~ Conversations With Dead People ~

translated by Technopagan


Tłumaczenie oryginalnie umieszczone w Buffypedii (www.buffypedia.prv.pl)
[Nie zmieniaj powyższych linii]

Rozmowy ze zmarłymi

 

(Widzimy zespół przygotowujący się do grania, na ekranie pojawia się napis Listopad 12, 2002. Po chwili pojawia się kolejny 20:01. Jesteśmy w The Bronze, kobieta w krótkich blond włosach zaczyna śpiewać, w tej samej chwili przenosimy się na cmentarz, po którym spaceruje Buffy.)

WOKALISTKA: Noc zapada, ja upadam

(Wracamy do The Bronze.)

A gdzie byłeś ty? A gdzie byłeś ty?

Ciepła skóra, drobny ruch.

(Teraz przenosimy się do baru, przy którym siedzi Spike.)

A gdzie byłeś ty?

Wpadłam na księżyc, a on pokrył cię błękitnym światłem.

(Wracamy na cmentarz)

Wpadłam na księżyc, czy mogę sprawić, że wszystko będzie dobrze?

Mogę zostać w nocy?

(Widzimy Willow w bibliotece, zmęczonym wzrokiem patrzy przed siebie, opiera się na łokciu)

Wiele emocji w środku, powietrze jest przeklęte.

A gdzie byłeś ty?

Z dzikim wzrokiem umarłam

I ty tam byłeś.

Uciekłam z tego świata,

(Widzimy Dawn wchodzącą do domu)

Gdy mówiłeś, że nie powinnam się zatrzymać.

Uciekłam z tego świata, czy mogę sprawić, że wszystko będzie dobrze?

(Dawn znajduje na lodówce kartkę od Buffy: „Nie siedź do późna. Zostawiam pieniądze na zakupy. Żadnej pizzy! Kocham cię, Buffy”, Dawn bierze pieniądze)

Czy mogę zostać w nocy?

(Buffy klęka przy świeżym grobie)

Sama…

(Z grobu wydostaje się ręka)

BUFFY: No to zaczynamy.

(Cięcie. Dwójka „bohaterów”, których już dawno nie widzieliśmy, o jak było dobrze nam bez nich ;), znowu wraca. Tym razem Andrew i Jonathan jadą samochodem, Jonathan prowadzi.)   

ANDREW: Ciągle krążysz w kółko, po prostu jedź prosto.

JONATHAN: Zamknij się. Musimy uważać.

ANDREW: Ja po prostu się boję.

JONATHAN: Oczywiście, ja też. Jak byliśmy tu ostatnim razem 33,3 % z nas zostało obdartych ze skóry.

ANDREW: Uspokój się, nikt nie zostanie teraz oberwany ze skóry. Mamy plan, naprawimy to.

JONATHAN: Powinniśmy byli zostać w Meksyku.

ANDREW: Eh, nie podobało mi się tam. Wszyscy mówili po meksykańsku.

JONATHAN: Mogłeś się go nauczyć. Nauczyłeś się całego słownika w dwa i pół tygodnia.

ANDREW: Bo tam znałem i stosowałem przejrzyste zasady. Poza tym cały czas mam koszmary.

JONATHAN: Ja też. (mówi coś po meksykańsku, sorki, jak się nauczę za półtorej tygodnia ;) to napiszę ;))

ANDREW: To zaczyna zżerać cię od środka.

JONATHAN: Naprawimy to.

ANDREW: Jesteśmy tu z sercami ze złota.

(Samochód mija tablice z napisem: Witamy w Sunnydale.)

(Cięcie. Buffy zaczyna walczyć ze świeżo wydostałym się spod ziemi wampirem ;) przy czym wampir spuszcza jej niezłe manto, blokując zarazem jej ciosy.)

(Cięcie. Dawn stoi w kuchni, zajada pizzę.)

DAWN: Z całej zdrowej żywności najbardziej lubimy pizzę. (przenosi się do pokoju Buffy, ogląda jej ciuchy, w końcu brudzi białą bluzkę pizzą) Oh, uh, pomyśli, że to krew. (teraz Dawn wymachuje duża siekierą) Posmakuj mojego ostrza! (na szczęście nie widzimy w co wbiła siekierę ;) po chwili znajduje nowe zajęcie, zaczyna bawić się kuszą, przy okazji zabija ścianę ;) udaje jej się wyrwać strzałę ze ściany, niestety razem z kawałkiem tynku… ups… na szczęście w pobliże stoi spory kwiatek, którym Dawn zasłania dziurę.)

(Cięcie. Widzimy ja Dawn wchodzi do kuchni, widzimy ją jednak z perspektywy osoby stojącej za oknem. Teraz wchodzimy do środka i widzimy jak Dawn podgrzewa piankę w mikrofalówce.)

DAWN: (śmieje się) Ale jazda. (nagle słyszymy trzaśnięcie drzwiami, Dawn odwraca się)

(Cięcie. Willow robi notatki w bibliotece, nagle zza półek wyłania się Cassie.)

CASSIE: Więc, to jest biblioteka uniwersytecka. Jest taka duża. Cześć.

WILLOW: Znam cię, to znaczy widziałam twoje zdjęcie.

CASSIE: Tak, wiem to dziwne, bo w sumie nigdy się nie spotkałyśmy.

WILLOW: Albo dziwne dlatego, że ty nie żyjesz.

CASSIE: Tak, to też.

WILLOW: Czy ja zasnęłam?

