender / Ben / Buffy / Dawn / Giles / Glory / Harmony / Intern / Monk / Riley / Sandy / Spike / Tara / Willow / Xander Nowe postaci: Beth / Donny / Mr. Maclay Rodzina(Widzimy małego kotka Tary i Willow bawiącego się kłębkiem.) WILLOW: Opowiedz mi bajkę. TARA: Dobrze. Pewnego razu była sobie, um... kotka. Była bardzo mała, i samotna i nikt jej nie chciał. WILLOW: To bardzo smutna bajka. TARA: Oh, oh, ale będzie lepiej. (Kotek znika z pola widzenia, po chwili widzimy jak próbuje wczołgać się pod łóżko.) TARA: Bo pewnego dnia, gdy kotek biegał po ulicy zjawił się mężczyzna i podniósł kotka... (W kadrze pojawiają się ręce Tary i podnoszą kota.) TARA: I zabrał go do schroniska. (Widzimy Tarę siedzącą na brzegu łóżka Willow. Willow leży w łóżku, przykryta kołdrą.) TARA: A w schronisku było wiele innych kotków i były pieski i nawet fretki... WILLOW: (uśmiecha się) A był tam delfiny? TARA: (podając kotka Willow) Tak. Było wiele delfinów w schronisku. WILLOW: A był tam wielbłąd? TARA: (zastanawia się) Powiedzmy, że był tam pół-wielbłąd. (uśmiecha się) WILLOW: (przytulając kotka) A czy kotka zabrali jacyś mili ludzie? TARA: No i odgadłaś zakończenie. WILLOW: Mmm... (wypuszcza kotka z rąk) Jestem śpiąca. TARA: Nie będzie ci przeszkadzało zapalone światło? Chciałam znaleźć jeszcze kilka zaklęć. WILLOW: Nie. Nie musisz mnie utulać do snu. (uśmiecha się) TARA: (też się uśmiecha) Złośliwiec! (Tara zabiera kilka książek, które leżały na łóżku i kładzie je na podłodze.) WILLOW: Ostatnio cały czas zajmujesz się zaklęciami. TARA: Cóż, chce ci dotrzymać kroku i... chcę być użyteczna. Wiesz, dla grupy. (Willow wygląda na zaniepokojoną) Bo... nigdy... .nie czuję się użyteczna. WILLOW: Jesteś. Jesteś niezbędna. (Tara uśmiecha się, po czym wchodzi pod kołdrę i kładzie się koło Willow, wyłączając jednocześnie światło.) TARA: Sądzisz, że Buffy coś znalazła? WILLOW: W fabryce? Nie wiem. Jeśli coś by się wydarzyło, pewnie by do nas zadzwoniła. (Tara kładzie głowę na ramieniu Willow.) (Cięcie. Dom Joyce, noc. Giles i Buffy siedzą w salonie, rozmawiają cicho.) GILES: Uh, nie wiem, co powiedzieć. BUFFY: Powiedz mi coś o tym. (spogląda na w stronę schodów) GILES: Ona nic nie wie? BUFFY: Nie, sądzi, że jest moją młodszą siostrą. GILES: Masz zamiar jej o tym powiedzieć? BUFFY: Niby jak? (wzdycha, po czym wstaje) Zaczęłaby szaleć, a to ostatnia rzecz jakiej teraz potrzebujemy. (korytarzem podchodzi do schodów) Musimy jej zapewnić bezpieczeństwo. (odwraca się i z powrotem wchodzi do salonu) GILES: Ta... kobieta, to, uh, czymkolwiek była... ona cię zna (Buffy siada) Czy nie powinniśmy... odesłać stąd Dawn? BUFFY: Dokąd? GILES: Nie wiem, uh ... do waszego ojca? BUFFY: (szyderczo) Taak, on jest w, um ... Hiszpanii, ze swoją sekretarką. Zadzwoniłam do niego, kiedy mama zachorowała, a on nawet... GILES: Przykro mi. BUFFY: Kiedy nas opuścił... pamiętam, że Dawn płakała przez tydzień. Tyle, że nie mogła, bo przecież jej nie było, ale... nadal pamiętam jak to było. Oni ją do mnie przysłali, Giles. Chyba... muszę się nią zająć. Chcę tego. GILES: Powiemy o tym reszcie? BUFFY: Nie. Nikomu. Zachowywaliby się dziwnie w jej obecności, i, i tak będzie dla nich bezpieczniej. GILES: Tak. (wstaje) Musimy się dowiedzieć, kim jest ta kobieta i czego chce od Dawn. Bo jeśli ona chce cię dorwać- BUFFY: Chce. (spogląda w górę schodów) Ona chce dorwać nas obie. (Cięcie. Widzimy kupę gruzu, która wylatuje w górę, z pod nich wyłania się Glory. Glory stoi w środku zniszczonego budynku, nadal ma na sobie czerwoną sukienkę, rozgląda się dookoła, jest wściekła.) GLORY: Dobra. Teraz jestem wkurzona. (Cięcie. Uniwersytet Sunnydale, dzień.) (Cięcie. Buffy ustawia pudła w korytarzu. Xander i Riley wynoszą małą lodówkę z pokoju. Xander uderza się ręką o framugę drzwi.) XANDER: Ał! Mój kciuk! Który będzie mi jeszcze bardzo potrzebny! RILEY: Wybacz, marudo. BUFFY: Wiecie co, po prostu to tu postawcie. RILEY: Dobra. (Xander i Riley odstawiają lodówkę, zza drzwi wyłania się Dawn, niosąc stertę pudeł, które zasłaniają jej pole widzenia.) DAWN: Nie potrzebuję pomocy. BUFFY: Tylko uważaj. (Buffy odwraca się i wychodzi. Willow, Anya i Giles znajdują się w pokoju akademika, są otoczeni pudłami.) ANYA: Ale przecież kilka dni temu przynosiliśmy tu jej rzeczy... (odwraca się i dostrzega Buffy) i to była dobra zabawa! GILES: (czytając książkę) Ludzie pomagają sobie wzajemnie, Anya'u. To jeden z naszych dziwnych zwyczajów. BUFFY: Giles, ty chyba wykonujesz najmniejszą część pomagania, jeśli to w ogóle można nazwać pomaganiem. GILES: Cóż, widzę siebie raczej w roli... kierowniczej. Takiej gdzie trzeba dużo wskazywać i narzekać. (uśmiecha się, spogląda w lewo, wskazuje i zaczyna narzekać) Wy dwaj, przestańcie! (Widzimy Xander'a i Riley'a mocujących się ze sobą.) RILEY: To on zaczął. XANDER: A on mnie wyzywał. (Tara spogląda na nich i uśmiecha się) Sądzę, że to było coś złego, chociaż to mogła być łacina. GILES: Przestańcie, albo coś zbijecie. BUFFY: Albo ja coś zbiję. (Nagle obaj przestają się szamotać. Widzimy Tarę i Willow układające ubrania, uśmiechają się do siebie.) XANDER: Wciąż nie mogę uwierzyć, że porzucasz to miejsce. ANYA: (wchodząc z korytarze) I to w kilka dni po tym jak cię tu wprowadziliśmy! BUFFY: (zrusza ramionami) To nic wielkiego. (Giles spogląda znad książki) Gdy mama była chora i tak prawie tu nie bywałam. (podnosi kilka ubrań i wkłada je do pudła) Stwierdziłam, że dzięki temu... oszczędzę trochę pieniędzy, to wszystko. WILLOW: To mądre posunięcie. XANDER: Ale szkoda to zostawiać. Masz dwa wejścia (wskazując na dwoje drzwi) to daje sporo sprośnych możliwości, a każdy lubi sprośności- BUFFY: Gdzie jest Dawn? RILEY: Chyba właśnie wyszła. (wskazuje na jedne z drzwi) BUFFY: (podchodząc do nich) Dawn! (Dawn wchodzi z powrotem do pokoju i przechodzi obok Buffy.) DAWN: Kilka z twoich płyt, to moje płyty. BUFFY: Wiem. Pomóż mi ze składaniem. (Tara uśmiecha się do nich. Wszyscy wracają do układania i wynoszenia, i czytania, jak w przypadku Giles'a. Willow podnosi walizkę i wychodzi.) (Buffy potyka się o coś i łapie za dół pleców z westchnieniem.) RILEY: Zaczęło ci się to dawać we znaki? (Buffy i Dawn składają prześcieradło.) BUFFY: Nic tak nie powoduje bólu, jak rzeczy powodujące ból. DAWN: Następnym razem ją pokonasz. XANDER: Bo będziesz miał wsparcie, ona zadarła też z nami. GILES: Tak, uh, cóż, cóż, uh, musisz znaleźć jej słabości, a potem, uh- TARA: Tak. Poznasz jej źródło mocy, (uśmiecha się) i, uh, odkryjesz jej zwierzęcą stronę. (Wszyscy spoglądają zdziwieni na Tarę. Tara przestaje się uśmiechać.) TARA: Um ... to, to byłoby śmieszne, gdybyście, um, studiowali mityczne obrzędy Taglarin... (miękko) i bylibyście kompletnymi idiotami. RILEY: Oh, to dlaczego Xander się nie śmiał? (Tara bierze pudło i wychodzi) XANDER: (nie zauważając, że został nazwany idiotą) Ja nic nie wiem o tych Taglarin'ach. RILEY: Oh. (Cięcie. Tara idzie korytarzem, potrząsając głową, Willow dogania ją.) WILLOW: Hej. Znosisz rzeczy na dół do samochodu? TARA: (przytakuje) Tak. WILLOW: Dobra. (Willow wraca do pokoju. Tara odchodzi do samochodu.) TARA: (szepce do siebie) Ale jestem głupia... (Cięcie. Willow wchodzi z powrotem do pokoju.) WILLOW: Dobra. Pamiętajcie, że macie być o ósmej w Bronzie. (Nikt nie reaguje.) BUFFY: W Bronzie. WILLOW: Jutro wieczorem! Są urodziny Tary! BUFFY: Racja! Racja. ANYA: (do Xander'a) Mamy przynieść prezenty, tak? Na urodziny daje się prezenty, prawda? XANDER: Już coś wybrałem, tak. WILLOW: (niepewnie) A-ale wszyscy przyjdziecie, tak? To znaczy, wiem, że... pojawiło się nowe zło i w ogóle, ale... BUFFY: Nie, nie. Przyjdziemy. Zdecydowanie potrzebuję przerwy od tego wariactwa. (Cięcie. Widzimy kobietę wiezioną na wózku inwalidzkim szpitalnym korytarzem, w tle słyszymy typowe szpitalne odgłosy. Kamera odjeżdża w tył i dostrzegamy lekarza stażystę pchającego wózek. Ben do niego podchodzi.) BEN: Co jest? STAŻYSTA: Kojena wariatka. Jej rodzina jest tam. (pokazuje w stronę poczekalni) BEN: Dobra, niech zgadnę, w przeszłości nigdy nie miała problemów ze zdrowiem psychicznym. STAŻYSTA: Tak. To już będzie piąta w tym miesiącu. BEN: Ah, mówili mi, że w Sunnydale będzie ciekawie. STAŻYSTA: Tak. Nie masz już wolnego? BEN: (spogląda na zegarek) Tak, już tak. Baw się dobrze. (Cięcie. Szpitalna szatnia. Do środka wchodzi Ben, przechodzi obok dwóch rzędów szafek, otwiera jedną z nich, zaczyna ściągać ubranie i wkładać je do środka. Kamera oddala się i dostrzegamy demona Lei-Ach, o szarej skórze pooranej czerwonymi szramami i ciemnymi zapadniętymi oczami, demon otwiera usta i wystawia z nich cienki, czarny język, przypominający język węża. Nagle w kadrze pojawia się Glory, przykłada jedną rękę do ust demona, drugą kładzie na tyle jego głowy.) GLORY: Wyświadczysz mi przysługę. (Cięcie. Sklep Giles'a. Anya podaje klientowi papierową torbę z zakupami.) ANYA: (uśmiecha się) Dziękujemy za przybycie. (krzyczy za klientem) Proszę przyjść po jeszcze. (Giles zjawia się w kadrze i kładzie jakieś pudło na ladzie.) GILES: Czy mogłabyś być mniej wylewa, Anya'u? Nie chcemy odstraszać klientów. ANYA: Jestem taka podekscytowana. Oni przychodzą, ja im pomagam... oni dają nam pieniądze w zamian za towary... ty dajesz mi pieniądze za pracę tutaj... Teraz mam swoje miejsce na tym świecie. Jestem częścią systemu. (uśmiecha się szeroko) Jestem kobietą pracującą. GILES: (uśmiecha się) Tak. Cóż, może zajmiesz się zamówieniami zamorskimi. (bierze pudło i odchodzi) ANYA: Oh, nie, to nudne. Wolę zajmować się tym, co ma związek z pieniędzmi. (Do sklepu wchodzą Buffy i Xander.) BUFFY: Pewnie, że zapomniałam o przyjęciu. To znaczy, sporo rzeczy się teraz dzieje. A to nie jest... no wiesz, wydarzenie roku. XANDER: (przytakuje) Tak... ale to wiele znaczy dla Willow, mimo wszystko, będziesz tam? BUFFY: Tak. (wzrusza ramionami) O ile nie przeszkodzą mi demony. ANYA: Hej, cześć. (pochyla się nad kasą w stronę Xander'a) XANDER: Poproszę coś słodkiego. Chciałbym dostać coś słodkiego. (Xander kładzie dłonie na jej twarzy i całują się.) ANYA: Mmm. Dziękujemy za zakupy. BUFFY: (do Giles'a) No i, znaleźliście jakieś dane o pani przesympatycznej. GILES: Cóż, zawężyłem krąg podejrzanych do wszystkich niezidentyfikowanych demonów. (Giles spogląda na stół, widzimy, że na stole leży masa książek.) BUFFY: To trochę dużo. GILES: Cóż, nie dałaś mi zbyt wiele informacji. Wy-wygląda jak człowiek, a, uh, nie mogłabyś powiedzieć o niej czegoś więcej? BUFFY: (zastanawia się chwilę) W sumie to przypominała mi Cordelię. (Giles przytakuje) jestem pewna, że farbuje włosy. GILES: Racja! Dzięki temu na pewno zaraz ją znajdę. BUFFY: Musi być coś o niej. (siada na stole, podchodzi do nich Xander) XANDER: (dramatycznie) Odpowiedź jest gdzieś tutaj (spogląda na stół pokryty księgami) jest tuż przed nami, ale jej nie dostrzegamy! (kładzie rękę na stole) (Buffy obrzuca do dziwnym spojrzeniem, Giles spogląda w górę.) XANDER: Pomagam, czytam (siada, szeptem) Już będę cicho. (Giles bierze pudło i wspina się po schodkach na coś w rodzaju strychu. Buffy i Xander siedzą na stole, przeglądają księgi.) BUFFY: Więc... co jej kupiłeś? XANDER: Huh? BUFFY: Tarze. Powiedziałeś, że