CASSIE: Nie. Jestem tu, to znaczy nie tu-tu, tylko… to trochę skomplikowane. Nawet trochę ironiczne, czytałam całą tę poezję o końcu i znowu tu jestem, rozmawiam z tobą.

WILLOW: Tak, ironiczne.

CASSIE: Nie robię tego, żeby cię przestraszyć. Tylko (siada przed Willow) ona mnie prosiła, żebym z tobą porozmawiała. To ważne.

WILLOW: Ona?

CASSIE: Nie martw się, nie zrobię ci krzywdy ani nic takiego.

WILLOW: Kto cię poprosił? O czym ty mówisz?

CASSIE: Mówi, że ciągle śpiewa.

WILLOW: (bliska płaczu) Co?

CASSIE: Pamiętasz, kiedy śpiewałyście dla siebie na mostku? Mówi, że teraz, nawet kiedy jej nie słyszysz, ona nadal dla ciebie śpiewa.

WILLOW: Tara…

(Cięcie. Dawn siedzi przed telewizorem, ogląda stary horror, je piankę i rozmawia przez telefon.)

DAWN: Oh, przestań, ona już nie żyje. To oczywiste, że to psychopata. (oblizuje palce) Pewnie, że jest. Co? Nie to nie on. No, a który kanał ty oglądasz? (nagle słychać głośny stukot, Dawn wypada słuchawka) Dobra, to znowu to. Cały czas słyszę to jakby tupanie (wyłącza głos w telewizorze, nagle słychać dwa tupnięcia) Nie, nie wiem czy to… (podchodzi do drzwi wejściowych, które nagle się otwierają, Dawnie próbuje je zamknąć, ale silny wiatr jej w tym przeszkadza) (krzyczy do słuchawki) Kit? Jesteś tam? (nagle głos w telewizorze sam się włącza, Dawn podbiega i usiłuje wyłączyć odbiornik, nie udaje jej się to, wyciąga wtyczkę z kontaktu, to jednak też nie pomaga!!)

(Cięcie. Wracamy do Buffy walczącej z wampirem. Wampir rzuca ją na kryptę i chce ugryźć, Buffy szamoce się, po chwili wampir przygląda jej się dziwnie.)

WEBSTER: Buffy? Buffy Summers?

BUFFY: Czy my-

WEBSTER: (puszcza jej gardło) Em, Wers, Holden Webster. Chodziliśmy razem do szkoły. Na historię europy, dawałem ci ściągać. (Buffy zdezorientowana patrzy się na niego) Naprawdę mnie nie pamiętasz?

BUFFY: Pewnie, że tak. Pewnie.

(Cięcie. Dom Buffy. Dawn stoi na środku pokoju, telewizor nadal jest włączony, nagle wszystkie radia zaczynają grać. Dawn rozbija kijem do beaseball’a telewizor potem wieżę. Następnie idzie do kuchni.)

DAWN: O, Boże. (mikrofalówka zaczyna działać, Dawn rusza w jej stronę z kijem) O, Boże. (zanim zdąża do niej dojść sprzęt wybucha, szkło rozpryskuje się na podłodze, Dawn jest na boso, więc szkło wbija się w jej stopy, radio przestraja się i z głośnika dochodzi głos)

JOYCE: Dawn.

(Głos cichnie, a w radiu znowu zaczyna grać muzyka.)

DAWN: Mama?    

(Cięcie. Cmentarz. Buffy potrząsa głową.)

WEBSTER: Dobra, a w pierwszej klasie jak wystawialiśmy przedstawienie. To ja zaprojektowałem oświetlenie.

BUFFY: Nie byłam na nim.

WEBSTER: Ale pomogłaś mi ustawiać światła, a, a ja upuściłem ci je na stopę.  

BUFFY: Oh, tak, tak! Stopa! Oczywiście historia, stopa, teraz sobie zaczynam wszystko przypominać. Przepraszam.

WEBSTER: (zaczyna się uśmiechać) Oh, no wiesz, przecież nie byłem znaczącą częścią twojego życia, ani nic.

BUFFY: Oh, nie, tylko ja cię nie rozpoznałam przez twoją twarz (Webster cały czas ma vamp-face) , to, że jesteś demonem. No i trochę się rozrosłeś.

WEBSTER: Oh, chodziłem na tekwondo.

BUFFY: To świetnie.

WEBSTER: Tak.

BUFFY: I jakie miałeś plany?

WEBSTER: Cóż, umarłem. (śmieje się) Nie, z innych rzeczy, em, no wiesz psychologia, bardzo to polubiłem. (zaczynają iść przez cmentarz) Wziąłem rok wolnego, żeby obserwować pacjentów w domu wariatów w Sunnydale.

BUFFY: Wow, to musi być… popularne zajęcie.

WEBSTER: Tak, powinni sprzedawać bilety. Hej, pamiętasz Jason’a Wheeler’a? Szalonego J?

BUFFY: Oh, tak.

WEBSTER: Zawsze chodził i powtarzał jestem wariatem jestem wariatem.

BUFFY: Co u niego?

WEBSTER: Zwariował. Jest w klinice od ukończenia liceum. Co raczej nie jest aż takie śmieszne.

BUFFY: Raczej ironiczne.

WEBSTER: Tak. (robi dziwny grymas i przybiera ludzką twarz) Wow, czy moja twarz właśnie się zmieniła?

BUFFY: Tak, teraz wyglądasz jak człowiek. Możesz tak robić w tę i z powrotem.

WEBSTER: Więc jestem wampirem. Jakie to dziwne.