już masz prezent. XANDER: Tak, to był stek kłamstw. Raczej nie wiem, co by się jej... to znaczy, nie znam jej zbyt dobrze. BUFFY: (przytakuje) Wiem. XANDER: (szybko) To znaczy, ona jest miła. BUFFY: (również szybko) Tak! Miła... bardzo miła. Ty-tyle, że ja... XANDER: Nie zawsze ją rozumiem... ale jest naprawdę miła. BUFFY: Tak. Tyle, że jest to coś. XANDER: (zgadza się) To coś. BUFFY: To... że nie rozumiem- XANDER: Połowy tego, co ona mówi? BUFFY: No na przykład. Ale jest bardzo miła. XANDER: No pewnie. (Kontynuują przeglądanie ksiąg.) BUFFY: Sądzisz, że będzie tam sporo Wiccan, duży wiccański tłum? XANDER: No chyba tam. Ona i Willow są wiccankami, przestrzegają ich stylu życia. BUFFY: Który jest fajny. XANDER: Cóż, tak. BUFFY: Mam tylko nadzieję, że będziemy tam pasować. XANDER: Willow ma... to coś zupełnie nowego w jej życiu. Ale przecież to nadal jest Willow, i nadal ją rozumiem. Ale Tara, wiem tylko, że lubi Willow. (Buffy wzdycha i głośno zamyka książkę.) BUFFY: Ugh! Zaczęła mnie już od tego boleć głowa. Urodziny Tary to kolejna rzecz, o którą muszę się martwić. XANDER: Odpręż się, daj sobie kilka minut (wskazuje w kierunku sali treningowej) Potrenuj albo się porozciągaj. Powinnaś coś zrobić... rozładować napięcie. (Cięcie. Buffy uderza Spike'a w twarz, po czym kopie go. Dostrzegamy, że są w jego krypcie. Spike oddaje jej kopnięcie w żołądek, potem uderza ją trzy razy w twarz. Przy czwartym zamachu Buffy łapie jego rękę i uderza go drugą, wymierza mu jeszcze kilka uderzeń, po czym kopie go w żołądek, wykonując salto w tył kopie go w szczękę. Spike odwraca się, usiłuje uderzyć Buffy z półobrotu, ale ona robi unik. Buffy blokuje jego uderzenie, Spike łapie ją za kark od tyły i przytrzymuje jej jedną rękę. Buffy kopie go w twarz, wyrywa się mu i odrzuca go na bok. Spike ląduje na fotelu i razem z nim dojeżdża aż do ściany. Buffy wskakuje na poręcze fotela i cztery razy uderza Spike'a w twarz. Spike podcina jej nogi i Buffy ląduje na jego kolanach. Spike łapie ją za tylną część ciała, Buffy chwyta go nogami na szyję, podczas gdy Spike wstaje. Buffy wygina się kładzie ręce na podłodze i nogami przerzuca Spike'a za siebie, zarazem lądując na nim. Spike zrzucą ją z siebie, Buffy uderza w ścianę i ląduje na podłodze. Spike wstaje. Buffy usiłuje podnieść się z podłogi.) SPIKE: Chcesz mnie, pogromco, to chodź. BUFFY: Oh, Już idę- (wstaje i rusza w jego stronę) (Cięcie. Spike i Harmony w łóżku, sytuacja niedwuznaczna.) HARMONY: -już! (Spike jest nad Harmony, są przykryci kocem. Harmony gładzi twarz Spike'a.) HARMONY: O czym myślisz? SPIKE: Tylko o tobie, mała. HARMONY: Aww. (przytula głowę Spike'a do swojego ramienia) Jesteś moją mała owieczką. (Cięcie. Sklep Giles'a, który właśnie wraca ze strychu.) GILES: Doszliście do czegoś? XANDER: Cóż, świece, może, albo jakieś olejki do kąpieli. BUFFY: U Bloomy'ego widziałam bardzo ładny sweterek... ale chyba kupię go sobie. GILES: O czym wy mówicie? BUFFY: O urodzinach Tary. Mamy problem z prezentem. GILES: Jesteście w sklepie z artykułami magicznymi i nie możecie znaleźć czegoś, co podobałoby się Tarze. Chybaście zgłupieli. XANDER: Cóż, nie wiemy... co lubią czarownice. Co mamy jej dać, kryształową kulę? GILES: Raczej nie, ta ode mnie jest już zapakowana. (Brodaty młody mężczyzna w blond włosach (Donny) przygląda się rzeczom na półkach. Odwraca się o spogląda na księgi rozłożone przed Buffy i Xander'em.) DONNY: Uh, czy to wszystko są magiczne księgi? GILES: Uh, prywatna kolekcja. Uh, książki na sprzedaż są na tamtym regale (pokazuje kubkiem kawy, po czym podchodzi do kasy) (Donny nadal przygląda się książkom leżący, na stole.) DONNY: I we wszystkich są zaklęcia? Można zamienić kogoś w żabę, albo coś? (Wszyscy spoglądają dziwnie na niego. Dostrzegamy, że Anya stoi za kasą.) XANDER: Tak, tworzymy armię ludzi-żab. To dobry czas na to. (Donny uśmiecha się.) DONNY: Więc, uh... (pokazuje na nich) Wszyscy jesteście czarownicami? Hej, tylko mnie nie zaczarujcie. (śmieje się) GILES: Czy szuka pan czegoś szczególnego? (Donny nadal się śmieje. Otwierają się drzwi o do środka wchodzą śmiejące się Willow i Tara.) WILLOW: To było dobre. TARA: Sądziłam, że będzie zabawne, wiesz, jeśli centrum jej mocy byłoby- DONNY: No, no. (Tara dostrzega Donny'ego i przestaje się śmiać.) DONNY: Co się stało? Nie uściskasz starszego brata? (Willow wygląda na zaskoczoną. Tara na złą.) WILLOW: Brata? (Widzimy Buffy i Xander'a nadal siedzących za stołem.) TARA: Willow, to jest (jąka się) Donny. (Willow podchodzi bliżej. Tara podąża za nią.) WILLOW: Cześć. DONNY: (podaje rękę Willow, uśmiecha się) Miło cię poznać. TARA: A, uh, to są mo-moi przyjaciele. (Donny spogląda na nich, wszyscy przytakują i machają.) DONNY: Co, uh, wszyscy? Wow. To więcej osób niż w szkole średniej. (poklepuje Tarę po ramieniu) TARA: Jak mnie zna-, to znaczy, dlaczego przyjechałeś? DONNY: Cóż, duh, urodzinowa dziewczyno. Uh, przyjechaliśmy z przyczepą kempingową, zjeździliśmy cały campus. TARA: My? (Tara i Willow odwracają się, gdy otwierają się drzwi wejściowe. Do środka wchodzi mężczyzna (Mr.Maclay) i blondynka w wieku Tary (jej kuzynka Beth)) DONNY: Patrzcie, kogo znalazłem! (wskazując Tarę) TARA: Uh, cześć, tato. MR. MACLAY: No, tu jest moja dziewczynka. (Tara ściska niezdarnie tatę. Giles podchodzi bliżej, reszta przygląda się tej dziwnej scenie.) TARA: T-to s-spora nie-niespodzianka. DONNY: Tak. TARA: To moja kuzynka Beth. BETH: Hej. MR. MACLAY: Jeden z twoich kolegów z akademika powiedział, że mogę cię tu znaleźć. (rozgląda się dookoła) TARA: Oh. Oh, um, (odwracając się do