BUFFY: Przykro mi.

WEBSTER: Nie, nie. Czuję się świetnie, czuję się silny, jakbym był połączony z potężną złą mocą, która ma zamiar zniszczyć ten świat. A ty?

BUFFY: (wzrusza ramionami) Nie jestem aż tak połączona.

WEBSTER: Um, nie, wiesz. Kołek i krzyż… często to robisz?

BUFFY: Jestem pogromczynią. To takie moje coś.

WEBSTER: Więc co? Walczysz z wampirami profesjonalnie?

BUFFY: Nie płacą mi za to. To raczej powołanie. Od... nawet w szkole.

WEBSTER: Sporo słyszałem wtedy o tobie plotek. Byłaś wyjątkowo tajemnicza.

BUFFY: Byłam?

WEBSTER: Nigdy cię nie było, sporo osób uważało, że umawiasz się z jakimś naprawdę starym gościem, albo że jestem bardzo religijna. Scott Hope powiedział, że jesteś homo.

BUFFY: Co? Chodziłam z nim przecież.

WEBSTER: Mówił tak o każdej dziewczynie, z którą zerwał. No a w zeszłym roku okazało się, że to on był inny.

BUFFY: Rany, niezłych sobie facetów wybieram.

WEBSTER: Więc, przez cały czas byłaś pogromcą.

BUFFY: Pogromczynią.

WEBSTER: -nią? Jedyną?

BUFFY: Tak jakby.

WEBSTER: Oh, więc jak powiedziałaś, że nie jesteś połączona, to było nie do końca prawdą.

BUFFY: Oh (zakłada ręce na biodra) pan psycholog się odezwał.

WEBSTER: Nic nie powiedziałem.

BUFFY: Tak, naprawdę potrzebuję terapii ze złym i nieżywym facetem.

WEBSTER: Hej, to ty to powiedziałaś.

BUFFY: Jestem połączona, z wieloma ludźmi.

WEBSTER: Nie, no, rozumiem.

(Kamera oddal się od nich, widzimy komórkę Buffy leżącą na trawie, musiała jej wypaść, kiedy walczyła z wampirem. Komórka zaczyna dzwonić.)

BUFFY: Naprawdę jestem.

(Cięcie. Dom. Dawn przykleja plastry na poranione stopy w ręku trzyma telefon.)

DAWN: Buffy. No dalej, odbierz. Nie wiem, co mam robić. (wyłącza i odkłada telefon, bierze radiomagnetofon w dłonie) Zrób to znowu, słyszałam cię. (za Dawn na kanapie pojawia się ciało Joyce, Dawn odwraca się powoli, jednak na kanapie nikogo już nie ma, nagle gaśnie światło, gdy zapala się z powrotem okazuje się, że broń Buffy jest porozrzucana, a na ścianie widnieje napis wypisany krwią: „Mleko matki jest dzisiaj czerwone”, światło znowu gaśnie, kiedy się zapal napisu już nie ma. Dawn rozgląda się przerażona. Znowu słychać odgłosy uderzeń w ścianę) Dlaczego to robisz? Dlaczego to-? Nie rozumiem. (cały czas słychać pukanie) Przestań! Przestań! Przestań! (odgłosy cichną) Halo? 9odpowiada jej jedno stuknięcie) Raz na tak, raz na tak! Dwa na nie! Mama? (słychać jedno uderzenie) Mamo. To ty? (słychać jedno uderzenie) Nic ci nie jest? (słychać dwa uderzenia) Nie. Mamo? Mamusiu. Jesteś sama. (słychać dwa uderzenia, nagle cały dom zaczyna się trząść) Dlaczego to robisz?

(Cięcie. Noc, biblioteka w Sunnydale High, po linie na dół zjeżdża Jonathan, rozgląda się. Po chwili na dół z krzykiem spada Andrew.)

JONATHAN: Wstawaj łamago.

ANDREW: Mam szynę w goleniu.

(Cięcie. Obaj idą korytarzem.)

JONATHAN: Powinniśmy zapalić światło.

ANDREW: Nie, zobaczyliby je z zewnątrz.  

JONATHAN: Racja. (nagle słychać dźwięk tłuczonego szkła, obaj odwracają się.) Może powinniśmy pójść po Buffy.

ANDREW: Nie ma mowy.

JONATHAN: Powinniśmy jej powiedzieć, co wiemy.

ANDREW: Dlaczego miałaby nam uwierzyć, nie mamy dowodów. Mamy nagrane tupanie i dźwięki dzwonków trwające miko sekundę.

JONATHAN: Nie wrócę do Wielkiego Domu, to miejsce zmienia ludzi.

ANDREW: Dlatego potrzebujemy dowodów. Pomyśl, że to jest jak wielka wyprawa, misja.

JONATHAN: Una Questa.

ANDREW: Znajdziemy to, powiadomimy pogromczynię i pomożemy jej to zniszczyć. Uratujemy Sunnydale. Sunnydale potem razem z innymi pewnie pójdziemy do jej domu.

(Zatrzymują się, chyba spodobała im się ta myśl, ugh ;))

JONATHAN: Dobra, racja. Co robimy?

ANDREW: Sądzę, że powinniśmy znaleźć gabinet dyrektora i tam zacząć.

JONATHAN: Dobra. (oświetla latarką plan budynku) Ty idź sprawdź ten korytarz, a ja pójdę tam.

ANDREW: Sprawdzamy komunikatory.

JONATHAN: Raz, raz.        

ANDREW: Raz, raz.  