innych) to, to są moi przyjaciele. Um, a to pan Giles, właściciel sklepu. (Widzimy uśmiechniętą Willow.) GILES: Miło mi. MR. MACLAY: Cóż, nie chciałbym psuć twoich planów, wiem, że teraz jesteś samodzielna, ale pomyślałem, że moglibyśmy zjeść razem kolację. TARA: Dobrze. MR. MACLAY: Może przyjedziemy o ciebie o szóstej, i... (spogląda na innych) porozmawiamy. TARA: Tak. MR. MACLAY: (do innych) Wybaczcie, już pójdziemy, zajmujemy dwa miejsca parkingowe. (Giles robi gest kubkiem z kawą mówiący "dobrze". Rodzina Tary wychodzi. Tara spogląda za nimi, niepewnie.) DONNY: (machając w drzwiach) Miło było was poznać. (Willow odmachuje mu i uśmiecha się. Tara podchodzi do Willow.) WILLOW: To takie dziwne. To była... cała twoja rodzina. TARA: (uśmiecha się nerwowo) Tak. (Ujęcie Buffy i Xander'a wymieniających znaczące spojrzenia.) WILLOW: Wydają się mili. TARA: Wiesz, so-są w porządku. Rodzina jest zawsze- WILLOW: (ze zrozumieniem) Doprowadzają cię do szału. TARA: Zazwyczaj. Zaczynamy poszukiwania? WILLOW: Pewnie. (Cięcie. Korytarz w domu Buffy. Buffy wchodzi do domu, kładzie klucze na stole.) BUFFY: (woła) Kochanie, jestem w domu. RILEY: (schodząc ze schodów) Miałaś dobry dzień w pracy? BUFFY: To istny wyścig szczurów. (Całują się.) RILEY: Poukładałem resztę twoich rzeczy, to jakbyś w ogóle stąd nie wyjeżdżała. BUFFY: Oh, jesteś wspaniały. Jesteś... najwspanialszym z chłopaków. RILEY: Nie, tylko lubię, gdy masz u mnie dług wdzięczności. BUFFY: Za to coś ci się należy. RILEY: Ooh. Pamiętaj o moim sercu. (Znowu zaczynają się całować. Z sąsiedniego pokoju wychodzi Dawn, niosąc ze sobą torbę.) DAWN: Do zobaczenia. BUFFY: Zaraz! Zaraz, zaraz, dokąd idziesz? DAWN: Idę do Melinda'y na kolację. BUFFY: Że co? DAWN: Że to. BUFFY: Nie możesz. To niebezpieczne. DAWN: Przecież to na drugiej stronie ulicy. Nie rób z tego afery, pójdę tylko- BUFFY: Nie. Dzisiaj jest rodzinny wieczór. A poza tym Melinda ma na ciebie zły wpływ. Nie chcę żebyś spotykała się z kimś tak... niskim. DAWN: (rozdrażniona) Nawet nie wiesz jak się cieszę, że znowu będziesz tu mieszkać. (Dawn odwraca się i dochodzi. Buffy wzdycha.) BUFFY: Ona doprowadza mnie do szału. (przechodzi obok Riley'a i wchodzi do salonu) RILEY: To... właśnie tego słowa szukałem. BUFFY: (siada na kanapie) Co? Nie powinna tam iść RILEY: Tak, wielu młodych ludzi eksperymentuje z niskim wzrostem. Trzeba tego zabronić. BUFFY: Ona... nie może wychodzić kiedy tylko chce. RILEY: (podchodzi do niej) To coś więcej. BUFFY: Co masz na myśli? RILEY: (siada koło niej) Ty mi to powiedz. BUFFY: Wszyscy musimy być ostrożni. Ta... kobieta demon jest... czymś całkiem nowym. Nie wiem, z czym walczę. RILEY: Jeśli mam spore kłopoty, mogę się skontaktować z Graham'em, i chłopcy z rządu- BUFFY: Nie! Nie, nie chcę żeby się to kręcili. RILEY: (rozdrażniony) To była tylko propozycja. BUFFY: Posłuchaj, im mniej ludzi będzie w to wmieszanych, tym pewniej się będę czuła. RILEY: Za każdym razem, gdy sądzę, że się do ciebie zbliżyłem... (potrząsa głową) muszę się cofnąć (staje) BUFFY: (wstaje) Zaczekaj! O co ci chodzi? RILEY: (podchodząc do drzwi) Zadzwonię do ciebie później. BUFFY: Riley! (Riley zatrzymuje się) Chcę żebyś mi pomagał. Wcale- RILEY: Tak, wiem, że masz sporo na głowie. Jeśli zdecydujesz się nimi ze mną podzielić (otwiera drzwi) powiadom mnie, a przyjdę. (Riley wychodzi. Buffy wygląda na zakłopotaną.) (Cięcie. Akademiki, dzień.) (Cięcie. Tara wchodzi do swojego pokoju, zatrzymuje się, gdy dostrzega swojego ojca stojącego pośrodku pokoju.) MR. MACLAY: Drzwi nie były zamknięte, przyszedłem trochę wcześniej (rozgląda się, pokój jest pełen magicznych przedmiotów) Sądzę, że chciałaś, żebym zobaczył twoje wszystkie... (podnosi duży kryształ i przygląda się mu) zabawki. (odkłada kryształ) Już nawet nie strasz się tego ukryć. Sądziłem, że już ci przeszło bawienie się w czarownicę. Że gdy pozwolimy ci odejść, przejdzie ci (wkłada ręce w kieszenie) Powiedzieli mi, żebym cię poszukał w... (z odrazą) tamty sklepie. TARA: N-nie w-wiedziałam, że przyjedziecie. MR. MACLAY: Oczywiście, nie mieliśmy od ciebie wiadomości od miesięcy. Zbliżają się twoje urodziny, a wiesz, co to znaczy. TARA: Nie sądzę, że... (jąka się) to, to nie, nie znaczy, że- MR. MACLAY: Skończysz dwadzieścia lat (podchodzi do niej) W tym wieku twoja matka... Czy twoi przyjaciele wiedzą? TARA: (miękko) T-tak. MR. MACLAY: Dlaczego mnie okłamujesz? (Tara spogląda w dół) Tara, wrócisz z nami do domu. Wiesz, że to jedyny sposób. TARA: Do domu? MR. MACLAY: Nie będziesz kontrolować tego, co się stanie. Nosisz w sobie zło i ono się niedługo ujawni. A to całe zajmowanie się magią, tylko wszystko pogorszy. Jak sądzisz skąd pochodzą twoje moce? TARA: Ale... ale one nie są złe... proszę pana. MR. MACLAY: Nigdy się tak nie odbiera zła (Tara znowu spogląda w dół) Nie mam ochoty na jedzenie. (przechodzi obok Tary) dam ci trochę czasu, ale jutro rano musimy wyjechać (podchodzi do drzwi) Twoja rodzina cię kocha, Taro, bez względu na to co się stanie. Jak sądzisz jak się poczują twoi przyjaciele, gdy zobaczą twoją prawdziwą twarz? (Cięcie. Widzimy demona Lei-Ach śpiącego, lub nieprzytomnego. Coś uderza go w twarz, demon zaczyna się budzić. Kamera odjeżdża w tył i widzimy, że demon jest przykuty kajdanami. Nagle but na obcasie uderza demona w twarz.) GLORY: W końcu. Sądziłam, że będziesz spał cały dzień. (demon warczy i szamoce się) Przestań jęczeć. (Widzimy, że znajdują się w sporym pokoju pełnym wieszaków z ubraniami. Glory ma na sobie zieloną sukienkę, prawdopodobnie ze skóry.) GLORY: Wiesz, pamiętam, gdy Lei-Ach byli dumną rasą wojowników, a nie szukali po szpitalach słabych ludzi, żeby wyssać im szpik kostny (demon nadal warczy i szamoce się) Ale... porozmawiajmy przez chwilę o moich problemach, jeśli nie masz nic przeciwko. (podchodzi w kierunku demona, podchodzi jednak do toaletki stojącej przy ścianie, klęka na krześle, kładzie ręce na blacie i mówi do swojego odbicia w lustrze) Blondynka... niska... silna jak na człowieka... (odwraca się na krześle, siada, mówi ze złością) i bardzo niemiła! Złamała mi obcas, zabrała mojego mnicha, wiesz może, o kim mówię? (Demon warczy i wydaje inne dziwne odgłosy, najwyraźniej w ten sposób mówi.) GLORY: Pogromczyni?? O boże, tylko mi nie mów, że walczyłam z pogromczynią wampirów! (kładzie jedną rękę na czole) to takie pospolite! Jeśli miałabym przyjaciół i dowiedzieliby się o tym... (widzimy, że demon wygląda jakby znowu miał zapaść w sen) i pewnie powtarza teraz w kółko, czyli po prostu- (wstaje i łapie demona za gardło) Uważaj! Jestem potężna i piękna, a gdy wchodzę do pokoju wszyscy patrzą na mnie, bo moje imię jest święte, a ty będziesz mnie słuchał! (puszcza gardło demona) Znajdź swoich przyjaciół... znajdźcie tę dziewczynę... i zabijcie ją... dobrze, kochanie? (demon potwierdza, Glory uśmiecha się i przygląda mu się bliżej) masz śliczne owrzodzone szramy, mówił ci to ktoś? (Cięcie. Widzimy szklaną kulę o nieregularnym kształcie, kamera oddala się i dostrzegamy Tarę siedzącą w swoim pokoju, wpatrującą się smutno w kulę. Drzwi do pokoju otwierają się, do środka wchodzi Willow, Tara nie odwraca się.) WILLOW: Hej. TARA: (odwracając się) Hej. WILLOW: Jak było na kolacji, dobrze? (Tara wstaje i przytakuje.) WILLOW: Mamy spotkanie Scooby gangu. Giles zwołał spotkanie. TARA: Oh... po-powinnać iść, nie jestem wam do tego potrzebna. Później mi opowiesz. WILLOW: (podchodzi do niej) Nie, nie, musisz iść. Ta kobieta-demon jest naprawdę silna, i tak sobie myślałam, może znowu spróbujemy rzucić to zaklęcie na, no wiesz, odnajdywanie demonów. TARA: Ale ono nie zadziałało. WILLOW: Tak... Ale próbowałyśmy tylko raz, i, i sądzę, że wtedy użyłam złych składników. TARA: Je-jestem zmęczona. Może spróbujemy jutro? WILLOW: Jesteś pewna, że nie chcesz- TARA: Posłuchaj, moja rodzina przyjechała, nie mogę- (robi przerwę) Nie wszystko kręci się wokół twoich przyjaciół. WILLOW: (robi dziwną minę) Przeprasza. (odsuwa się od Tary, zaczyna iść w stronę drzwi) TARA: Nie! Nie to chciałam... (Willow odwraca się) Ale tyle rzeczy się wydarzyło. Jestem tylko... naprawdę zmęczona. WILLOW: Dobrze. TARA: Zobaczymy się rano, wszystko mi opowiesz. WILLOW: Dobrze. Będziemy zapolujemy na demony. (wychodzi) (Tara odwraca się, przegląda jakąś książkę, w końcu odnajduje w niej coś.) (Cięcie. Sklep Giles'a. Buffy, Anya i Xander siedzą przy stole. W tle widzimy Dawn przyglądającą się książkom stojącym na półce. Do środka wchodzi Willow.) WILLOW: Hej. Spóźniłam się? Coś przegapiłam? GILES: Nie, nie, nie, nic ciekawego. (kładzie ręce na oparciu krzesła na którym siada Willow) Chciałem się tylko podzielić kilkoma przemyśleniami, i, uh, i upewnić się, czy myślicie podobnie. DAWN: Mogę sobie ją kupić? BUFFY: Nie. DAWN: Za swoje pieniądze? BUFFY: Pozwoliłam ci tu przyjść, więc usiądź i udawaj zajętą. (Dawn wygląda na złą, odchodzi gdzieś na bok.) GILES: Cóż, po pierwsze, chciałbym porozmawiać o... bezpieczeństwie. Um, to może będzie- (W rogu dostrzegamy Tarę przysłuchującą się rozmowie.) BUFFY: Będzie. GILES: Będzie próbowało zabić Buffy i prawdopodobnie nas wszystkich. TARA: (szeptem) Ślepa Cadria'o, niepocieszona królowo, spełnij moją wolę. Rzuć na nich czar. (Wyciąga dłoń i zdmuchuje z niej jakiś czerwony proszek.) (Cięcie. Widzimy Giles'a siedzącego razem z innymi w drugim pokoju, w pokoju pojawia się czerwony pył.) GILES: Być może naszym śladem będzie mnich o którym mówiła Buffy. Je-jest kilka zakonów, które- (Czerwony pył zmienia barwę na żółtą i unosi się nad środkiem stołu, nagle rozbiega się na cienkie stróżki i uderza w siedzących wokół stołu Willow, Buffy, Dawn, Giles'a, Anję i Xander'a. Giles przerywa wywód, wygląda na rozproszonego.) GILES: O-o czym to ja? BUFFY: Mnich. GILES: Tak, um, chciałbym żebyśmy zaczęli szukać w księgach zakonów, prawdopodobnie mógł on... (Głos Giles'a zaczyna zanikać, widzimy Tarę przyglądającą się im ze swojej kryjówki.) (Cięcie. Bar u Willy'ego. Kamera pokazuje kilku ludzi i demonów, potem zatrzymuje się na barmanie.) BARMAN: Nie powinieneś tu przychodzić. (odwraca się i bierze szklankę z półki) Zadarłeś z tymi potworami (stawia szklankę na barze, potrząsa głową) Ale przychodzisz tu... (odwraca się znowu i sięga po butelkę) noc w noc. (nalewa drinka do szklanki) Chcesz żeby cię zabili? (Cięcie. Widzimy Riley siedzącego przy barze, patrzącego na sączący się do szklanki alkohol.) RILEY: Przychodzę, bo lubię tę atmosferę (podnosi szklankę, rozgląda się) Co mogę powiedzieć? To miejsce jest odrażające (wypija drinka) BARMAN: Tak, cóż, gdyby Willy tu był- RILEY: Cóż, Willy'ego to nie ma. (odkłada szklankę) Polej. (Barman krzywi się i nalewa.) DAMSKI GŁOS: Pijesz sam? (Do Riley'a podchodzi młoda, ciemnowłosa kobieta (Sandy)) SANDY: To zły znak. (siada na krześle obok niego) RILEY: Tak mówią. (spogląda na nią) Kupię ci drinka, wtedy może pozbędziemy się tego problemu? (wypija swojego drinka) SANDY: Wódka z tonikiem. RILEY: (do barmana) Wódka z tonikiem. (Barman stawia szklankę przed Sandy i odchodzi.) SANDY: (do Riley'a) Jestem Sandy. RILEY: Riley. (Słyszymy barmana nalewającego drinka Sandy.) SANDY: To miejsce to istna speluna. RILEY: Nie, jest wspaniałe. Musisz