JONATHAN: Raz.

ANDREW: Raz, raz.

JONATHAN/ANDREW: Raz, raz. Raz.

ANDREW: Raz.

JONATHAN Raz. (Przytakują i rozchodzą się w przeciwnych kierunkach.) (po przejściu kilku metrów) Echo2 do echo1.

ANDREW: Ty echo1, mów.

JONATHAN: Naprawdę sądzisz, że pozwolą na się do nich przyłączyć?

(Andrew wzrusza ramionami, Jonathan idzie w swoją stronę. Nagle zza Andrew wychodzi, jah! Jak ja go nie znoszę!!! Warren)

WARREN: Niezła robota.

ANDREW: (odwraca się zaskoczony) Tu jesteś. Trzęsę się ze strachu.

WARREN: Wyluzuj, spokojnie.

ANDREW: Masz pojęcie jak trudno jest zachowywać taki spokój.

WARREN: Bez nerwów, świetnie sobie radzisz. Wszystko idzie według planu.  

ANDREW: Wiesz co ja przeszedłem, kiedy mnie zostawiłeś. A kiedy umarłeś wylądowałem w Meksyku.

WARREN: Ale już po wszystkim. To z umieranie było częścią wielkiego planu. Jeśli to zrobisz będziesz-

ANDREW: Potężniejszy niż mogę sobie wyobrazić. Oczywiście. Sądzisz, że Willow mogłaby mnie też zabić?

WARREN: Hej, nie martw się. Jak wykorzystamy teraz swoja szansę obaj staniemy się bogami.

ANDREW: (spoglądając za Jonathan’em) Ten chłopka jest naszą ostatnią nadzieją.

WARREN: Nie, jest jeszcze jedna.

ANDREW: Oh, serio? (no i zepsuł cały nastrój grozy ;)) Kto jest naszą ostatnią nadzieją.

WARREN: Nie, tylko poddałem się nastrojowi. On jest naszą ostatnią nadzieją.        

(Cięcie. Biblioteka. Willow siedzi naprzeciwko Cassie.)

WILLOW: Tara, czy to ty?

CASSIE: Przykro jej, że nie mogła przyjść sama.

WILLOW: Dlaczego nie mogła? Nie rozumiem. Dlaczego się nie pokazała?

CASSIE: Nie może.

WILLOW: Ale dlaczego? Nie rozumiem.

CASSIE: Przez to, co zrobiłaś.

WILLOW: Co?

CASSIE: Zabijałaś ludzi. Nie możesz jej zobaczyć, tak już jest. Przykro mi.

WILLOW: (ze łzami w oczach) Ale ona do ciebie mówi? I słyszy mnie? Tara, tara tęsknię za tobą, tak za tobą tęsknię. Czy ona mnie słyszy? (Cassie przytakuje) Co się dzieje? Mówi coś? Co? Odeszła?

CASSIE: Płacze.

WILLOW: Nie, nie płacz. Nie płacz kochanie, powiedz coś do mnie.

CASSIE: Ona też za tobą tęskni. Chciałaby móc cię dotknąć.  

WILLOW: Ja też. Ja też. O Boże, Tara, to tak bardzo boli. Każdego dnia jest we mnie wielka pustka i wcale nie jest lepiej.

CASSIE: Będzie. Może być.

WILLOW: Jak? Ciebie już nie ma.

CASSIE: Ale ty jesteś. Jesteś silna jak amazonka, pamiętasz?

WILLOW: Tak. Pamiętam. (Uśmiechają się do siebie.)

(Cięcie. The Bronze. Do Spike’a przysiada się krótkowłosa blondynka.)

(Cięcie. Cmentarz. Buffy leży na krypcie, Webster siedzi obok na nagrobku.)

WEBSTER: Więc spotykasz kogoś, budujecie związek-

BUFFY: A on się kończy.

WEBSTER: Mówisz o wszystkich związkach, czy tylko o swoich?

BUFFY: Moi rodzice też nie byli idealną parą. Może to ma z tym coś wspólnego. Pewnie są gdzieś ludzie, którym się to udaje, ja wybieram tych z którymi się nie może udać. I to z zabójczą precyzją.

WEBSTER: Sądzisz, że robisz to celowo? Może starasz się ochronić siebie? ]

BUFFY: Ochronić siebie? Przed zerwaniami, nieszczęściem i seksualną przemocą i możliwością śmierci? Niezbyt.

WEBSTER: Przed zaangażowaniem.

BUFFY: (podnosi się) Ja się angażuję! Jestem zaangażowana. Umiem się angażować.

WEBSTER: Więc to chodzi o nich, ty wyciągasz do nich rękę, a oni nie podchodzą.

BUFFY: To nie tak. Gubię się, bo jesteś zły.

WEBSTER: Uważam tylko, że cierpisz. Co nawet sprawia mi przyjemność, bo aktualnie jestem zły. Ale powinnaś podchodzić z rezerwą do siebie. Przecież nie masz wyłączności na nieudane związki.  

BUFFY: Nie byłoby fajnie, gdybym miała.

WEBSTER: Chcesz się już ustatkować, w wieku 21 lat. Mama dziewczynę na studiach, jest nam dobrze, ale to nie znaczy, że ją zwampiruję, żebyśmy mogli być na zawsze razem.

BUFFY: Zmienię w wampira, tak się mówi, kiedy zmienia się człowieka w wampira. Zmienia się ich.

WEBSTER: Ekstra.

BUFFY: Ma szerokie zastosowanie.

WEBSTER: Oh, muszę się tyle nauczyć. Nie sądzisz, że to szalone? Bałem się do ciebie odezwać w szkole średniej, a teraz jesteśmy śmiertelnymi wrogami. Fajnie by było gdybyśmy byli swoim nemezis.

BUFFY: Jak to się mówi?

WEBSTER: będziemy musieli walczyć na śmierć i życie, tak?

BUFFY: To taki stary zwyczaj.

WEBSTER: Wow, rzeczywistość potrafi dać człowiekowi popalić. Ale wiesz, wzrasta we mnie pragnienie krwi i zaczynam to rozumieć. Mam ochotę na walkę, oh i to nie jest nic osobistego.

BUFFY: Oh, nie. Byłeś świetny.

WEBSTER: Miło było porozmawiać. Nie utrzymywałem kontaktu z wieloma osobami ze szkoły. (z uśmiechem) Pewnie niedługo ich odwiedzę.

BUFFY: (z lekkim smutkiem) Taa.

WEBSTER: Nie chcę wyjść na psychiatrę, ale nie wydajesz się zachwycona. To dlatego, że będziemy walczyć?

BUFFY: To dlatego, że wygram.

WEBSTER: (śmieje się) Halo, dwa lata tekwondo i siła wampira. Chyba ktoś przecenia swojej możliwości.

BUFFY: Nie wyjdziesz z tego cmentarza. (wzrusza ramionami) Nie mogę ci na to pozwolić.

WEBSTER: Czy coś ci mówi wyrażenie: kompleks wyższości?

BUFFY: Myślisz, że pozwolę ci pójść i zabijać ludzi? Wiesz, że nie mogę.

WEBSTER: Nie, nie. Rozumiem walkę ze złem. Twój problem nie tkwi w tym.

BUFFY: Nie mam problemu. Nie wkręcaj mi problemów.

WEBSTER: Odpowiedz mi na jedno pytanie: Czyją winą był rozwód twoich rodziców?

BUFFY: O, Boże. Dobra to już nie jest zło, to jest logika świrniętego trolla. Co moi rodzice mają z tym wspólnego?

WEBSTER: Po prostu jestem ciekaw twojej opinii. (siadają na krypcie)

BUFFY: (wzdycha) Oboje miele wiele-

WEBSTER: Szczerze.

BUFFY: To przez mojego ojca.

WEBSTER: Aha.

BUFFY: Zdradzał. Tak sądzę.

WEBSTER: Więc, we wszystkich swoich związkach, o których podświadomie wiedziałaś, że są skazane na zagładę, czyja to była wina?

BUFFY: To zupełnie coś innego.

WEBSTER: Po prostu zastanawiałem się, czy to możliwe, nawet troszeczkę, że problemy które nasz z budowaniem związku, SA spowodowane faktem, że sądzisz, iż oni nie są tego warci? Może uważasz, że jesteś od nich lepsza?

BUFFY: Oh, właśnie znalazłam swoją żądzę krwi.

WEBSTER: Zdenerwowałaś się.

BUFFY: Skręcę ci kark, jeśli nie zostawisz tego tematu. Nie pamiętam żebyś był taki denerwujący.

WEBSTER: W ogóle mnie nie pamiętasz.

BUFFY: Pamiętam!

WEBSTER: Tak, po pół godziny przypominania sobie. I nie traktuję tego osobiście, bo w liceum byłaś w swoim małym świecie. To całe wybranie, przeznaczenie, kto byłby w stanie z tym żyć przez siedem lat i nie cierpiałby na kompleks wyższości?

BUFFY: Ja tak nie mam. Mam wszystko-

WEBSTER: Co?

BUFFY: Tylko, gdybyś wiedział, co robiłam, kim się stałam. (ze złami w oczach) Nawet moi najlepsi przyjaciele… śmiałbyś się, gdybyś usłyszał o tym, co im zrobiłam.

WEBSTER: Buffy, jestem tu żeby cię zabić, nie oceniać.

BUFFY: Z ostatnim facetem to stało się naprawdę… Zachowywałam się jak potwór. Traktowałam go jak… A zarazem pozwalałam, żeby całkowicie przejął nade mną kontrolę. Żeby robił ze mną rzeczy, które… (wyciera łzy) Przepraszam. Nie chciałam zacząć ci się zwierzać. (Webster podchodzi do figurki stojącej na nagrobku) Nie wiem, co się ze mną dzieje.

WEBSTER: Nic się nie dzieje. (uderza Buffy figurką, zmienia się w wampira, przeskakuje przez grobowiec i nachyla się nad Buffy) każdy ma problemy.

(Usiłuje ją ugryźć, Buffy odpycha go. Wywiązuje się walka.)

BUFFY: Sukinsyn.

WEBSTER: No co?

BUFFY: Chyba zabiję cię trochę staranniej niż zwykle.

(Walka przebiega dalej, w końcu Webster wymierza Buffy kopnięcie w brzuch.)

WEBSTER: Webster była piękna chwila, otworzyłaś się przede mną. To było naprawdę milutkie, aż zapragnąłem cię ugryźć. Przepraszam jeśli chciałem to zrobić w złym momencie, jestem nowy w tej całej walce pomiędzy śmiertelnymi wrogami. (Buffy rusza w jego stronę, wampir jednak powstrzymuje ją kopnięciem w twarz) Szybko się uczę, co? (Buffy wymierza mu kopnięcie, Webster wpada do krypty przez witraż.)

(Cięcie. Dom. Dawn stoi na środku pustego pokoju. Słychać warczenie.)