tylko zamknąć oczy i zatkać nos, a wyda się całkiem niezłe. SANDY: Moglibyśmy pójść... gdzieś indziej. Gdzie będziemy sami. RILEY: (wzdycha) Ohhhh, Sandy, Sandy. Raczej nie. Moje serce należy do innej. Poza tym (spogląda na nią) nie umawiam się z wampirami. (Sandy spogląda na niego rozdrażniona, rurką kłuje lód w szklance.) RILEY: (to barmana) Nigdy nie obchodzi ich mój intelekt. (Cięcie. Krypta Spike'a. Spike siedzi w fotelu i trzyma w rękach manekina w blond peruce, gładzi go po policzku. Drzwi do krypty się otwierają, Spike szybko chowa manekina, do środka wchodzi Hormony, niesie kilka toreb z zakupami.) HARMONY: Cześć kochanie! SPIKE: (znużonym tonem) Cześć, słodziutka. Dobrze się bawiłaś? HARMONY: Uhh, to było takie ekscytujące, nie uwierzyłbyś. Poszłam do ekskluzywnego sklepu i wykupiłam połowę. SPIKE: Zapłaciłaś za to? HARMONY: (rozpakowując torby) Oh, nie. Tylko zabiłam sprzedawcę, w końcu to też transakcja (Spike kiwa głową, dobity jej inteligencją) Oh, wpadłam na Carol Beets, no wiesz, tę, która stworzyła Brandon'a, Brandon'a tego z gangu... no i powiedziała mi, że demon Lei-Ach... (z radością) rekrutuje drużynę, żeby zabić pogromcę! SPIKE: (nagle jej słowa go zainteresowały) Co mówiłaś? HARMONY: Najwyraźniej zatrudnił go ktoś postawiony wyżej. (Spike zastanawia się) Sądzisz, że im się uda? Znaczy uda się ją zabić? SPIKE: (rozmyślać) Boże to by było... wspaniałe. HARMONY: No, jeśli im się uda, powinniśmy coś zrobić. (Spike wstaje z fotela) Podarować im coś w podzięce. (Spike łapie za swój płaszcz) Co ty robisz? SPIKE: Idę zająć sobie miejsce (zakłada płaszcz) Jeśli pogromca ma zginąć... chcę to zobaczyć (wychodzi) (Cięcie. Tara idzie przez kampus, jest ciemno, kilka razy ogląda się za siebie. Po chwili dostrzega swoją kuzynkę Beth.) BETH: Tara. TARA: Beth, co ty tutaj- BETH: Szu-szukałam cię. TARA: Przykro mi, że nie było kolacji. BETH: Chciałam tylko sprawdzić czy wszystko jest w porządku. (Tara uśmiecha się) Chciałam zobaczyć czy nie potrzebujesz pomocy... w pakowaniu? TARA: (przestaje się uśmiechać) Beth, Ja, ja nie, nie wracam z wami. BETH: Nie? TARA: Nie sądzę. BETH: Ty... samolubna zdziro! TARA: Co?! BETH: Wcale nie obchodzi ci twoja rodzina, prawda? Twój ojciec się o ciebie martwił odkąd wyjechałaś. Ktoś musi się zając domem i... Donny'm, a ty zostawiłaś ich samych i żyjesz tu jak bóg wie kto. (Tara wygląda na zdenerwowaną) Nie będę czekać, aż twoi przyjaciele dowiedzą się kim naprawdę jesteś. A dowiedzą się, uwierz mi. Nie ważna jak niewinną będziesz udawać, zobaczą. TARA: (pewnie) Nie. BETH: Zobaczą. Chyba, że... rzucisz na nich jakiś czar... (zauważa wyraz twarzy Tary) Już to zrobiłaś! TARA: N-nie! BETH: Coś im zrobiłaś. Powiem to twojemu ojcu. (Beth odwraca się. Tara łapie ją za rękę.) TARA: Nie! To nie było nic takiego! BETH: Sądzisz, że możesz tak po prostu rzucać czary na ludzi? Twój ojciec się wścieknie. TARA: Chciałam tylko, żeby nie zobaczyli, że-że-żeby ni zobaczyli we mnie demona (bliska płaczu) Proszę, nie mów ojcu. To nie było nic strasznego. (Cięcie. Sala gimnastyczna Buffy. Buffy rozciąga się na podłodze.) (Cięcie. Willow w sklepie magicznym, wyciąga jakąś książkę z półki. Słychać pukanie do drzwi.) WILLOW: Tara? (Willow otwiera drzwi. Widzimy demony Lei-Ach stojące w progu. Willow ich nie dostrzega, rozgląda się dookoła, zamyka drzwi i odwraca się.) WILLOW: (do siebie) Wydawało mi się, że coś słyszałam. (Cięcie. Widzimy uśmiechające się demony Lei-Ach.) (Cięcie. Kampus, noc. Tara siada na ławce.) BETH: Nie widzisz, że nie panujesz nad sobą? Okłamujesz tych ludzi od roku, a teraz rzuciłaś na nich urok? (potrząsa z dezaprobatą głową) Czy tak postępuje człowiek? Powiem to twojemu ojcu. Jeśli nie zmusi cię do powrotu do domu, a sądzę, że powinien, wiem, że powie twoim przyjaciołom prawdę. Gdybym była tobą, powiedziałabym im prawdę. I pożegnałabym się z nimi. (Cięcie. Sklep Giles'a. Dawn bawi się szklaną kulą w której pada sztuczny śnieg. Za nią staje demon Lei-Ach, ale Dawn go nie dostrzega. Kolejny demon przechodzi obok stołu przy którym Anya przegląda jakąś księgę.) ANYA: Zapłacisz mi za nadgodziny? (wstaje i przechodzi obok demona) GILES: Wykluczone. (pojawia się w kadrze, przechodzi obok demona) Dawn, mogłabyś zamknąć drzwi? (Widzimy siedzących przy stole Willow i Xander'a, którzy przeglądają księgi, dwa demony przechodzą obok nich.) DAWN: Ja ich nie otworzyłam. (Jeden z demonów odwraca się i zaczyna węszyć, wystawia język i zaczyna iść w stronę zaplecza.) (Cięcie. Widzimy Buffy w sali gimnastycznej na zapleczu, uderzającą w worek. Zatrzymuje się na chwilę i przeciąga. Demon staje za nią. Buffy spogląda w stronę drzwi, nikogo tam jednak nie dostrzega. Buffy powraca do uderzania w worek, demon podchodzi za nią, nagle Buffy odwraca się i blokuje jego rękę, gdy ten chce ją złapać. Buffy upada na podłogę, demon ląduje na niej, obok nich stoi drugi demon.) BUFFY: Giles! (Widzimy Buffy próbującą odepchnąć demona, którego jednak nie widzimy.) (Cięcie. Giles wstaje zza biurka, słysząc krzyk Buffy.) BUFFY: Coś tu jest! (Xander także podnosi się ze swojego miejsca i rusza w stronę zaplecza. Trzeci demon zatrzymuje go jednak przed drzwiami. Willow także podnosi się z krzesła i przygląda zaskoczona całej scenie. Widzimy jak Xander szamoce się z czymś, czego nie widzimy. Dawn podbiega i chowa się za Giles'a. Xander zostaje rzucony przez demona, ląduje na podłodze, usiłuje złapać ręce demona, które zaczynają go dusić. Anya wbiega zza półki z książkami. Willow łapie za krzesło, Anya za coś, co leżało koło kasy, chyba kryształową kulę. Willow