DAWN: Słyszę cię. Słyszę jak oddychasz. Krzywdzisz moja mamę? Powstrzymujesz ją, żeby nie mogła do mnie wrócić? (nagle w błysku niebieskiego światła na kanapie pojawia się ciało Joyce) Mamo? Widzę cię. Idę do ciebie. (w kolejnym flashu niebieskawego światła widzimy dziwnego demona o niebieskiej skórze i drugiej parze małych rąk wyrastających z pleców, który dusi Joyce) Ona chce mi coś powiedzieć! (demon warczy) Zejdź z niej! I pozwól mi z nią porozmawiać. (w kolejnym błysku demon znika) Siekiera. (Dawn schyla się i zaczyna szukać broni, nagle ktoś zamachuje się siekierą tuż przed jej twarzą)

(Dawn biegnie do drzwi, otwiera je i znowu do domu dostaje się podmuch silnego wiatru.)

GŁOS: Wynoś się!!

(Dawn zamyka drzwi.)

DAWN: To jest moja mama. Zostaję.

(W niebieskawym świetle widzimy ciało Joyce na kanapie.)

(Cięcie. Sunnydale High.)

ANDREW: Znowu jesteśmy w szkole.

JONATHAN: Po części chciałbym tu wrócić.

ANDREW: Kręcimy się w kółko, nie lubię się tak czuć.

JONATHAN: (zabiera mu plan szkoły) Pokaż mi to. Chyba kręcimy się w kółko, chyba powinniśmy wrócić do początku.

ANDREW: (oświetla latarką postać Warren’a stojącą przy drzwiach) To tam.   

JONATHAN: Co? Jesteś pewny? (oświetla drzwi, nie ma przy nich nikogo)

ANDREW: (spogląda na nie, widzi Warren’a) Tak.

(Otwierają drzwi.)

JONATHAN: Wiesz co, chyba masz rację. A jeśli tak to, czego szukamy powinno być dokładnie tam. (oświetla latarką ziemię, Andrew wbija w nią kilof.)

(Cięcie. Cmentarz, krypta. Buffy walczy z wampirem, powala go na podłogę i nachyla się nas nim z kołkiem.)

BUFFY: Widzisz? Jesteś martwy. To był ten moment?

(Webster zmienia się w człowieka.)

WEBSTER: Dobra, ale zabijasz mnie dlatego, że jestem zły, czy dlatego, że się przede mną otworzyłaś?  

BUFFY: (wstaje) Uhh!! (odwraca się i wymierza mu kopnięcie w twarz, Webster zaczyna się śmiać) Co jest z tobą nie tak?

WEBSTER: Nic. Nie mam już zmartwień, jestem martwy. Jedyna rzeczą, która mnie zastanawia to to, czy Trishia Walkman przyszła na mój pogrzeb czy nie. (otrzepuje się z brudu) Pamiętasz ją, uhh, wspaniała.

BUFFY: Widzisz właśnie tego w wam nienawidzę. Seks, śmierć, miłość i ból to dla was dokładnie jedno i to samo.

WEBSTER: Wiesz, to taka męska przypadłość. Zawsze rozmawiamy o przeleceniu panienki-

BUFFY: Nie, to nie to samo. Z wampirami jest zupełnie- Uwierz mi, wiem coś o tym.

WEBSTER: Webster mój Boże!
BUFFY: O, twój Boże, co?

WEBSTER: Oh, cóż, nie mój, bo gardzę nim i wszystkimi jego tworami. Ale czy on istnieje? Są dowody?

BUFFY: Nic konkretnego.

WEBSTER: Ciągle schodzę z tematu, bo mój mózg aż paruje (ściąga marynarkę) Masz rację. Zawrzyjmy umowę, będziemy walczyć na śmierć i życie, dobra. Ta ostania walka była cudowna i w sumie to miałem już opracowany ruch, żeby zablokować ten kołek, ale musisz odpowiedzieć na jedno pytanie. A jeśli mam rację, będę mógł zapytać o wszystko, nie będzie sekretów, żadnego ściemniania. O wszystko, co będę chciał wiedzieć.

BUFFY: Jak brzmi pytanie?

WEBSTER: Twój ostatni związek, czy to było z wampirem?

(Cięcie. Noc, ulica. Spike idzie obok blondynki, która przysiadła się do niego w The Bronze. Rozmawiają.)

(Cięcie. Biblioteka.)

WILLOW: Nie wiem, od czego zacząć. Po tym jak Warren cię zastrzelił, wiesz o tym co się stało? (Cassie przytakuje) To było okropne. Ja byłam okropna. Zatraciłam siebie, zwykłą mnie.

CASSIE: Opłakiwałaś ją.

WILLOW: Niewielu ludzi, gdy kogoś opłakują niszczą innych. Skrzywdziłam wiele osób.

CASSIE: To przez twoją moc.

WILLOW: To ja jestem tą mocą. Ona jest w mnie. Wspominałam już o niszczeniu własności innych? Sklep Giles’a nie przypomina już sklepu.

CASSIE: Ta moc jest potężniejsza od ciebie.

WILLOW: Wiem.

CASSIE: Wszystko jest jaśniejsze tam, gdzie jest Tara, gdzie my jesteśmy. Widzimy twoją przyszłość i musisz przestać. Nie możesz używać magii, już nigdy.

WILLOW: Czarnej magii, oczywiście. Ale Giles mówi, że to nie jest tak proste, żeby od razu przestać.