uderza w powietrze tuż nad Xander'em, nadal nie widzimy demona, Xander oddycha głęboko, demon puścił go.) ANYA: Gdzie on jest?? (Willow rozgląda się dookoła, nagle zostaje odrzucona w tył. Giles przesuwa Dawn w stronę swojego biurka.) GILES: Schowaj się po nie, już. DAWN: Willow? (wczołguje się pod stół) (Cięcie. Buffy nadal szamoce się na podłodze z demonem. Nagle tylne drzwi sali otwierają się i do środka wchodzi uśmiechnięty Spike. Buffy zrzuca z siebie demona, gdy wstaje drugi demon łapie ją od tyłu w pół. Spike przestaje się uśmiechać, gdy pierwszy demon wstaje. Spike wywraca oczami i rusza do ataku, nokautuje pierwszego demona i odciąga go na bok, ląduje na plecach przywalony przez demona. Buffy uderza drugiego demona, przyciska go do ściany, demon wyrywa się jej. Widzimy pokój oczami Buffy, pokój jest pusty, Buffy rusza w stronę drzwi. Teraz dostrzegamy, że Spike nadal leży na podłodze przytrzymując demona.) SPIKE: Nie ma za co! (demon uderza go w twarz) (Buffy wchodzi do sklepu.) ANYA: Gdzie on jest?! (macha wokół siebie kulą) (Nagle Giles odskakuje w tył, gdy niedostrzegalny demon uderza go. Buffy rozgląda się dookoła. Anya staje za kasą i unosi swoją broń".) XANDER: Jest tam! GILES: Ile ich jest? ANYA: Przecież już nas napadli w tym miesiącu! BUFFY: Zamknijcie się! (w sklepie zapanowuje cisza Buffy rozgląda się dookoła) (Drzwi frontowe otwierają się, do środka wchodzi Tara.) TARA: Buffy, za tobą! (Widzimy demona stojącego za Buffy, Buffy odwraca się, demon łapie ją i rzuca na stół, Buffy stacza się ze stołu na podłogę.) (Cięcie. Sala gimnastyczna. Demon kilkukrotnie uderza Spike'a w twarz, Spike ląduje na ścianie, zauważa, że wisi tam sporo broni i łapie jedną z nich, która wygląda jak kosa z krótkim ostrzem. Demon rusza w stronę Spike'a, ten wymierza mu kopnięcie, demon ląduje na podłodze, Spike podnosi broń do góry i wymierza cios.) (Cięcie. Wracamy do sklepu.) BUFFY: Tara, gdzie on jest? (rozglądając się) Widzisz go? TARA: Oh, boże. (Tara podchodzi bliżej, demon uderza Buffy w twarz. Tara wybiega na środek pokoju, spogląda w dół, koncentruje się.) TARA: Ślepa Cadria'o, odrzuć zasłonę. Pozwól ujrzeć zło... (demon odwraca się od Buffy i spogląda na Tarę)... i złam moje zaklęcie. (Widzimy blask w oczach Buffy nagle dostrzega ona demona, który rusza w stronę Tary, uderza ją w twarz, Tara ląduje na podłodze. Demon odwraca się w stronę Buffy, która wymierza mu cios w twarz, demon łapie ją za rękę i rzuca na podłogę. Nagle do środka wchodzi ojciec Tary, Donny i Beth. Demon staje nad Tarą, która nadal leży na podłodze.) MR. MACLAY: Tara! (Demon spogląda w górę i rzuca się w kierunku ojca Tary, który upada na podłogę. Buffy podcina demona, który przewraca się na schodki. Buffy wstaje, kładzie nogę na karku demona i kopie go, słyszymy odgłos łamiącego się karku.) (Cięcie. Widzimy Dawn wychodzącą spod biurka. Giles pomaga jej.) MR. MACLAY: Co to jest? (Spike wychodzi z zaplecza.) SPIKE: Demon Lei-Ach. (wszyscy spoglądają na niego) Takie duże komary, wysysają szpik kostny. (Mr. Maclay wstaje. Widzimy, że Tara z poczuciem winy na twarzy, siedzi na podłodze.) MR. MACLAY: Nie rozumiem. BUFFY: (spogląda na Tarę) Ja też nie. TARA: Przepraszam. P-p-przepraszam. Ch-chciałam ukryć. (Willow podchodzi i klęka koło niej.) TARA: Nie chciałam żebyście zobaczyli... czym jestem. WILLOW: Tara, co ty mówisz? BUFFY: Jak to, czym jesteś? (Tara usiłuje to powiedzieć, ale nie może.) MR. MACLAY: Demonem. Kobiety w naszej rodzinie... (wszyscy spoglądają na niego) noszą w sobie demona. Tak jak jej matka. Stąd biorą się jej magiczne zdolności. (Tara spogląda na dół, potem na Willow.) MR. MACLAY: Przyjechaliśmy zabrać ją do domu zanim... (wzdycha) cóż, zanim stanie się ... (wskazuje na martwego demona) coś takiego. GILES: Rzuciłaś na nas zaklęcie, żebyśmy nie zobaczyli... twojego demona (do Buffy) To dlatego nie widzieliśmy co nas atakuje. (Buffy spogląda na Dawn.) BUFFY: O mało nas nie zabiłaś. TARA: Odejdę. (wstaje, do Buffy) Bardzo przepraszam. MR. MACLAY: Przyczepa stoi na zewnątrz. WILLOW: Zaczekaj! Odchodzisz? (łapie Tarę za rękę) To zaklęcie źle zadziałało, to była pomyłka. MR. MACLAY: To nie o to chodzi i nie twoja w tym głowa. Ona należy do naszej rodziny. Wiemy jak poradzić sobie z jej... problemem. (Willow spogląda na Tarę.) WILLOW: Tara ... spójrz na mnie. (Tara patrzy na nią) ufałam ci bardziej niż komukolwiek w moim życiu. Czy to było tylko kłamstwo? TARA: (bliska płaczu) Nie! WILLOW: Czy chcesz wyjechać? MR. MACLAY: To nie ty decydujesz, młoda damo. WILLOW: (ostro) Wiem o tym! (łagodniej do Tary) Czy chcesz wyjechać? (Tara potrząsa głową i płacze.) MR. MACLAY: Ale zrobisz to Taro. Zabieram cię stąd zanim ktoś tu zginie (Tara wyciera łzy) Ona powinna być z rodziną. Sądzę, że to jest dla was jasne. (Willow spogląda przerażona na Tarę.) BUFFY: Jest. (spogląda na Tarę) Chce ją pan, panie Maclay? Może pan ją zabrać (Tara spogląda na nią, jakby się tego spodziewała, ojciec Tary spogląda na nią zadowolony, Buffy podchodzi do ojca Tary i staje z nim twarzą w twarz, kładzie ręce na biodrach) ale najpierw musi pan przejść przeze mnie. (Tara spogląda zaskoczona na Buffy.) MR. MACLAY: Co? BUFFY: Słyszał mnie pan. BUFFY: Chce pan zabrać z stąd Tarę wbrew jej woli? Musi pan najpierw przekonać mnie. DAWN: I mnie! (Tara uśmiecha się. Dawn staje obok Buffy.) MR. MACLAY: To ma być jakiś kawał? Mają mnie powstrzymać dwie małe dziewczynki. DAWN: Chyba nie chcesz pan z nami zadrzeć. BUFFY: Ona nieźle ciągnie za włosy. (Giles podchodzi do nich.) GILES: I... (zakłada okulary) nie ma pan