CASSIE: To zbyt niebezpieczne. Nie możesz ryzykować, że stracisz kontrolę.

WILLOW: Nie chcę, nie mogę. Już nigdy nie chcę spowodować takiego bólu.

CASSIE: Oczywiście, że nie chcesz.

WILLOW: Więc tego nie zrobię. Nic mi nie będzie.

CASSIE: Ona mówi-

WILLOW: Co?

CASSIE: Że będzie, że zabijesz wszystkich.

(Na twarzy Willow pojawia się przerażenie.)

(Cięcie. Szkoła. Jonathan i Andrew kopią.)

JONATHAN: Musimy to całkiem odkopać.

ANDREW: Tak.

JONATHAN: Mam nadzieję, że Buffy będzie wiedzieć jak to zniszczyć. 46-19-27. Dokładnie. To był mój szyfr to szafki. Męczyło mnie to całą noc.

ANDREW: Stary, przez kilka ostatnich lat starałeś się zapomnieć o szkole średniej, dlaczego teraz starasz się ją sobie przypomnieć?

JONATHAN: Nie wiem. Chyba za nią tęsknię. A ty?

ANDREW: (z drwiną) Ta, tęsknię za nią.

JONATHAN: Mówię serio, naprawdę za nią tęsknię. Czas mija i o wszystkim się zapomina. O złych rzeczach, bólu, okropnościach, upokorzeniach. Wszystko się rozmywa (Andrew zauważa Warren’a stojącego za Jonathan’em) tęsknię za przyjaciółmi, wrogami, za ludźmi z którymi codziennie rozmawiałem, nawet za tymi, który w ogóle nie wiedzieli, że istnieję. Brakuje mi ich, chciałbym z nimi porozmawiać, chciałbym wiedzieć jak sobie radzą, co się z nimi dzieje.

ANDREW: Wiesz co, oni nie chcą z tobą rozmawiać. Nawet jeden z tych, o których mówiłeś, nie siedzi i nie zastanawia się, co teraz robi Jonathan. Żadnego z nich nie obchodzisz.

JONATHAN: Ale oni mnie nadal obchodzą. Dlatego tu jestem. (Biorą się do odkopywania, widzimy, że stoją płycie z wygrawerowanym pentaklem i innymi znakami)

(Cięcie. Dom. Dawn siedzi na podłodze, wokół niej są rozstawione świece i księgi. Słychać warczenie demona.)

DAWN: Wiem, że tam jesteś. Wyrzucę się stąd. Moja mam chce ze mną porozmawiać. (Dawn rozsypuje jakiś pył, nagle siła cofa ja do tyłu, Dawn uderza plecami w ścianę) ! Wyrzucam cię z tego miejsca, ciebie i twoją truciznę! (nadal rozsypuje pył, nagle coś rozcina jej prawy policzek) Skórę oddzielę od twego mięsa… (gasną wszystkie świece, w domu zaczyna wiać wiatr, Dawn piszczy, podmuch wybija wszystkie okna)

(Cięcie. Cmentarz, krypta.)

BUFFY: Najśmieszniejsze było to, że on mnie kochał. Na swój bezduszny sposób. Ale naprawdę mu na mnie zależało. A ja nie chciałam być kochana.

WEBSTER: Naprawdę?

BUFFY: Mam całą tę moc, nie prosiłam o nią, nie zasługuję na nią. To jakbym chciała zostać ukarana. Chciałam cierpieć tak, jak sądziłam, że na to zasługuję. To jakby- To jest dość skomplikowane, jeśli wolisz walczyć.

WEBSTER: (siedzą na schodkach, Webster układ się wygodniej) Mów.

BUFFY: Czuję się gorsza, szczerze, czuję, że jestem poniżej nich; moich przyjaciół, moich chłopaków. Czuję, że nie jestem warta ich miłości, bo to, że oni mnie kochają nic nie znaczy, bo ich opinie nie mają znaczenia, oni nie wiedzą. Nie przeszli przez to, przez co ja przeszłam, nie są pogromcami, a ja jestem. Czasami mam wrażenie- To okropne, czuję się od nich lepsza, wywyższona.

WEBSTER: Tyle, że nie możesz wygrać. A sądziłem, że to ja jestem ohydny, a przynajmniej tak planowałem. Masz kompleks wyższości i zarazem kompleks niższości na jego punkcie. (uśmiecha się) Czad.

BUFFY: To nie ma sensu.  

WEBSTER: Oh, ma. I wszystko prowadzi do tego, że czujesz się samotna, ale Buffy, każdy czuje się samotny, każdy jest samotny, Ado momentu, kiedy umrzesz. A mówiąc o umieraniu (wstaje, przeciąga się) Jesteś gotowa na pojedynek.

BUFFY: Chyba tak. (Wstaje) Um, dzięki za wysłuchanie mnie.

WEBSTER: Są rzeczy, które można powiedzieć tylko obcemu.

BUFFY: Nie jesteś obcy. A ten związek ze Spike’iem był-

WEBSTER: Zaraz.

BUFFY: Co?

WEBSTER: Powiedziałaś ze Spike’iem?

(Cięcie. Widzimy jak Spike odprowadza dziewczynę do domu. Stoją przez chwilę przed wejściem.)

(Cięcie. Dom. Dawn podnosi się z podłogi.)