doczynienia tylko z dwoma małymi dziewczynkami. (Tara nadal uśmiecha się.) XANDER: Ma pan doczynienia z nami wszystkimi. SPIKE: Poza mną. XANDER: Poza Spike'iem. SPIKE: Nie obchodzi mnie, co się stanie MR. MACLAY: To jakieś wariactwo. Nie macie prawa wtrącać się w życie Tary. My jesteśmy jej krewnymi! A wy niby kim jesteście? (Widzimy Giles'a, Dawn, Buffy, Willow, Tarę, Xander'a, and Anję stojących razem, Spike stoi w tle za nimi.) BUFFY: Jesteśmy jej rodziną. (Tara uśmiecha się przez zły, spogląda na Willow, która także się uśmiecha.) (Mr. Maclay wygląda na wkurzonego.) DONNY: Tato, chyba nie pozwolisz im... (podchodzi do niego) Tara, jeśli nie wsiądziesz do samochodu, przysięgam, że się zmuszę. XANDER: A ja przysięgam, że sobie coś przy tył złamiesz. (Donny cofa się) BETH: Cóż, mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi mając przy sobie paskudnego demona. (Stojąca z tyłu Anya podnosi rękę.) ANYA: Przepraszam. Jakiego? BETH: Co? ANYA: Jakim ona jest demonem? Jest wiele rodzajów, niektóre są bardzo, bardzo złe, niektóre zostają pełnoprawnymi członkami społeczeństwa. (uśmiecha się dumnie, Xander odwraca się i także do niej uśmiecha) BETH: Czy... co to ma do rzeczy? MR. MACLAY: Zło to zło. ANYA: Cóż, więc uściślijmy to. (Xander przytakuje) SPIKE: Ohhh. (rozgląda się) Może ja wam to ułatwię. (Spike podchodzi i kładzie rękę na ramieniu Tary. Gdy Tara się odwraca Spike wymierza jej uderzenie w twarz. Oboje cofają i krzyczą z bólu. Tara łapie się za nos, Spike za głowę.) SPIKE: Ałł!! WILLOW: (zła) Hej! (zdając sobie sprawę z tego, co to oznacza) Hej... TARA: (trzyma się obiema rękami za nos) On mnie uderzył w nos! WILLOW: I to bolało! Uh, to znaczy, jego bolało. (Zaskoczona Tara spogląda na Willow.) BUFFY: (do ojca Tary) A tak się dzieje, gdy uderza ludzi. (Willow uśmiecha się) SPIKE: Nie ma w niej demona. To tylko rodzinna legenda, prawda? (Ojciec Tary wygląda na wściekłego) Tylko po to, żeby utrzymać kobiety w domu. Oh, nieźle, lubię was. TARA: (miękko do Willow) Nie jestem demonem. WILLOW: (uśmiecha się) Nie jesteś demonem. TARA: On mnie uderzył w nos. WILLOW: Ał. SPIKE: (nadal trzyma się za głowę) Ta, nie ma za co. (Tara i Willow uśmiechają się do siebie. Widzimy, że Buffy i Dawn stoją obie ze skrzyżowanymi rękami i groźnym wyrazem twarzy, obok nich stoi Giles.) GILES: Panie Maclay, chyba nie ma pan tu już nic do szukania. MR. MACLAY: Tara. (Tara spogląda na niego) Przez osiemnaście lat twoja rodzina zajmowała się tobą i wspierała cię. Jeśli chcesz się od nas odwrócić- TARA: (podchodząc do niego) Tato... po prostu idź stąd. (Rodzina Tary zaczyna wychodzić, jej ojciec odwraca się w drzwiach.) MR. MACLAY: (z odrazą) Magia. (Beth rzuca Tarze niezadowolone spojrzenie.) BETH: Teraz jesteś zadowolona? (Powoli na twarzy Tary pojawia się zadowolony uśmiech.) (Cięcie. Bronze. Widzimy kilka ujęć Scooby gangu w odświętnych ubraniach, bawiących się. Xander podaje Tarze coś do picia. Buffy rozmawia z kimś. Willow śmieje się z dowcipu Xander'a. Dawn przebiegająca przez tłum i Buffy zatrzymująca ją. Willow robiąca bańki mydlane, w czasie, gdy Tara rozpakowuje prezenty. Tara wyciąga z opakowanie kryształową kulę od Giles'a. Dawn podbiega do Tary i wręcza jej zapakowaną miotłę.) (Cięcie. Buffy opiera się o filar i przygląda grze w bilard. Za nią otwierają się drzwi i wchodzi Riley, niosący prezent.) RILEY: Przepraszam za spóźnienie. BUFFY: (uśmiecha się) Przyszedłeś. RILEY: Oczywiście, że przyszedłem. (Całują się.) (Cięcie. Tara rozmawia z Anją, która ma na głowie czapeczkę.) TARA: Nie, bo zwierzęce odbicie odpowiada tobie... (Anya przytakuje) w kole reinkarnacji. (Anya przytakuje, rozważa to przez chwilę) ANYA: Ale to nadal nie jest śmieszne. (Cięcie. Przy stoliku siedzą Xander, Buffy, Dawn i Giles. Riley podchodzi do nich z trzema plastikowymi kubkami, podaje jeden Buffy, a drugi Giles'owi, taki sam kubek ma Xander.) DAWN: (siedzi tyłem do nich) To miejsce jest świetne. (spogląda na rękę) Tyle, że muszę mieć ten głupi znaczek na ręku. XANDER: To żebyś się nie mogła spić. DAWN: Oh, proszę. Tylko idioci piją alkohol. (Wszyscy spoglądają na swoje kubki i w dół. Dawn siedzi zadowolona z siebie.) (Cięcie. Wracamy do Tary i Anji.) ANYA: A jak ktoś zostanie orłem? TARA: Umm... (Willow podchodzi do nich.) WILLOW: Zatańczysz? (Bierze Tarę za rękę i prowadzi ją na parkiet, zaczyna grać wolna melodia. Tara kładzie ręce na ramionach Willow, Willow kładzie swoje na biodrach Tary.) WILLOW: I jak urodziny? TARA: Wspaniale. WILLOW: Nadal nie mogę uwierzyć, że nic mi o tym nie powiedziałaś. TARA: Bałam się, że gdy zobaczysz moją rodzinę, nie będziesz chciała już być przy mnie. WILLOW: I tutaj się myliłaś, głuptasie. Kiedy myślę o tym gdzie się wychowałaś i ... o tym kim jesteś... jestem z ciebie bardzo dumna. I kocham cię jeszcze bardziej. TARA: Zawsze, kiedy (bierze głęboki oddech) nawet kiedy jestem nieznośna... sprawiasz, że czuję się wyjątkowa. (Willow uśmiecha się.) TARA: Jak ty to robisz? WILLOW: To magia. (Przytulają się, kładą sobie głowy na ramionach.) TEKST PIOSENKI: Nie mogę oderwać od ciebie wzroku... nie mogę oderwać od ciebie wzroku... (ta linijka powtarza się jeszcze kilka razy, kamera obraca się wokół Willow i Tary i powili podjeżdża do góry. Teraz dostrzegamy, że Willow i Tara unoszą się jakiś metr nad ziemią.) Autor tłumaczenia: Technopagan "Buffy The Vampire Slayer" TM and © (or copyright) Fox and its related entities. All rights reserved. This web site, its operators and any content on this site relating to "Buffy The Vampire Slayer" are not authorized by Fox. |