DAWN: Wyrzucam cię z mocą każdej modlitwy do każdego Boga! (Dawn ląduje na drzwiach, ma zakrwawione usta) Wyrzucam cię z siła tych, którzy mnie kochają! Wyrzucam cię siłą, którą mam w sobie! (Wysypuje całą miskę proszku) Tak jest, giń! (Słychać krzyk demona, na ścianach rozbryzguje się krew, po chwili krew znika, Dawn upada na podłogę. Oświeca ją jasne światło w którym ukazuje się Joyce w białej szacie) Mamo?

(Cięcie. Biblioteka.)

WILLOW: Co zrobię?

CASSIE: Po to przybyłam, żeby cię ostrzec.

WILLOW: Widziałaś moje przeznaczenie. Co wiesz? Co widziałaś?

CASSIE: Nie chcesz wiedzieć, co zobaczyłyśmy.

WILLOW: O, Boże.

CASSIE: Ale jeśli przestaniesz, całkowicie. Nie będzie w ogóle używać magii-

WILLOW: Racja, przestanę, a co z Giles’em. On powiedział, że tak samo niebezpieczne jest dla mnie całkowite zrezygnowanie z magii, ze znowu będę „na głodzie”-

CASSIE: Nie możesz, jeśli rzucisz chociaż jedno zaklęcie-

WILLOW: Starałam się przestać, starałam się- A jeśli nie dam rady?

CASSIE: Nie myśl w ten sposób.

WILLOW: Jak mogę nie myśleć? Mówisz mi, że zabiję wszystkich moich przyjaciół, nie jestem silna, nie jestem amazonką. Jestem tylko mną.

CASSIE: Jest jedna rzecz, jedna rzecz, którą możesz zrobić, żeby przestać.

WILLOW: Co? Zrobię wszystko.

CASSIE: I mogłabyś ja zobaczyć. Nie musiałabyś z nią rozmawiać przeze mnie.

WILLOW: Tara?

CASSIE: Tego właśnie chcesz, prawda?

WILLOW: Oczywiście.

CASSIE: Więc idź, bądź z nią, wszyscy będą bezpieczni i znowu będziecie razem. (Willow zaczyna jej się dziwnie przyglądać) To nie jest takie złe. Serio. Tak jak zasypianie.

WILLOW: (Wstaje) Kim jesteś?

(Cięcie. Cmentarz, krypta.)

BUFFY: O co ci chodzi? Skąd znasz Spike’a?

WEBSTER: Jak to skąd? To był gość który mnie, zaraz jak to szło-

BUFFY: Zmienił.

WEBSTER: Dokładnie. To on mnie zmienił.

(Cięcie. Spike wgryza się w szyję młodej blondynki.)

(Cięcie. Dom.)

JOYCE: To nadchodzi Dawn. Posłuchaj, to niedługo się zacznie, kocham ciebie i kocham Buffy, ale jej nie będzie przy tobie.

DAWN: Co? Dlaczego to-?

JOYCE: Kiedy zacznie się zło, Buffy nie wybierze ciebie, będzie przeciwko tobie.

(Joyce rozpływa się w jasnym świetle.)

DAWN: Nie, nie odchodź! Proszę, nie odchodź! Nie! (zaczyna płakać)

(Cięcie. Szkoła. Andrew kładzie rękę na ramieniu Jonathan’a. Jonathan spostrzega Warren’a, w tym momencie Andrew wbija mu nóż w brzuch.)

(Cięcie. Biblioteka.)

CASSIE: Z tym samobójstwem posunęłam się za daleko, co? Hm. Wydawało się, że zadziała.

WILLOW: Powiedz mi kim jesteś.

CASSIE: Nadal pozostanę przy moim zdaniu, że świat byłby lepszym miejscem, gdybyś tylko podcięła sobie żyły.

WILLOW: (ze złością) Przestań.

CASSIE: Już to widzę, blask świec (wstaje) zdjęcie twojej zmarłej dziewczyny na twoim zakrwawiony nad-

WILLOW: Przestań.

CASSIE: (parodiuje Willow) Oh, kochanie pozostawiłaś we mnie taką pustkę, a to tak boli. Nie wiesz, co to ból. Ty i twoi przyjaciele zobaczycie co to ból po tym jak z wami skończę, a to nie jest zapowiedź łatwej śmierci. W sumie to jeśli chodzi o całą równowagę zła i dobra, to przestała mnie już obchodzić. Ma dosyć fałszywej moralności. I uwierz mi zamierzam upolować grubego zwierza.

WILLOW: (cicho) Spod ciebie to wypełza.

CASSIE: Oh, nie to, ja. (uśmiecha się, jej uśmiech się rozszerza, aż widzimy czaszkę, Cassie znika. Willow przygląda się temu z przerażeniem.)

(Cięcie. Dawn siedzi na środku doszczętnie zniszczonego salonu. Znowu słyszymy początkową pisenkę.)

WOKALISTKA: Oh, wpadłam na księżyc, a on pokrył cię błękitnym światłem

(Cięcie. Jonathan upada na pentagram, jego krew pokrywa całą jego powierzchnię.)

(Cięcie. Spike odrzuca nieżywą blondynkę na chodnik i wyciera zakrwawione usta.)

Oh, wpadłam na księżyc

(Cięcie. Webster rozpada się w proch.)

Czy mogę sprawić, że wszystko będzie dobrze?

Czy mogę zostać w nocy?

Sama…



Autor: Technopagan


~Ender's SMG~*~BuffyPedia~

"Buffy The Vampire Slayer" TM and © (or copyright) Fox and its related entities. All rights reserved. This web site, its operators and any content on this site relating to "Buffy The Vampire Slayer" are not authorized by Fox.